niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 38

- Misiu co ty wymyśliłaś ?
- Zostaw!
- CoCo.. Nikomu nigdy Cie nie oddam. Kocham Cie najbardziej na świecie. Walczyłem o Ciebie w sądzie. Było mi ciężko bo kochałem Rose, ale bardziej kocham Ciebie i Renesmee i Nadine. Tu jest Twój dom. Przy mnie.
- Tatusiu...ty wolisz ich.
- Nie. Kocham Cie CoCo.
- Przytul... - Wziąłem ją na kolana i pocałowałem w czółko.
- Jutro gdzieś Cie zabiorę. Będziemy sami okej ?
- Dobrze.
- Chodź na dół. Pobawimy się z psiakiem i Nadi. - zaniosłem ją tam i prawie cały czas przytulałem. Zaniedbałem ją. Kolejny raz zawiodłem. Muszę podzielić swoją uwagę na wszystkich. Dam jakoś kurwa rade. Renesmee zasnęła na kanapie, a ja zrobiłem kolację Coco. Jakieś zapiekanki. Lubi je.
- Dzięki Tatuś.
- Dla Ciebie wszystko skarbie. - Przygotowałem kaszkę dla Nadi i przyniosłem ją do kuchni. Karmiłem ją rozmawiając z CoCo. Mała mi wszystko oddała na koszulę, a Coco zaczęła się śmiać.
Jęknąłem tylko i ją zdjąłem Nie chciała jeść. Śpiąca była. Uśpiłem ją, a potem zaniosłem do łóżeczka. A później z Coco oglądaliśmy  bajki. Nudziłem się jak cholera, ale w końcu usnęła. Ją też zaniosłem do łóżka, a potem odniosłem narzeczoną. Wtuliła się instynktownie mocniej. Rano obudziło mnie śniadanie do łóżka.
- Hej dziewczyny. - wszystkie trzy dostały po buziaku.
- Harry, zabiorę dziś Nadi i pójdę do Mercy dobrze? - Rene Spojrzała na mnie znacząco.
- Odwieziemy Was z CoCo bo my też mamy plany.
- No właśnie - ułatwiła wszystko.


