piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 1

Weszłam do baru, aby zaraz zacząć swoją zmianę. Jak mnie nie zwolnią to będzie dobrze.
- A ty po co tu przyszłaś ?! - warknął szef.
- Ja...no przecież tu pracuję - prawie pisnęłam. Ten mężczyzna mnie przeraża.
- Już nie ! Wynocha !
- Dla...dlaczego? - Nie mogłam teraz stracić pracy. Potrzebowałam jej. Nawet mi nie odpowiedział. Po prostu mnie wyrzucił. Wróciłam do domu przygnębiona. Ba. Załamana. Szukałam w torebce kluczy od klatki, ale znalazłam kartkę z adresem i notką " przyjdź, jeżeli szukasz pracy " Zdziwiona obróciłam parę razy kartkę w palcach. Może nie powinnam...ale postanowiłam, że jutro spróbuję. Jestem zdesperowana. Rodzicom nic nie powiedziałam. Chcę iść na studia, spełniać się. Ale nie mogę. Dlaczego? Bo muszę im pomagać. Nie to ze mam żal...Są cudowni, ale ja jestem zbyt młoda aby mieć wszystko na głowie.
- Rene ? - mama wyjrzała z kuchni - Źle się czujesz, że już wróciłaś ?
- Nie, ja..- Co miałam odpowiedzieć?
- Pewnie dzisiaj miałaś wolne i zapomniałaś. Och ty pracusiu.
- Tak mamo - mruknęłam i udałam się do swojego, małego pokoju. Odłożyłam torebkę na biurko. Zdjęłam ciuchy i założyłam legginsy i koszulkę. Jestem taka beznadziejna. Czy ja się w ogóle do czegoś nadaje? Wszystkich zawodzę. Położyłam się do łóżka, wtulając w poduszkę.
- Rene ? Chcesz herbaty ?
- Nie mamo.
- Na 100% ?
- Tak!
- Dobrze już. - Westchnęłam i znów zakryłam się kołdrą. Oby do jutra.
- Rene ktoś do Ciebie ! - Że jak? Wstalam i podreptalam do mamy. Znam go. Znaczy nie znam. Często pił kawę w barze. Codziennie rano. Czarna, dwie łyżeczki cukru i ciastko z kremem.
- Ee...- przeczesałam włosy. Nie wydalam mu reszty?
- Dostałaś list ?
- A to...Dostałam - od niego? Czemu od niego?
- Więc chodź. - coś w jego tonie kazało mi iść.
- Chciałam jutro - wtrąciłam delikatnie.
- Powiedziałem chodź. - jego autorytet był nie do podważenia.

Nie znałam tego mężczyzny. To było ryzykowne. Więc czemu poszłam?
Bo mi kazał. Chwilę później siedzieliśmy w limuzynie. Jezu. Zdenerwowana bawiłam się końcem koszulki. Żebym nie załowała.
- Renesmee tak ?
- Tak, proszę pana.
- Zostałaś wybrana.
- Wy..słucham?
- Zostałaś wybrana. - powtórzył spokojnie.
- Jaśniej, bo nie rozumiem.
- Nie tym tonem. - jego oczy spoczęły na moich
- Ale to nie ja odstawiam jakieś przedstawienie - powiedziałam obrażona.
- Zostałaś wybrana. Jesteś kandydatką na moją żonę. Przejdziesz test. Zdasz, a dostaniesz mnie i pieniądze. Nie zdasz to pożałujesz.
- Słucham?! - wykrzyknęłam. - Chyba raczej nie. Ja szukam pracy, a nie męża.
- Pytał Cie ktoś o zdanie ?! Nie ?! To zamknij kurwa ryj !
- Stop! Wydaję mi się, że nie masz prawa mówić mi co mam robić. Złapał mój podbródek i zmusił do patrzenia sobie w oczy. - Chcesz mnie rozgniewać Renesmee ?
- Nie, ale... Uważam ze to  chore. -  mruknęłam ciszej.
- Pomyśl.. Dam Ci wszystko.
- Ale ja taka nie jestem.
- Jaka ?
- Taka jaką sobie wymyśliłeś. Muszę jutro zrobić zakupy i odebrać pranie. Potem poszukać pracy i zrobić obiad. Nie mam czasu na testy.
- Dam Ci pieniądze, dobry dom,pozycję, uczucie. W zamian chce tylko miłości. Nie tej łóżkowej.
- Pominąłeś ważną rzecz. - odkaszlnęłam. - My się nie znamy. Nie można tak o sobie kochać i tak o kogoś zabrać.
- Czy ja Ci krzywdę zrobiłem ? Chcę żebyś zobaczyła dom i zjadła ze mną obiad. Czy to tak wiele ?
- Eee to się robi coraz bardziej dziwne - oparłam się w fotelu wyglądając za okno. - Odwrócił mnie w swoją stronę i delikatnie pocałował. Jego usta smakowały jak kawa. Były takie miękkie i.. ogarnij się ! Całujesz obcego faceta idiotko ! Usta miał genialne, ale nie oddałam pocałunku.
- Renesmee.. - mruknął, a ja uległam. Za dużą przyjemność sprawiał mi ich smak.
Limuzyna się zatrzymała, wiec szybko wysiadłam. I musiałam zbierać szczękę z ziemi jak ten dom zobaczyłam. Objął mnie w talii i poprowadził do środka. W środku tez wow...Jak cholera robiło wrażenie.
I on też. Ile on zarabia? Nigdy w takim miejscu nie byłam.
- Renesmee. - wyciągnął do mnie rękę.
- Tak no już -poszłam za nim. Złapał mnie za nadgarstek.
- Ał?
- Nie dramatyzuj mała. Chciałem wziąć Cie za rękę to wybrzydzałaś.
Renesmee 
- No nie ważne - mruknęłam i rozejrzałam się.
- Podoba Ci się ?
- Masz gust. - Pociągnął mnie do ogromnej jadalni. Cały stół zastawiony był jedzeniem. Czyli już sobie to zaplanował. Szczegółowo. Odsunął mi krzesło. Grzecznie usiadłam. Zajął miejsce obok mnie. Nie wiedziałam co robić. Renessme uspokój się. Zdecydowanie musiałam to zrobić, bo pewnie słyszał szybkie bicie mojego serca. Jego zielone oczy nie opuszczały moich. - Jedz Renesmee.
- Ja chyba nie jestem głodna.
- Jedz. - zniżał ton co wywoływało ciarki na dole kręgosłupa. Wbiłam wzrok w talerz i wzięłam widelec. Okay, to jem. Pachnie i wygląda niesamowicie. Dobra. Jestem głodna. Zaczęłam jeść i zaraz talerz był pusty.
- Smakowało ? - on nawet swojego nie tknął.Kiwnęłam tylko głową. Miałam zamiar po pracy iśc i położyć się do łóżka. Teraz siedzę chyba w najdroższym domu w Londynie.
- Więc teraz zasady. - Prawie wyplułam pity sok.
- Co niby?
- Po pierwsze to Twój strój. - Położył mi coś na kolanach.
- Chcę coś zakwestionować.
- Milcz. Ja mówię a ty słuchasz. Daję Ci miesiąc na poznanie mnie. Potem tutaj zamieszkasz. Przez ten miesiąc będziesz dla mnie pracowała. Zarobisz przez ten czas 15 tysięcy. Warunkiem jest tylko ten strój. 

piątek, 20 czerwca 2014

Prolog


To tylko kolejna noc
I patrzę na księżyc
Zobaczyłem spadającą gwiazdę
I pomyślałem o Tobie
Śpiewałem kołysankę
nad brzegiem wody i wiedziałem,
że gdybyś tu była, zaśpiewałbym dla Ciebie
Jesteś po drugiej stronie
Tak jak niebo dzieli się na dwie części
Jestem mile od tego by Cię zobaczyć
Widzę gwiazdy z Ameryki
I zastanawiam się, czy Ty też je widzisz?
Ona jest niczym zimna poranna kawa
Ja mam kaca po whisky i coli z poprzedniej nocy
Ona sprawi, że nagle zadrżę
I doprowadzi mnie do śmiechu, jakbym tylko ja zrozumiał jej żart
Chcę być pijany, kiedy się obudzę,
na właściwej stronie niewłaściwego łóżka.
I każdy pretekst, który wymyśliłem
mówi Ci prawdę, której nienawidzę.
Co mnie nie zabiło,
nigdy mnie tak naprawdę nie wzmocniło.
Miłość zostawi ślad Twojej szminki na mnie,
Więc może teraz zostawię to za sobą,
usiądę tutaj pragnąc, by być trzeźwym.
Nikt nigdy nie będzie Cię tak obejmować, jak ja.
Czy mógłbym budzić się obok ciebie
Kiedy stukniemy w dwucyfrową liczbę
Patrzeć w twoje oczy
Jakbym patrzył w lustro weneckie
Czy mogłabyś to jakoś wyjaśnić
Wszystko jest takie zamglone
To nie moja kolej
To jej by zostać zranionym
W późną noc
Wracając do domu ze zbyt wielu przejażdżek pociągiem
Koronka nie jest tak czerwona jak moja twarz
W tej samej chwili jestem w domu
Posiadłość w Highbury ma się dobrze
Paląc jak smok, ale nie goniąc wierszy