~ Renesmee ~ 

Stałam z małą pod drzwiami Tomlinsonów. Zapukałam poprawiając ją na rękach. Gdy sprzedałam mieszkanie, wszystkie pieniądze oddałam Lou.
- Hej Re. - otworzył mi Lou i wziął tą różową kulkę na ręce. Przytuliła się do niego a on poprawił jej smoczek. - Cześć Miki - Pocałowałam dziewczynkę w policzek.
- Hej ciocia.
- Nie przeszkadzamy Lou?
- Nie, Mercy zaraz wróci. Jest na zakupach. - Wzięłam za rękę małą i poszliśmy do salonu.
Lou w tym czasie zdjął z Nadi kurtkę i buciki. - Hazz ją ubierał ?
- Zgadnij.
- Zgaduję.
-  Ja mam nadzieję, że to syn będzie. Jego w różowe nie ubierze.
- Czy ja wiem..
- Louis nie dobijaj! Ej słyszałam, że Cię do policji wzięli.
- Już dawno
- Wybacz, że was zawalam swoimi sprawami.
- Mów co jest.
- Teraz? Nic. Rose znów się Wpieprza. Standard.
- Ona bedzie próbowała go odzyskać Renesmee.
- I tak w koło.
- Porozmawiam z Harrym. Rose powiedziała, że za cholerę nie odpuści. - przytulał małą.
- No. Ja też.
- Co wy w nim widzicie ?
- Miłość nie wybiera. - Wzruszyłam ramionami.  - Oczywiście to jego ostatnia szansa.
- Jassnee..
- No proszę cię. Trzeba być jakimś debilem żeby wrócić do takiej dziwki kolejny raz.
- Rose była wspaniałą kobietą. Harry też zrobił jej krzywdę. Święty nie był.
- Ale już nie jest wspaniałą kobietą. NIE JEST. Skończ temat. Podnieca cie że o niej gadasz?
- Sama zaczęłaś.
- Oj Lou. - machnęłam ręką. Do domu wróciłam z małą dopiero wieczorem . CoCo i Harry kończyli kolacje
- Hazz, pójdziemy 1 lutego do ołtarza?
- Dlaczego w zimie ?
- Bo potem będę gruba.
- Mamy czas skarbie.
- Póki znów się ktoś nie wpieprzy.
- Renesmee przestań.
- Nie ufam jej.
- A ufasz mi ?
- A tak.
- Więc bądź spokojna.
- To weźmiemy ten ślub ?
- Co tylko chcesz..
- A ty chcesz?
- Ja uważam, że nie ma się co spieszyć, ale jeżeli chcesz to pewnie. - uśmiechnął się. Pocałowałam go długo w usta. Znów się uśmiechnął i poszedł uśpić CoCo. Posprzątałam po kolacji. Potem wzięłam książkę i czytałam trochę. Jestem ciągle zmęczona i głodna. Ciąża. To mnie wykończy. Poszłam wziąć kąpiel.
- Posuń się trochę. - Hazz wszedł. Zrobiłam mu miejsce i wtuliłam się w jego tors.
- Robie w tym domu za pluszaka.. - mruknął całując mnie w czoło.
- Mówiłam - zaśmiałam się cicho.
- Oby syn. - zamknął oczy.
- Obojętnie.
- Zawsze chciałem mieć syna. Przekazać mu imperium, nauczyć go wszystkiego.
- Rozumiem. Więc mam nadzieję, że syn.
- Idziemy spać ?
- Idziemy. - Wyjął mnie z wanny i nagą zaniósł do sypialni. Sięgnęłam po coś do ubrania.
- Zostaw.. Po co. ? - położył się nagi na łóżku. Jezu jest taki seksowny.
- Harry nie pomagasz - oparłam głowę na jego torsie.
- Chodź tu..
- Gdzie?
- Na mnie.. - mruknął zmysłowo i niby przypadkiem przesunął dłonią po moich piersiach.
- Pobudzasz mnie - weszłam na niego.
- Taki mam zamiar. - usiadł i zaczął mnie całować. Oddawałam pocałunki zdziwiona. Całował moją szyje a potem zjechał pocałunkami do moich piersi. Odchyliłam głowę wzdychając. Ciągnęłam za jego włosy. Zassał moje sutki.
- Harry - pisnęłam.
- Tak ?
- Proszę, proszę...kochaj się ze mną.
- Taki również mam zamiar, ale najpierw.. musisz to dla mnie zrobić..
- Co?
- Uwielbiam jak robisz mi dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Schodziłam ustami coraz niżej. Oparł się wygodnie na łóżku. Lubię go takiego. Dominanta. Najbardziej podnieca go to, że jestem mu uległa.
- Ale nie możesz dojść - zaznaczyłam.
- To ja dyktuję zasady, skarbie.
- Proszę.
- Zobaczymy. - Wzięłam go do ust. Zassałam mocno.  Jęknął głośno i złapał mnie za włosy. Uderzył o moje gardło. Robiłam to powoli.
- Szybciej.. - Zrobiłam jak prosił. Jęczał głośno wypychając biodra do góry. Drażniłam jego członka zębami.
- Nie ! Renesmee to boli ! - Więc przestałam i robiłam to szybciej. Doszedł mi w ustach. Uśmiechnęłam się.
- Połknij mała.. - Połknęłam oblizując usta.
- Nabij się słonko. - Podniosłam biodra i opuściłam na niego. Usiadł i całował mnie. Pomagał mi się poruszać unosząc moje biodra. Było cudownie i razem doszliśmy. Pocałował  mnie długo i położył obok siebie. Kolejny poranek zaczął się od wymiotów. 
- Dobrze się czujesz? - Harry kucnął obok mnie kiedy nadal umierałam przy kiblu.
- A wyglądam?
- Sarkazm obecny. - związał mi włosy w  jakiegoś koka i podał wodę.
- Dzięki - popiłam.
- Wstawaj, myj zęby, a ja idę zrobić śniadanie.
- O Fu - i znów zwymiotowałam.
- Mamusiu ? - CoCo weszła.
- Hm..
- Co Ci się dzieje ?
- Źle się czuje.
- Umierasz ? -usiadła obok mnie i patrzyła tymi zielonymi oczami.
- Kotku nie. Nie mów tak.
- Kocham Cie mamo.. Przynieść Ci kanapkę ?
- Nie, dziękuję słoneczko. Idź się baw.
- Nadi płacze. Pójdę tam. - cmoknęła mnie w policzek i poszła. Kochane dziecko.
- Pójdę zobaczyć co z małą dobrze ?
- Dobrze.
- Jakby coś to krzycz okej ? - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
- Tak..
- Tu jest mama maluchu. - Hazz przyniósł zapłakane maleństwo. Przepłukałam usta i wzięłam ją na ręce. Wtuliła się we mnie mocno cicho łkając.
- Cichutko kochanie.
- Am mama. Am.
- Już - zeszłam z nią powoli na dół i zrobiłam jedzenie. Harry ciągle był przy mnie.
Tak jakby mnie asekurował gdybym upadła.

12 komentarzy: