niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 38

- Misiu co ty wymyśliłaś ?
- Zostaw!
- CoCo.. Nikomu nigdy Cie nie oddam. Kocham Cie najbardziej na świecie. Walczyłem o Ciebie w sądzie. Było mi ciężko bo kochałem Rose, ale bardziej kocham Ciebie i Renesmee i Nadine. Tu jest Twój dom. Przy mnie.
- Tatusiu...ty wolisz ich.
- Nie. Kocham Cie CoCo.
- Przytul... - Wziąłem ją na kolana i pocałowałem w czółko.
- Jutro gdzieś Cie zabiorę. Będziemy sami okej ?
- Dobrze.
- Chodź na dół. Pobawimy się z psiakiem i Nadi. - zaniosłem ją tam i prawie cały czas przytulałem. Zaniedbałem ją. Kolejny raz zawiodłem. Muszę podzielić swoją uwagę na wszystkich. Dam jakoś kurwa rade. Renesmee zasnęła na kanapie, a ja zrobiłem kolację Coco. Jakieś zapiekanki. Lubi je.
- Dzięki Tatuś.
- Dla Ciebie wszystko skarbie. - Przygotowałem kaszkę dla Nadi i przyniosłem ją do kuchni. Karmiłem ją rozmawiając z CoCo. Mała mi wszystko oddała na koszulę, a Coco zaczęła się śmiać.
Jęknąłem tylko i ją zdjąłem Nie chciała jeść. Śpiąca była. Uśpiłem ją, a potem zaniosłem do łóżeczka. A później z Coco oglądaliśmy  bajki. Nudziłem się jak cholera, ale w końcu usnęła. Ją też zaniosłem do łóżka, a potem odniosłem narzeczoną. Wtuliła się instynktownie mocniej. Rano obudziło mnie śniadanie do łóżka.
- Hej dziewczyny. - wszystkie trzy dostały po buziaku.
- Harry, zabiorę dziś Nadi i pójdę do Mercy dobrze? - Rene Spojrzała na mnie znacząco.
- Odwieziemy Was z CoCo bo my też mamy plany.
- No właśnie - ułatwiła wszystko.


~ Renesmee ~ 

Stałam z małą pod drzwiami Tomlinsonów. Zapukałam poprawiając ją na rękach. Gdy sprzedałam mieszkanie, wszystkie pieniądze oddałam Lou.
- Hej Re. - otworzył mi Lou i wziął tą różową kulkę na ręce. Przytuliła się do niego a on poprawił jej smoczek. - Cześć Miki - Pocałowałam dziewczynkę w policzek.
- Hej ciocia.
- Nie przeszkadzamy Lou?
- Nie, Mercy zaraz wróci. Jest na zakupach. - Wzięłam za rękę małą i poszliśmy do salonu.
Lou w tym czasie zdjął z Nadi kurtkę i buciki. - Hazz ją ubierał ?
- Zgadnij.
- Zgaduję.
-  Ja mam nadzieję, że to syn będzie. Jego w różowe nie ubierze.
- Czy ja wiem..
- Louis nie dobijaj! Ej słyszałam, że Cię do policji wzięli.
- Już dawno
- Wybacz, że was zawalam swoimi sprawami.
- Mów co jest.
- Teraz? Nic. Rose znów się Wpieprza. Standard.
- Ona bedzie próbowała go odzyskać Renesmee.
- I tak w koło.
- Porozmawiam z Harrym. Rose powiedziała, że za cholerę nie odpuści. - przytulał małą.
- No. Ja też.
- Co wy w nim widzicie ?
- Miłość nie wybiera. - Wzruszyłam ramionami.  - Oczywiście to jego ostatnia szansa.
- Jassnee..
- No proszę cię. Trzeba być jakimś debilem żeby wrócić do takiej dziwki kolejny raz.
- Rose była wspaniałą kobietą. Harry też zrobił jej krzywdę. Święty nie był.
- Ale już nie jest wspaniałą kobietą. NIE JEST. Skończ temat. Podnieca cie że o niej gadasz?
- Sama zaczęłaś.
- Oj Lou. - machnęłam ręką. Do domu wróciłam z małą dopiero wieczorem . CoCo i Harry kończyli kolacje
- Hazz, pójdziemy 1 lutego do ołtarza?
- Dlaczego w zimie ?
- Bo potem będę gruba.
- Mamy czas skarbie.
- Póki znów się ktoś nie wpieprzy.
- Renesmee przestań.
- Nie ufam jej.
- A ufasz mi ?
- A tak.
- Więc bądź spokojna.
- To weźmiemy ten ślub ?
- Co tylko chcesz..
- A ty chcesz?
- Ja uważam, że nie ma się co spieszyć, ale jeżeli chcesz to pewnie. - uśmiechnął się. Pocałowałam go długo w usta. Znów się uśmiechnął i poszedł uśpić CoCo. Posprzątałam po kolacji. Potem wzięłam książkę i czytałam trochę. Jestem ciągle zmęczona i głodna. Ciąża. To mnie wykończy. Poszłam wziąć kąpiel.
- Posuń się trochę. - Hazz wszedł. Zrobiłam mu miejsce i wtuliłam się w jego tors.
- Robie w tym domu za pluszaka.. - mruknął całując mnie w czoło.
- Mówiłam - zaśmiałam się cicho.
- Oby syn. - zamknął oczy.
- Obojętnie.
- Zawsze chciałem mieć syna. Przekazać mu imperium, nauczyć go wszystkiego.
- Rozumiem. Więc mam nadzieję, że syn.
- Idziemy spać ?
- Idziemy. - Wyjął mnie z wanny i nagą zaniósł do sypialni. Sięgnęłam po coś do ubrania.
- Zostaw.. Po co. ? - położył się nagi na łóżku. Jezu jest taki seksowny.
- Harry nie pomagasz - oparłam głowę na jego torsie.
- Chodź tu..
- Gdzie?
- Na mnie.. - mruknął zmysłowo i niby przypadkiem przesunął dłonią po moich piersiach.
- Pobudzasz mnie - weszłam na niego.
- Taki mam zamiar. - usiadł i zaczął mnie całować. Oddawałam pocałunki zdziwiona. Całował moją szyje a potem zjechał pocałunkami do moich piersi. Odchyliłam głowę wzdychając. Ciągnęłam za jego włosy. Zassał moje sutki.
- Harry - pisnęłam.
- Tak ?
- Proszę, proszę...kochaj się ze mną.
- Taki również mam zamiar, ale najpierw.. musisz to dla mnie zrobić..
- Co?
- Uwielbiam jak robisz mi dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Schodziłam ustami coraz niżej. Oparł się wygodnie na łóżku. Lubię go takiego. Dominanta. Najbardziej podnieca go to, że jestem mu uległa.
- Ale nie możesz dojść - zaznaczyłam.
- To ja dyktuję zasady, skarbie.
- Proszę.
- Zobaczymy. - Wzięłam go do ust. Zassałam mocno.  Jęknął głośno i złapał mnie za włosy. Uderzył o moje gardło. Robiłam to powoli.
- Szybciej.. - Zrobiłam jak prosił. Jęczał głośno wypychając biodra do góry. Drażniłam jego członka zębami.
- Nie ! Renesmee to boli ! - Więc przestałam i robiłam to szybciej. Doszedł mi w ustach. Uśmiechnęłam się.
- Połknij mała.. - Połknęłam oblizując usta.
- Nabij się słonko. - Podniosłam biodra i opuściłam na niego. Usiadł i całował mnie. Pomagał mi się poruszać unosząc moje biodra. Było cudownie i razem doszliśmy. Pocałował  mnie długo i położył obok siebie. Kolejny poranek zaczął się od wymiotów. 
- Dobrze się czujesz? - Harry kucnął obok mnie kiedy nadal umierałam przy kiblu.
- A wyglądam?
- Sarkazm obecny. - związał mi włosy w  jakiegoś koka i podał wodę.
- Dzięki - popiłam.
- Wstawaj, myj zęby, a ja idę zrobić śniadanie.
- O Fu - i znów zwymiotowałam.
- Mamusiu ? - CoCo weszła.
- Hm..
- Co Ci się dzieje ?
- Źle się czuje.
- Umierasz ? -usiadła obok mnie i patrzyła tymi zielonymi oczami.
- Kotku nie. Nie mów tak.
- Kocham Cie mamo.. Przynieść Ci kanapkę ?
- Nie, dziękuję słoneczko. Idź się baw.
- Nadi płacze. Pójdę tam. - cmoknęła mnie w policzek i poszła. Kochane dziecko.
- Pójdę zobaczyć co z małą dobrze ?
- Dobrze.
- Jakby coś to krzycz okej ? - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
- Tak..
- Tu jest mama maluchu. - Hazz przyniósł zapłakane maleństwo. Przepłukałam usta i wzięłam ją na ręce. Wtuliła się we mnie mocno cicho łkając.
- Cichutko kochanie.
- Am mama. Am.
- Już - zeszłam z nią powoli na dół i zrobiłam jedzenie. Harry ciągle był przy mnie.
Tak jakby mnie asekurował gdybym upadła.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 37

Wszedłem do domu. Renesmee od razu się przytuliła. Objąłem ją i pocałowałem w czubek głowy.
- Spokojnie.. Nie możesz się denerwować.
- Nienawidzę jej...Tak bardzo jej nienawidzę.
- Spokojnie maleńka.. Nie zagraża Ci. Nam..
- Chodź kochanie - pociągnęła mnie do kuchni. Przyłożyła lód do mojego policzka.
- Och przestań maleńka.. Nic mi nie jest. Teraz mi tylko głupio bo ją uderzyłem, ale zabrakło mi cierpliwości. Przyłożyła czoło do mojego.
- Więc nie będę przeciągać struny - zaśmiała się. Pocałowałem ją krótko. - Kocham cię. Czasem ta miłość boli.
- Przepraszam. - Przejechała palcami po mojej dolne wardze. Pocałowałem jej palec zanim go
zabrała. Uśmiechnęła się do mnie.
- Ma pan na coś ochotę panie Styles?
- Na ciasto czekoladowe.
- I będzie pan jeszcze słodszy.
- Renesmee wiesz, że nie będziemy się kochać aż do porodu ?
- Wiem. Tylko nie wiem dlaczego.
- Bo boje się, że zrobię dziecku krzywdę. Poza tym kochaliśmy się jak bylaś z Nadi w ciąży, a potem się źle czułaś.
- Nie czułam się źle, tylko byłam obolała.
- Na jedno wychodzi.
- Wcale nie.
- Renesmee dziecko jest ważniejsze niż orgazm.
- Wiem, ale dziecku nie stanie się żadna krzywda. Masz bardzo dziwne przekonania - zaczęła robić ciasto.
- Mam i powinnaś mnie zrozumieć.
- Rozumiem, rozumiem. - ściągnęła pierścionki wyciągając mąkę.
- Jezu.. - przestraszyłem się. - Myślałem, że chcesz mi zaręczynowy oddać.- Oparła ręce o brat i wybuchnęła śmiechem.
- Do trzech razy sztuka.
- Zostańmy przy dwóch. - pocałowałem ją w kark.
- Już cię nie zostawię.
- Słyszałaś moją rozmowę z Rose ?
- Nie, byłam w domu.
- A fragment zanim się na nią - walnąłem się w czoło i wybiegłem do ogrodu. O dzieciach zapomniałem. Siedziały w altance. Coco coś opowiadała malej. Miały czerwone od mrozu buźki. Zabrałem moje księżniczki do domu. Nadine zasnęła przytulona do poduszki na dywanie. Przykryłem ją kocykiem i pocałowałem w czółko. Do mnie za to przytuliła się CoCo.
- Pogramy w grę?
- Jaką córciu ?
- Jakaś planszową.
- Wybierz skarbie. - Pobiegła do swojego pokoju i przyniosła farmera. Uśmiechnąłem się do niej.
Usiedliśmy przy stole. Wdrapała się na krzesło i graliśmy. Rene przyniosła nam ciasto. Potem grała razem z nami. Fajnie jest spędzać czas z rodziną. Nie tylko praca, ale śmiech i zabawa z bliskimi. - Hazz przegrywasz - narzeczona cmoknęła mnie w policzek. - Baby cie ogrywają na farmie.
- Bo wieś to bardziej Twoje klimaty. - mruknąłem z uśmiechem.
- Pewnie! - wybuchnęła śmiechem. - Zawsze chciałam mieć konie, krówki i świnki. Co nie córka? - Coco zaśmiała się wesoło.
- Nawet nie ma opcji. - powiedziałem biorąc na kolana psa.
- Oj żartuje. Ale kota możemy mieć.
- Nie.
- Ale ja chce kota.
- Misiu mamy psa. - Zrobiła smutną minkę i rzuciła dwie kości.
- HA ! Wygrałem !
- Nie no ja się poddaje.
- Najgorzej. - skomentowała CoCo przybijając mi żółwika.
- Wolę monopoly.
- Jasneee !
- No. ale to i tak byś wygrał.
- Biznes to biznes nawet w grze. - uśmiechnąłem się głaskając psa.
- Jedz - zamknęła mi usta. Ze śmiechem jadłem ciasto. CoCo posprzątała i poszła po nową grę. Zobaczyłem moje maleństwo raczkujące w moją stronę. Wstała trzymając się mojej nogi i wyciągnęła rączki. Była taka zaspana. Najsłodsza.
- Tatuś - przytuliła się.
- Co maleńka ? - pocałowałem ją w czółko.
- Tuli. - Dałem małej smoczka i przytulałem. Mój skarb.. Usłyszałem dzwonek do drzwi.
Wziąłem córeczkę i poszedłem otworzyć.

- Podporucznik Danevert. Dostaliśmy zgłoszenie, że bije pan i zaniedbuje dzieci. - chyba się oplułem. 
- Słucham?! - Dobra Styles panuj nad sobą. - Niech pan wejdzie. Coco!
- Tak tatusiu ? - Renesmee patrzyła na mnie przestraszona.
- Czy któreś z tych dzieci wygląda na pobite i zaniedbane?
- Matka CoColline Styles złożyła zawiadomienie.
- Rose - prychnąłem. - No więc ta kobieta siedziała za maltretowanie dziecka. - Przytuliłem mocno moje córeczki.
- Ona kłamie - w mojej obronie stanęła brunetka. - Nasze dzieci są szczęśliwe.
- A kim Pani jest ?
- Matką ..- spojrzała na mnie.
- Kogo ? Tej małej ?
- Tak.
- Biją Cie ? - spojrzał na CoCo.
- Nie. - przytuliła się mocniej. - Kocham mamę i tatę. I Nadine i braciszka.
- Jakiego braciszka ?
- W brzuszku.
- A ta druga wygląda jakby dopiero płakała.
- Może dlatego że dopiero wstała?!
- Dobrze.. Będziemy robić kontrolę co jakiś czas. Nie możemy ignorować takich zgłoszeń. - wyszedł.
- Harry proszę, uspokój się..
-  Jestem kurwa spokojny.
- Kochanie - wzięła Nadine. Poszła do kuchni. Nakarmiła i wykąpała ją. Później Coco  bawiła się na dywanie z siostrą. - Hazz chcę adoptować Coco. Tak całkiem. 
- Po Nowym Roku skontaktuję się z adwokatem.
- A właśnie, dałeś mi jakieś bilety.
- No dałem.
- No właśnie.
- No i co ?
- Po co mają leżeć bezczynnie?
- Ja nie mogę Renesmee. - Wzruszyła ramionami. 
- Ja mówiłam ze najlepszym wyjściem jest oglądanie telewizji. Chodź do dzieci.
Coco <3 
- Chciałbym, ale to wycieczka na dwa tygodnie, a ja 2 muszę być w firmie.
- Tak, tak wiem - Zaśmiała się biorąc mnie za rękę. - Chodź panie prezesie. - Byłem niewyobrażalnie zły. Rose znów chciała namieszać. Znów usłyszałem dzwonek do drzwi. 
- Zaraz mnie coś trafi - Rene poszła otworzyć. Listonosz..
- Masz - podała mi listy.
- Dzięki. - rzuciłem je na stolik. Nadine ze smoczkiem raczkowała za pieskiem. Postawiłem ją i kazałem chodzić.
- Tata, nie. Bam.
- Córka, tak. Nie bam. - Renesmee śmiała się z naszej rozmowy. Mała tupała nogami.
Przeszedłem z nią przez cały pokój 3 razy. Jak chce to potrafi.
- Jeszcze raz maleńka.
- Mama! - wzywała pomocy.
- Nie ma mama. Będziesz chodziła czy Ci się to podoba czy nie.
- Hazz może już jej odpuść.
- Oj Renesmee ty ulegasz jej na oczy. - Wziąłem ją na ręce i pocałowałem w policzek. Złapała moją twarz w raczki i się uśmiechnęła. Dała mi buziaka. Jest słodka. Śliczna. Moja cała. Ale czegoś mi brakowało. Dałem ją Renesmee i poszedłem do pokoju CoCo. Leżała na łóżku i płakała.
- Córeczko..
- Ty chcesz mnie oddać tej złej mamie.


Do końca opowiadania zostało 12 439 słów :D <3 / M.H

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 36

Nadine mnie olała i poszła do Harry'ego. Przynajmniej mam CoCo. Razem czesałyśmy lalki.
- Kocham cię wiesz?
- Ja Ciebie też mamo.
- Bardzo - przytuliłam ją i zamknęłam oczy.
- Baam ! - Nadi rzuciła we mnie smoczkiem. Uśmiechnęłam się do niej. Wyszczerzyła się. Jezu jak ja kocham jej uśmiech. Harry mi ją podał. Usiedlismy obok choinki.
- Otwieramy prezenty ?! - pisnęła CoCo.
- Tak, proszę - Podałam jej parę pudełek.
- Te są dla Ciebie. - Harry podał mi paczki z uśmiechem.
- Prezenty? Przecież wczoraj.
- Ale ja mogę Renesmee. - Otworzyłam pierwszy pudełko. Czarne szpilki robiły wrażenie. CoCo zachwycała się swoimi nowymi pierdółkami, a Nadi molestowała nowe misiaki. Ze wstążka w ustach otwierałam prezent Wstałam aby cała sukienka ukazała się w swojej długości. Harry obserwował mnie z uśmiechem.
- Wow? Boże...
- Coś nie tak kochanie ?
- Piękna.
- Ciesze się. - poczekajcie dziewczyny za chwilę przyjdę. Uśmiechnął się dziwnie i wyszedł. Jeszcze zobaczyłam bransoletkę z białego złota z osadzonymi brylantami.
- CoCo..- odwróciłam się w stronę kuchni. Harry kucał trzymając między nogami malutkiego pieska.
- Wygląda jak Misio - powiedziała i podekscytowana pobiegła po pieska.
- Hał Hał ! - powiedziała Nadine pokazując na niego paluszkiem.
- Tak księżniczko.
- Tam ! - powiedziała do mnie i próbowała wstać. Pomogłam jej. Prowadziłam do pieska. Tym razem było osiem kroków. Obok niego już usiadła i zaczęła tarmosić. Harry z uśmiechem patrzył na podekscytowane córki. Obu się strasznie podobał. Był słodki. Mi zresztą też. Przynajmniej Nadine na chwilę zostawiła mojego narzeczonego i mogłam się do niego przytulić.
- Jakiś grafik trzeba rozpisać bo to to przytulanka.
- Nie chciałem wilczura.. On nie gryzie. Nigdy.
- To dobrze. - ugryzłam go lekko w szyję.
- Wilczur. - mruknął i mnie pocałował.
- To co ? Do nowego roku masz wolne?
- Tak.
- No i świetnie.
- No widzisz.. Co robimy w sylwestra ?
- Oglądamy telewizję.
- A tak na serio ?
- Serio?.hm oglądamy telewizję
- To widzę ambitnie..
- Ja zawsze kreatywnie.
- Myślałem, że gdzieś wyjdziemy.
- Jak chcesz Hazz. - Wzruszył ramionami. Piesek usnął, a CoCo i Nadi wróciły do zabawy.
- Trzeba zrobić obiad. - powiedział wstając z podłogi.
- Co jemy? - poszłam do kuchni.
- Kurczak ?
- Ooo kurczak. - Uśmiechnął się i wyjął go z lodówki.
- To robimy.
- Robimy. - przygotował mięso, a ja obrałam i pokroiłam warzywa. Dzieci grzecznie się bawiły. A raczej Coco opiekowała się małą.To fajne, że to robi. Urocze.
- Czemu tu jest tak gorąco. - mruknęłam. Wszystko się do mnie kleiło.
- Wydaje ci się..
- Wcale nie - potarłam czoło. Tu jest duszno. Otworzył okno. Nie pomogło. Obmyłam twarz zimną wodą.
- Idź się połóż kochanie
-Nie.
- Natychmiast. Poszłam na górę. Czułam się śnięta. Położyłam się i usnęłam. Kiedy wstałam musiałam zwymiotować. Okropnie się czułam. Do dupy jednym słowem. Uroki ciąży. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do szefa. Dostałam opierdol za to ze chc się zwolnić.
Nie miałam innego wyjścia. Zapytał kto jest moim narzeczonym bo chciał przemówić mu do rozumu, ale jak się dowiedział to mu się odechciało. Od razu zmienił ton. Pożegnał się dziękując zw współpracę.
- Miś ? - Hazz wszedł do sypialni. - I jak się czujesz ?
- Źle- mruknęłam rzucając telefon na łóżko.
- Przynieść Ci coś ?

- Nie. Dziękuję.
- Może jednak..
- Nie, naprawdę.
- Zejdziesz do nas ?
- Tak - wyplątałam się z kołdry. Wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu swoją i zeszliśmy na dół.
Dziewczynki bawiły się z pieskiem, a z kuchni coś cudnie pachniało. Błagam. Jeść. Pobiegłam tam. Od wczoraj nic nie jadłam, a już 12. Na szczęście w lodówce czekało na mnie śniadanie. Zjadłam i sprzątnęłam. Poszłam do dzieci. Nadal bawiły się z pieskiem.
- Haaaaaarrrrrrrrrry.
- Cooooo ?
- Kochaaaaaasz mnie? Przytulisz?
- Hmm... no nie wiem, nie wiem.. - przytulił mnie do siebie i głaskał po włosach. Wtuliłam się w niego jak dziecko. Ale mi dobrze było.
- Tatku.. - Nadine już zazdrosna o niego.
- Już ci robię miejsce - zaśmiałam się i odsunęłam. Weszła mu na kolana i spojrzała na mnie jak na wroga.
- Ej. - skarciłam ją. Wtuliła się w ojca ciągle patrząc na mnie. Pogroziłam jej palcem i bawiłam się z CoCo.
- Mama fu. - usłyszałam tylko. Czułam jak szlag mnie trafia. Jasne. Byłam fajna jak ojca nie było.
Dała Harry'emu buziaka i bawiła się jego włosami. Podrywa mi narzeczonego. To jest dziwne...
- CoCo idziemy na spacer? A potem na lodowisko. - zaproponowałam. Zgodziła się i pobiegła ubrać.
- Dzięki za zaproszenie kochanie. - mruknął Hazz.
- Myślę, że ona ci chętnie potowarzyszy - wystawiłam mu język.
- Och daj spokój Renesmee. Jesteś zazdrosna o nasze dziecko.
- Ja? - zaśmiałam się. - To nasze dziecko jest zazdrosne o ciebie.
- Idź mama ! - krzyknęła na mnie. Tego już nie wytrzymam. Wstałam i zabierając drugą córkę wyszłam. Mam nadzieję, że Harry coś jej powie.

~Harry ~

Po poważnej rozmowie z Nadi, której i tak pewnie nie zrozumiała wyszliśmy z psiakiem do ogrodu.
Latał po śniegu zostawiając ślady. Nadine maszerowała powoli kiedy trzymałem ją za rączki. Podniosłem głowę i zobaczyłem Rose. Zmierzała pewnie w moją stronę.
- Musimy pogadać - stanęła przede mną. - Uważam, że po prostu potrzebowaliśmy przerwy.
 - Spierdalaj. - powiedziałem kontynuując moją drogę z Nadi.
- Harry - złapała moje ramie.
- Czego ? Zabieraj łapy. - strzepnąłem jej rękę i wziąłem córeczkę na ręce.
- Nie mów tak do mnie. Znów do niej wróciłeś? Proszę cię.
- Wróciłem do niej, biorę z nią ślub i będę z nią miał kolejne dziecko. Kocham ją, CoCo i Nadine. Ciebie nie ma już na tej liście.
- Wcześniej też tak mówiłeś a i tak było ci źle.
- Bo wtedy wierzyłem w to, że ty się zmieniłaś.
- Zmieniłam się. Kochanie. - patrzyła na mnie dużymi oczami. W jednej chwili usłyszałem kroki za sobą. Rene złapała ją za włosy i ciągnęła do bramy. Podałem szybko Nadi CoCo i rozdzieliłem je.
- Renesmee idź do dzieci. Ja to załatwię.
- Dlaczego ty?! Jakbym mogła to bym ją kurwa zajebała. Szmata - chwilę się szarpały ale znów je rozdzieliłem. Wściekła poszła do domu.
- Idź stąd Rose. My jesteśmy już przeszłością.
- Hazz daj mi ostatnią szansę.
- Dostałaś ją. Wyjdź. - otworzyłem jej furtkę.
- Harry - złapała moją rękę. Wyrwałem ją szybko.
- Nie rozwalisz mojej rodziny kolejny raz Rosalie. Nie skrzywdzę więcej Renesmee i CoCo przez Ciebie rozumiesz ?! Jestem z kobietą, dla której ja jestem ważniejszy niż jej zachcianki ! Która kocha mnie, a nie moje pieniądze !
- Ciebie też kochałam! To ona zniszczyła nasz związek!
- Nie Rose. To Ty zniszczyłaś nasz związek swoją " śmiercią ", narkotykami i hmm.. Blakiem.
- Ty Blake'a w to nie mieszaj.
- To Ty odpierdol się ode mnie i mojej rodziny. Idź sobie wytnij jakiś narząd, żebyś mogła lepiej laski robić, albo sobie lewatywę zrób. Uderzyła mnie mocno w twarz. Nie myślałem długo co robię i po prostu jej oddałem. Popatrzyła na mnie wściekła, trzymając się za policzek.
- Skurwysyn.
- Dziwka. - syknąłem wypychając ją za furtkę

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 35

- Nie mów tak. I nie do końca... Ale ja go kocham.
- Wiem, że go kochasz. I mam nadzieję, że on kocha Ciebie.
- Tak. Proszę, przyjdziecie?
- Tak.
- Łatwo poszło..
- Renesmee, jesteś dorosła. Co my mamy zrobić ?
- Dobrze że was mam.
- My też się cieszymy.. a on Cie przywiózł?
- Tak. Czeka na mnie.
- Zaproś go tutaj. - Zeszłam na dół zakładając na schodach kurtkę. Stał przed samochodem bawiąc się telefonem.
- Chodź - wzięłam go za rękę.
- Gdzie ?!
- Na górę.
- Ale ja się boję.
- Ty?
- Ja. Wiesz.. kiedy na kimś Ci bardzo zależy to chciałabyś, żeby jego rodzina Cie akceptowała..
- Oni chcą cię zaakceptować. - Westchnął i poszedł za mną. Weszliśmy na górę.
- Jestem.
- Dzień dobry.. - powiedział speszony Hazz.
- Dzień dobry Harry. - Usiedliśmy w salonie. Szybko rozszedł się w nim zapach jego perfum.
Zaczęliśmy rozmawiać. Mama podała obiad. Prawie zabiłam Harry'ego wzrokiem sugerując, że ma to zjeść i się nawet nie odzywać. Albo przyniosę mu wstyd i go nakarmię. On o tym wie. Zjadł wszystko i nawet deser. Rozmawiali z moim ojcem o biznesie. Uśmiechałam się do mamy. Dzieci były w Holmes Chapel. Mają przyjechać z babcią na święta. Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu. Było tak zimno na dworze. Weszłam do środka i pobiegłam robić herbatę.
- Polubili mnie ? - Hazz wszedł do kuchni i w ten seksowny sposób poprawił włosy
- Zdecydowanie tak - Uśmiechnęłam się wyjmując kubki.
- Ciesze się.
- Dobra Romeo, rozpalisz w kominku?
- A Julio dasz buziaka ? - Cmoknęłam go w usta. Zrobiłam herbatę i poszłam do salonu gdzie Harry rozpalił już ogień. Usiadłam na białym dywanie. Jak ciepło. Harry przyniósł mi swoją bluzę.
- Dziękuję - założyłam ją i wdychałam zapach.
- Śnieg pada. - stał przy balkonie.
- Bo to grudzień Hazz.

- Chciałem zacząć rozmowę. 
- Cisza tez jest czasem dobra. Chodź tu. - Usiadł za moimi plecami i przyciągnął mnie do swojego torsu. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy. - Czy tobie też tak bardzo zależy na jeszcze jednym facecie w domu?
- Wszystko zależy od Ciebie. Tutaj to czego ja chcę nie ma znaczenia. - mruknął.
- Owszem. Ma duże.
- Chcę mieć syna. Zawsze chciałem mieć syna. - Odwróciłam się do niego. Zdjęłam bluzę i bluzkę. Rzuciłam to gdzieś na bok. Zaczęłam rozpinać swoje spodnie.
- Co ty robisz ?
- Sama się o syna nie postaram. - Podniosłam się i zsunęłam jeansy do kostek, a potem je nogą lekko przesunęłam na bok..
- Renesmee.. mamy czas. Nie zmuszaj się.
- Nie zmuszam. - zaczęłam rozpinać jego koszule. - To będzie idealny prezent dla ciebie.
- Renesmee skarbie. - złapał moje nadgarstki. - Nie chcę, żebyś uprawiała ze mną seks jeżeli tego nie chcesz okej ?
- Chcę tego. - Popatrzyłam w jego oczy. Po prostu zatęskniłam za jego dotykiem.
- Tutaj ? Na dywanie ? - zaśmiał się i położył mnie pod sobą.
- Tak. Na dywanie. Romantycznie prawda?
- Bardzo.. - zaczął mnie delikatnie całować. Gdy przeszedł na szyję, zaczęłam mruczeć. Jednym pocałunkiem potrafi doprowadzić mnie do stanu maksymalnego pożądania bo mam ochotę go zgwałcić. Zdjęłam do końca jego koszulę i odwróciłam nasze pozycję. Całowałam jego klatę schodząc do spodni. Mruknął zadowolony rozluźniając się. Rozpięłam spodnie i z jego pomocą je zdjęłam. Jego bokserki były już napięte. Nie wiedziałam, że tak szybko reaguje. Zaśmiał się obserwują mnie.
- Dokładnie tak na mnie działasz..
- Wow...- musnęłam jego usta. Wzięłam jego dłoń i zaczęłam prowadzić po swoim brzuchu w dół.
Jego palce szybko wkradły się za moją bieliznę. Wciąż prowadziłam jego rękę. Jęknęłam patrząc wprost w oczy Hazzy. Bez ostrzeżenia wsunął we mnie dwa palce.
- Harry. - wbiłam paznokcie w jego ramiona.
- Słucham ? - poruszał nimi tak jak nigdy wcześniej.
- O mój Boże..
- Mówisz ? - dołożył 3 palca.
- Harry! - krzyknęłam zamykając oczy. Było mi tak dobrze.
- Nie krzycz na mnie. - wyjął ze mnie palce i do końca nas rozebrał. Pocałowałam go w usta. Byłam rozpalona i spragniona.
- Czyń honory. - powiedział ocierając się główką penisa o moje wejście. Jęknęłam głośno mając go już w sobie. Oparłam dłonie na jego torsie.
- To lubię..
- Jesteś duży...
- A ty ciasna.. - mruknął i usiadł opierając się plecami o kanapę. Nigdy nie czułam go w taki sposób. Whow.. Oplotłam jego szyję. 
- Kocham cię - poruszałam biodrami.
- Ja Ciebie też.. - pocałował mnie Skorzystałam z okazji i wsunęłam język do jego ust.
Uśmiechał się. Ciągnęłam za jego włosy dochodząc. Poczułam jak wypełnia mnie jego nasienie.
Zdyszana oparłam czoło o czoło mężczyzny. Mojego mężczyzny.. Przejechałam palcami po jego wadze.
- Było super..
- Cudownie.
- Żeby syn, a nie córka..
- Oj Harry - Zaśmiałam się.
- No co ?
- A jak będzie córka..
- To będzie miała na imię Vivienne.
- Pięknie.
- A chłopczyk Fabian.
- Ślicznie.
- Albo nie.. Tommy. Albo Ashton. Tak. Ashton. - Uśmiechnęłam się do niego szczęśliwa.

~*~ 

Na święta były nasze rodziny, Tomlinsonowie Niall z małym, Zayn z Hope. Moje relacje z Harrym nigdy nie były tak dobre. Śpimy razem w JEGO sypialni. Niestety po świętach i Nowym Roku wróci do pracy, a to mi się nie podoba. Cholernie się boję, że znowu będzie jak kiedyś. Nie chce tego. Wstałam od stołu i Podeszłam do niego. 
- Mam dla ciebie prezent.
- Przecież już mi jeden dałaś.. -wstał i przyciągnął mnie do siebie. Uśmiechnęłam się do niego i podałam mu małe pudełko. W środku był test ciążowy. Otworzył je, uśmiechnął się, a potem mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w niego. Ja się bardzo cieszyłam.
- Też coś dla Ciebie mam.. - uklęknął i wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko. - Wyjdziesz za mnie ? - powiedział pewnie patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się. Zaczynamy od nowa. 
- Tak Harry. - Wstał i wziął mnie w ramiona.
- Dziękuję Ci.. Tak bardzo Cie kocham. - założył pierścionek na mój palec. Jezu. Trochę ciężki.
- Jestem ciężka przez to - Zaśmiałam się wtulając w jego szyję.
- No i teraz ma być brat ! - krzyknęła CoCo podbiegając do nas. Ukucnęłam i odruchowo chciałam wziąć ją na ręce. Harry szybko mnie wyprostował.
- Przepraszam..
- Tata ! Mama ! - Nadi marudziła na kolanach u Zayna.
- Jak coś chcesz to do mnie przyjdź. Postaw ją Zayn. - Obraziła się. Ona nie będzie chodzić i juz.
- Nadine. - wziął do ręki jej misia. Wstawała i siadała. Nie wiedziała co robić. Zayn złapał ją za rączki i powoli przyszła. Wpadła w ramiona Hazza wykończona 6 krokami, które  musiała zrobić.
- Kocham Cie.- wyszczerzyła się do niego, a wszyscy obecni zrobili " awww ".
-Ja ciebie tez Kocham - pocałował ją w czoło. Trzymałam ręce na ramionach Coco. Mama Harry'ego uważnie mnie obserwowała. Nie wiem czy dalej nasze kontakty były tak dobre jak wcześniej. Spojrzała na CoCo i ciepło się uśmiechnęła. Usiedliśmy do świątecznej kolacji. Nadi już nie dała spokoju Harry'emu, a Coco Liamowi. Siedzieli w w salonie i rozmawiali. Dzieci oglądały Kevina samego w domu a ja sprzątałam
- Pomóc Ci ? - przyszła siostra Harry'ego.
- Nie. Idź do reszty -  Uśmiechnęłam się.
- Nie powinnaś się męczyć.. Harry mi powiedział. Gratuluję.
- Dziękuję Gemma.
-  Dbaj o tego kretyna. - powiedziała pomagając mi znosić naczynia.
- No taki mam zamiar. - Zaśmiałam się.
- Zawtórowała mi. - Wróciliśmy do nich po pół godzinie. Nadine już poległa i chyba Harry zaniósł ją do łóżeczka. CoCo też już powoli wymiękała siedząc mu na kolanach.
- Tatuś spać...
- Chodź maleńka.. - zaniósł ją na górę i wrócił kilka minut później.
- Już idziemy - Powiedział Lou.
- Dlaczego ?
- Mała zasnęła.
- Okej. Dzięki, że wpadliście.
- Dziękujemy za zaproszenie. - Pożegnali się i wyszli.
- Mogę? - wskazałam na kolana Harry'ego.
- Jasne. - Usiadłam przytulając się do niego.
- Moje trzecie dziecko teraz u tatusia.. - powiedział tuląc mnie.
- Jesteś słodki - mruknęłam do jego ucha.
- Będziemy próbować dopóki nie będzie syna wiesz o tym ?
- Hazz..
- Hmm ?
- Mowy nie ma. - Zaśmiał się. Dopiero około północy zostaliśmy sami i poszliśmy spać. Ale byłam zmęczona. Chyba spałam do późna. Nie chciało mi się ruszać z łóżka. Święta. Wolne. Spać.
Słyszałam śmiech Nadine i CoCo. Otworzyłam oczy. Westchnęłam i ubrałam jedwabny szlafrok. Wyszłam z sypialni. Siedzieli w kuchni i robili ciasteczka. 
- Hej wam.
- Hej skarbie. - Uśmiechnęłam się do nich i wzięłam Nadi na ręce. Ubrudziła mnie mąką i wyszczerzyła się w tym słodkim uśmiechu Zaśmiałam się tuląc ją do siebie.
- Tata am ! - wyciągnęła rączkę po jakiś owoc. CoCo ostatnio czuła się odrzucona przez Harry'ego. Teraz kiedy spędza z nim trochę czasu jest bardzo szczęśliwa.
- Harry? Porozmawiamy? - poprosiłam po wspólnym śniadaniu.
- Pewnie. - zostawił córki bawiące się na dywanie i poszliśmy do kuchni.
- Chodzi o twoja prace. Nie chciałabym...aby znów było jak wcześniej.
- Wiem, a ja nie zgadzam się na Twój powrót do pracy.

- Dlaczego?
Nadi z pieskiem <3 
- No bo jesteś w ciąży, będziemy mieli trójkę dzieci..

- Jak urodze to pójdę na macierzyński.
- Renesmee nie zgadzam się na Twój powrót do pracy rozumiesz ?
- Czemu ?
- Bo ja jestem mężczyzną i moim obowiązkiem jest zarabianie pieniędzy, a  Twoim opiekowanie się domem i dziećmi !
- Głośniej bo cię na ulicy nie słyszeli. - burknelam. - Dobra. Mogę studiować?
- Nie.
- No przecież..- wypuściłam z ust powietrze nie kończąc. Poszłam do córek


Zapraszamy na NASZEGO nowego bloga : http://rawrrharry.blogspot.com/ dzisiaj pojawił się pierwszy rozdział ;) / M.Horanson ;)

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 34

- W małym mieszkaniu. Przeżyjesz?
- Nie wiem, ale może dam radę. - znowu się uśmiechnął. Ja też. 
- Jak ta kanapa?
- Co ?
- Czy sofa w salonie wygodna ?
- Średnio.
- Tak myślałam. - Poszliśmy do dzieci. Nadine od razu weszła mu na kolana, a Coco siedziała obok mnie oglądając bajkę. Usiadłam za nią . Zaczęłam czesać jej warkocza a ona jadła .
- Renesmee zjedz. - powiedział Harry. Harry, który pewnie nie jadł od 3 dni.
- Nie. Ty. - wbiłam w niego surowy wzrok.
- Jadłem.
- Jeszcze.
- Rene.
- Styles.
- Na serio nie jestem głodny. - i dlatego chudniesz w oczach.
- Zaczekaj - powiedziałam do małej i zaczęłam go karmić. Śmiał się z niechęcią jedząc pizzę.
Skończyłam i wytarłam mu buzię. Potem pocałowałam w policzek. Był zdziwiony, ale uśmiechnięty.
- Lulu - Nadine marudziła. Harry ją zaniósł i uśpił. Wzięłam jeden kawałek pizzy i też zjadłam, a potem sprzątnęłam. - Kąpiemy się? - Podniosłam Coco.
- Idź z tatą. - poszła do swojego pokoju. Poszłam do salonu i usiadłam na dywanie. Bawiłam się łańcuszkiem.
- CoCo jest strasznie szczera. - powiedział Hazz żeby przerwać milczenie.
- Tak. Po tobie - spojrzałam na niego. Jest strasznie zmęczony. Coś się z nim złego dzieje.
- Harry dobrze się czujesz? - Podeszłam do niego.
- Tak, dlaczego ? - spojrzał na mnie. Ma przekrwione oczy.
- Wyglądasz...okropnie - przestraszyłam się. - Co się dzieje?
- Nic.
- Hazz widzę. Nie jadasz, nie sypiasz. Nie pokutuj tak.
- Gdybym mógł to bym jadł i spał. Nie mogę to tego nie robię, a teraz wybacz, ale jest mi niedobrze.- poszedł do łazienki. Poszłam do sypialni i przygotowałam dla niego łóżko. Gdy tylko wyszedł z łazienki, tam go zaprowadziłam.
- Nie ma nawet takiej opcji Renesmee.
- Kładz się i ze mną nie dyskutuj Harry - ściągnęłam mu koszulkę i posadziłam go na łóżku. Przyniosłam mu wody, a do ust wcisnęłam proszki nasenne.
- Nie chce ! Renesmee przestań.
- Jesteś wrakiem człowieka. Ja też. Wiesz jak tam pusto w środku, ale musiałam się pozbierać dla dzieci. Jeśli nie dla dzieci to pozbieraj się dla mnie. - odgarnęłam loki z jego czoła. Przytulił mnie mocno do siebie i położył się. Usnął przyciskając mnie do swojego ciała, a mi było tak dobrze, że usnęłam razem z nim. Chyba obudziłam się pierwsza. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że leżałam na jego torsie. Spał spokojnie przez sen gładząc moje włosy. Nie chciałam wstawać ale...Powoli wymknęłam się z łóżka. W kuchni zrobiłam dla niego dość bogate śniadanie i zaniosłam. Postawiłam je na szafce. Nie wypuszczę go z łóżka jak nie zje.
- Dlaczego mnie zostawiłaś ? - mamrotał przez sen wodząc rekami po łóżku. - Nie kocham Rose. Kocham Ciebie. - jęczał przez sen. Patrzyłam na niego. Moja ręka głaskała jego policzek.
- Chcę Ci powiedzieć tak wiele, ale to nic nie zmieni nie.. nigdy nie będziesz z takim chujem jak ja. - zaciskał mocno powieki. Wyglądał jakby ktoś go torturował, a to jego własna psychika.
- Harry - szepnęłam. Widziałam jak to wszystko przechodzi. Czuł się winny. Bo był winny, ale zaślepiony. Odzyskał je po kilku latach cierpienia. Wychodził z depresji czując obecność Rose i CoCo. Teraz wpada w nią bo go odpycham. 
- Renesmee.. - usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.
- Kocham cię. - Złapałam jego ręce i spojrzałam w jego oczy .
- Ja Ciebie też.. - oddychał niespokojnie
- Obiecaj mi. Tu. Teraz. Nigdy więcej...- oparłam czoło o jego czoło.
- Usłyszałaś co mówiłem przez sen.. przepraszam..dlatego nie chce spać.
- Obiecaj mi Harry, że już nigdy więcej nie zamkniesz dla mnie serca .
- Obiecuję.
- I zawsze będziesz.
- Nigdy nie chciałbym odejść.
- To brzmi jak przysięga małżeńska - Zaśmiałam się ocierając łzy. Przytulił mnie mocno. Słuchałam jak bije jego serce. Zamknęłam oczy.
- Dziecko nam płacze. - zaśmiał się i wstał.
- Zostań. Ja pójdę. Zjedz - cmoknęłam przelotne jego usta i poszłam do córki. Ale nie ucichła. Musiałam zanieść ją do Hazzy.
- Widzisz? Jest tata. - Na czworakach przeszła przez całe łóżko i usiadła obok niego. Spojrzał na nią, a ona uśmiechnęła się w ten uroczy sposób.. Po prostu to było takie cudowne. Usiadłam na łóżku obejmując rękoma nogi. Patrzyłam na nich. Harry jadł, a ona na niego patrzyła. 
- Tata ! - zaczepiała go. Włożyła mu paluszki do dołeczka w policzku.
- Co ty pieszczochu mały chcesz ? - skończył jajecznicę i podrzucił ją do góry. Zaśmiała się, a gdy ją opuścił zaczęła ciągnąc go za włosy.
- Mamusia.. - CoCo przyszła i się do mnie przytuliła.
- Cześć koteczku. Jak się spało?
- Dobrze, a Wam ? - dała ojcu buziaka. Nadine właśnie gryzła poduszkę.
- Już wiem. Jej zęby wychodzą i dlatego tak płacze.
- Nie. Ona płacze bo Wy się kłócicie. Przecież ona już ma zęby. - powiedziała CoCo.
- Tylko dwa.
- Ale ona mi powiedziała.
- Nie mogła ci powiedzieć . Jest za mała.
- Tak ? To czemu przy tatusiu nie płacze ?
- Bo jesteśmy tu wszyscy.
- Widzisz ? - tuliła się do mnie, a Nadine gryzła palec Hazza. Pocałowałam ją we włosy. Przerobiliśmy juz etap brania wszystkiego do buzi, to teraz gryzienie,
- Ał. - zabrał jej rękę, a ona wyglądała jak zbity pies.
- Tata - i zaczęła marudzić. Pochyliłam się i znów cmoknęłam go w usta. Uśmiechnął się i wziął ja na kolana. Szukała czegokolwiek, żeby gryźć. Został jej tylko smoczek. Miała monia i nie marudziła, a ja zrobiłam śniadanie dla Coco. W tym czasie Hazz kąpał malucha. Wyniósł ją ubraną w różowy dres. Zaśmiałam się tylko i wzięłam małą na ręce.
- Renesmee jak CoCo wychodziły zęby to tak nie płakała. Może trzeba to sprawdzić ? - usiadł obok starszej dziewczynki.
- To chyba zależy od dziecka.
- Mama am. - Nadi wypluła smoczka. Zrobiłam jej kaszkę i nakarmiłam ją. Zjadła wszystko co było dziwne.
- Dziecko zadziwiasz mnie. - I już wędruje do Harry'ego. Zakochana chyba.
- Robi mi się przykro...
- Czemu ?
- Woli ciebie. - Poszłam umyć się z jej jedzenia. Wzięłam szybki prysznic. Usłyszałam płacz Nadine. Jezu oszaleję. Zdążyłam ubrać bieliznę i pobiegłam do niej. Wierciła się po kanapie zjadając poduszki, Harry'ego i wszystko co miała pod ręką. Boże, te zęby nas wykończą.
- Chodź tu pieszczochu mały.. - Harry wziął ją na kolana i przytulił. Władowała sobie całą piąstkę do buzi. Była bardzo zainteresowana swoją rączką. Coco oglądała bajkę. Poszłam do komody szukając ubrań. Tutaj też parę miałam.
- Lubię to co widzę. - mruknął Harry.Pokręciłam głową wyciągając czarne spodnie i koszulę w kratę.
- Mama.. - Nadi patrzyła na mnie już bliska płaczu. Harry dał jej smoczka. Ubrałam się i wzięłam ją na ręce. Zaczęłam robić jakieś głupie miny, gadać od rzeczy  a ona się śmiała. CoCo z Harrym oglądali coś na laptopie.
- Co oni robią? Zobaczymy królewno?
- Tak. - wyciągnęła rączkę po smoczka. Dałam jej smoczka i usiedliśmy obok nich. Harry i CoCo oglądali kolory farb. Zielenie. Chociaż ona nie ma różowej obsesji
- Ten ładny.
- CoCo.. a różowy.. - przytulił ją.
- Tato!
- Harry!
- Bam! - Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a zwłaszcza Hazz. Coco pocałowała go w policzek, ja w drugi a Nadi dała buziola. Nadi potrafi usiąść Harry'emu na kolanach i tylko się do niego uśmiechać.
- Skarby, idziemy na spacer? - spytałam.
- Zimno jest strasznie.. Poza tym musimy jechać do domu. Zobaczyć jak remont.
- Dobrze..
- Chcecie jechać już teraz ?
- Tak. - Poszedł ubrać Nadine,a  ja CoCo. Później wyszliśmy. Idąc do jego auta, zobaczyłam że moje jest...spalone.
- Renesmee ? - Hazz spojrzał na mnie nie wiedząc o co mi chodzi.
- Mój...mój samochód - wydukałam podchodząc bliżej. O, nawet napis był. "Suka".
- Przykro mi.. - podszedł do mnie.
- Ja ją zajebie - wściekłam się.
- Spokój.. Bądźmy mądrzejsi.. Rozwiążę to w inny sposób. A auto kupię Ci nowe. - objął mnie ramieniem i zaprowadził do auta. Wsiadłam zła. Niecierpię jej. Boże jak ja jej nienawidzę.
Harry położył dłoń na moim udzie uspokajając mnie. Jechał powoli w stronę naszego nowego domu.
Położyłam rękę na jego i potarłam kciukiem. dobrze, że tu jest.
- Ciekawe ile się zmieniło.. - próbował odwrócić moją uwagę.
- Tak, ciekawe. - Chwilę później już tam byliśmy. Weszliśmy do środka. Miałam na rękach CoCo.
Byłam w szoku. Dom był już prawie gotowy. A to wszystko w jedną noc. Bynajmniej cały dół był już przygotowany.
- Jak ładnie - powiedziałam zdumiona. Byłam w szoku kiedy zobaczyłam pokój CoCo. Był.. Troszeczkę inny niż sobie wyobrażałam i całkowicie inny niż taki o jakim mówiła CoCo, ale po jej rekacji zgaduję, że właśnie taki miał być.
- Jest śliczny tato.
- Taki chciałaś ? - pocałował ją w czółko.
- Tak jest super. Dziękuję! - wtuliła się. - A pokażesz mi pokoik braciszka?
- Kogo ? - spojrzał na nią zaskoczony.
- No braciszka.
 - Nie będziesz teraz miała braciszka CoCo. Następna jest moja sypialnia. - powiedział otwierając drzwi. Bardzo, ale to bardzo mi się spodobała. Rozejrzałam się z uśmiechem.
- Ładna.
- Następna jest Twoja. - Przeszliśmy do pokoju obok. Zbierałam szczękę z podłogi. Nadi obśliniła Harry'emu cały kołnierzyk od marynarki. Tylko to zdążyłam zauważyć zanim mocno się do niego przytuliłam.
- Tak bardzo dziękuje.
- Nie ma za co.. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
- Jestem szczęśliwa. Mam was.
- A my Ciebie. - pocałował mnie krótko. Zaśmiałam się, bo dziewczynki zakryły oczy.
- Jeszcze jedno.. - poprowadził nas gdzieś. Otworzył drzwi balkonowe, a ja oniemiałam.
- O matko - zakryłam usta. Piękny tunel róż rozciągał się przed nami.
- Harry to cudowne.
- Dalej jest jeszcze plac zabaw i miejsce na grilla czy coś. Róże są specjalne, będą kwitły przez cały rok. - uśmiechnął się.
- To bardziej przypomina drogę do ołtarza.
- Na to też przyjdzie czas skarbie. - postawił Nadine na ziemi i trzymał za rączki. Rozglądała się zszokowana chyba pierwszy raz stojąc. A potem się uśmiechnęła się i zaczęła uginać nogi.
- Stój dzielnie. - powiedział prostując ją.
- Tata...
- Córka.
- Jest idealnie - powiedziałam.
- Ciesze się. - podszedł do niego jakiś facet.
- Jutro skończymy wszystko.
- Świetnie się panowie spisali. Bardzo dziękuję.
- Nasza praca. Cieszę się, że się podoba - odszedł. Hazz kucnął tak, że Nadi była między jego nogami. Desperacko próbowała usiąść, ale on jej nie pozwalał.
- Tata!
- No co ?
- BAM!
- Bam nie. Stoimy.
- Tata bam.
- Córka nie.
- Ale reżim.
- Nie wiem jak Tobie, ale mnie zaczęło trochę męczyć noszenie jej na rękach bo już o,5 kg nie waży.
- Lepsze noszenie niż wstawanie w nocy w najgorszym okresie.
- Wybacz. - Popatrzyłam na małą i już po jej minie widziałam, że trzeba ją przewinąć.
- Co ? - Harry spojrzał na mnie.
- Chyba musisz ją przebrać. - Pokiwał głową i wziął ją do domu.

~*~

Pojechaliśmy do moich rodziców. Chcieliśmy zaprosić ich na święta. Harry był strasznie zdenerwowany.
- Spokojnie.
- Oni o wszystkim wiedzą ?
- No przecież wiedzieli że ..
- Że co ?
- O tym co się stało.
- Twój ojciec mnie zajebie. Może pójdziesz sama..
- Poczekaj w aucie.
- Ok. - zaparkował pod kamienicą. Pocałowałam go w policzek i wzięłam torebkę.
- Powodzenia. - Wysiadłam i poszłam do mieszkania.
- Cześć.
- Cześć córeczko. - mama mnie przytuliła.
- Chcę was zaprosić na święta.
- Do Twojego mieszkania ?
- Nie, do domu.
- Aż tak Ci się powodzi ? - zażartował ojciec.
- Tato...tylko się nie denerwuj.
- Wróciłaś do męskiej dziwki ?

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 33

Złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Włożył w to wiele uczuć. Tak bardzo brakowało mi jego ust. Płakałam oddając pocałunek. Wszystkie emocje...
- Kocham Cie. - szepnął w moje usta.
- Udowodnij - Nie odsuwałam się.
- Jak ?
- Wszystko powoli. - Westchnęłam i pogłaskałam jego policzek. - Chodź Harry. Jest zimno. - Objął mnie ramieniem i poprowadził na górę. Usłyszałam cichy płacz z pokoju. Znów westchnęłam i poszłam do córki.
- Tata - powiedziała kiedy wzięłam ją na ręce.
- Jest tata. Chcesz do taty? - poszłyśmy do salonu. Wyciągnęła do niego rączki i mocno się przytuliła.
To był słodki widok. Uspokoił ją. A ona jego. Poszłam do kuchni przygotować mleko. Wróciłam z butelką. - Na karmisz ją?
- Ale ona śpi. - szepnął.
- Uroczo wyglądacie.
- Dzięki.. - odniósł ją do łóżeczka. Poszłam za nim. Chciałam, żeby tak już było zawsze.
Zaczął padać śnieg.  Oparłam ręce o parapet. Poczułam dłonie na moich biodrach. Nie odsunęłam się. Tak bardzo chciałam, żeby było już dobrze.Przytulił mnie do swojego torsu.
- Może zostaniesz.
- Chcesz, żebym został ?
- Chyba tak..
- Chyba czy na pewno ?
- Zostań - Pocałował mnie w czubek głowy. Staliśmy tak dobre parę minut. Opuściliśmy pokój, a ja poszłam zrobić kolacje. Hazz przyszedł z Nadi na rękach. Nakarmił ją, a potem malutka się do niego przytulała z misiem
- Bam bam tatuś. - Ona już była taka duża...Miała prawie rok. Przez ten rok dużo się stało..
- Mama.. - Uśmiechnęłam się do niej stawiając talerze na blacie. Przyszła do nas CoCo.
Wyciągnęła ręce, aby się przytulic. Podniosłam ją. 
- Tatusiu, uśmiechnij się. Hazz spojrzał na nas z uśmiechem.
- Chyba się udało- powiedziałam do niej. Uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. Nadi pieściła misia wtulając się w Hazza najmocniej jak dala rade. Usiedliśmy do stołu aby zjeść kolacje. Wszyscy razem. Coco jadła sama, tylko jej pomagałam. Harry karmił Nadine.
- Pomożesz mi ją wykąpać?

- Pewnie. - Coco nam się przyglądała. Nadi siedziała w wanience chlapiąc wodą na wszystkie strony. Harry był mokry calutki. Mokry, ale uśmiechnięty. Nawet ją uśpił kołysanka. Coco usnęła po bajce. Poszłam pod szybki prysznic i ubrałam dresowe spodnie oraz bokserke.
Harry stał na balkonie.
-  Wszystko w porządku ? Jest zimno.
- Ta.. jest ok.
- Więc chodź. - Wróciliśmy do mieszkania. Przemarzł bo lekko dygotał.
- Hazz - westchnęłam i zrobiłam mu herbaty. Usiedliśmy w salonie na kanapie. Był cichy. Nic nie mówił. Gapił się na tą herbatę.
- Co się dzieje Harry? - spojrzałam na niego.
- Wole nic nie mówić, żeby niczego nie zepsuć. - Oparłam głowę o jego ramię. Zaczęłam zasypiać, aż odpłynęłam. Obudziłam się w łóżku. Harry'ego nie było obok mnie. Podniosłam się widząc, która godzina. Zaraz moja mama przyjdzie zająć się Nadine. Ubrałam się i pobiegłam do salonu.
Harry razem z dziećmi jedli śniadanie.
- Cześć wam - cała trójka dostała całusy. Ow.. Porwałam kanapkę, ubierając jednocześnie buty.
- Pracujesz w soboty ?
- Tak, bo nie pracuję we wtorki. A ty wtedy zajmowałeś się małą a ja miałam zajęcia.
- A gdzie pracujesz ?
- W kancelarii. - mruknęłam.
- Jeżeli chcesz to mogę dać Ci pracę u mnie w firmie..
- Nie chcę być aż tak  zależna znów.
- Przecież będziesz uczciwe zarabiać.
- Zajmiesz się dziećmi czy moja mama ma przyjść? - ubrałam kurtkę i poprawiłam mu kołnierzyk koszuli.
- Zajmę się, ale chciałem je gdzieś zabrać, a nie mam kluczy.
- Łap - rzuciłam mu.
- Dzięki. Miłego dnia.
- Nawzajem - wyszłam do pracy. Nawet nie miałam dużo do roboty. Zrobiłam zakupy i po 15 wróciłam do domu. Harry i dzieci czekali na  mnie z obiadem. To było miłe... Uśmiechnęłam się przytulając mała Coco.  Jednak z nim nadal było coś nie tak. Wiedziałam jedno. Nie może być od razu wszystko dobrze. Ja też tak szybko nie wybaczę, ale chcę mu ufać. Uśpiłam Nadi, a mała oglądała bajkę. Zaciągnęłam Stylesa do sypialni.
- Coś zrobiłem nie tak ?
- Nie, wszystko w porządku. Siadaj - wskazałam na łóżko i sama zajęłam na nim miejsce, krzyżując nogi. Usiadł niepewnie obok mnie.
- Co byś chciał na święta?
- Żebyś wróciła do domu i mi wybaczyła..
- Przecież wczoraj rozmawialiśmy. Powiedziałam, że zamieszkamy razem.
- Ale ja bym chciał już..
- Hazz.
- Tak wiem. Nic nie chcę Renesmee.
- Ale ja chcę ci coś dać - dotknęłam jego policzka, Pokręcił głową jakby otrzepując jakąś myśl. Znając jego zboczenie to wiem o czym pomyślał. Popchnęłam go na łóżko i wstałam śmiejąc się.
- Nie chcę od Ciebie prezentów Renesmee. Nie wydawaj na to pieniędzy. A właśnie.. - wyjął z kieszeni jakąś kopertę i mi podał.
- Co to?
- Bilety na wycieczkę. Jedź z kimś, daj komuś. - wzruszył ramionami.
- Przestań. Nie mam czasu i nie mam z kim. Nie chcę.
- Daj rodzicom, albo Hope.
-  Harry...
-  Hmm? - Przytuliłam się. Objął mnie zdziwiony. Nic nie powiedziałam. Tak leżałam. Ale przeszkodził nam płacz Nadi. Harry do niej poszedł, a po chwili ją przyniósł. Położył się na łóżku, a ją ułożył na swoim torsie. Oparłam się na jednej ręce i uśmiechnęłam do córki. Zaczęła się śmiać.
Harry zaczął ją łaskotać. Nadine ma bardzo słodki uśmiech.
- Aaa tata - kopała nóżkami.
- Aaa moje jaja.. - mruknął pod nosem. Wybuchnęłam śmiechem i wzięłam ją robiąc samolot.
- Nadine kochasz tatusia ? - Spojrzała na niego robiąc dzióbek a potem się uśmiechnęła. Oddał jej uśmiech. Wydęłam wargę robiąc "fruuuu", a ona to powtórzyła plując po swojemu.,
Przyszła też CoCo. Położyły się obie miedzy nami.
- Zostanie już tak? - Harry się nie odezwał, a ona wbijała we mnie tak intensywny wzrok, że nie mogłam jej zignorować. Przeczesałam palcami włosy i uśmiechnęłam się zakłopotana.
- A chciałabyś, żeby tak zostało?
- Bardzo. - Nadine wchodziła na Harry'ego ze śmiechem.
- Ja też - przytuliłam ją.
- To idziemy do domu ?
- Harry?
- Hmm ?
- To zabrzmi...zachłannie, ale ja nie chcę mieszkać W TYM domu.
- Zbierajcie się. - wziął Nadine i poszedł ją ubrać. Kiedy wrócił mała miała na sobie nowiutkie ciuszki. Wszystkie oryginalne i bardzo drogie.
Nic nie powiedziałam. Wiedziałam, że chciał wszystkiego co najlepsze dla dzieci.
- Gotowa ? - podał mi małą, a sam zakładał buty. Jezu ta kurteczka jest taka gruba, że na 100 % nie będzie jej zimno. Tylko czemu on ubiera ją całą na różowo ? Wygląda jak jakiś pączuś. Zdecydowanie różowy nie. Coco sama ubrała buty i kurtkę. Też nowiutkie.
- Kochanie szybciutko. - popędził mnie Ubrałam buty i swoją kurtkę. Wzięłam torebkę, którą przewiesiłam przez ramię. CoCo wzięła mnie za rękę, a Hazz niósł Nadi. Wyszliśmy przed blok.
- Mam auto - powiedziałam.
- A ja 8. - uśmiechnął się do mnie i otworzył swojego Range Rovera.
- Ale ja nie chcę go zostawiać...
- Jeszcze tu wrócisz wiesz ? - usadził Nadi i pomógł mi wsiąść.
- Tak, ale to nie oto chodzi. Ugh - jęknęłam. Odpuściłam.
- A o co ?
- Naprawdę czuję się jakbym od nowa miała cię wykorzystywać we wszystkim.
- Nigdy nie wykorzystywałaś. - Poprawiłam się na fotelu zapinając pas. Ruszył szybko. Odwróciłam głowę. Coco mówiła do Nadi podając jej zabawkę.
- Tata się uśmiecha. To teraz brat - powiedziała. Zachłysnęłam się powietrzem, a Harry wybuchnął śmiechem.
- Zjadłaś chyba za dużo czekolady - wystawiłam jej język i spojrzałam na przód. Harry kierował się w stronę autostrady.
- Powiesz gdzie jedziesz?
- Zobaczysz..
- Nie wiem ..- ugryzłam się w język. Źle by to zabrzmiało.
- Nie wiesz co ?
- Nic. O, będzie padać.
- Powiedz.. - zatrzymał się przed jakąś bramą.
- No nic - nie ma mowy. To by go uraziło, chociaż bym wcale tego nie chciała. Westchnął smutno. Wjechaliśmy na osiedle. Właściwie to na najbogatszą dzielnice w mieście.
- Wow...
- Wybierajcie. Który chcecie. Prawie wszystkie są do sprzedania. Popatrzyłam na Coco. Oczy jej się świeciły. Harry zatrzymał auto i wziął Nadi.Wyszliśmy z samochodu. Mała wzięła mnie za rękę. Co chwila pokazywała domy.
- Bam bam ! - Nadi pokazała paluszkiem jeden z największych domów.
- Jezu Chryste - otworzyłam szeroko usta.
- Ten mi się podoba. - powiedział Harry.
- Jest wielki.
- To co ? Zawsze pragnąłem dużej, wspaniałej rodziny. Przełknęłam ślinę kładąc ręce na ramiona małej. 
- Drogi...
- Chodźmy go zobaczyć. - wyjął z kieszeni ogromny pęk kluczy.
- Tak! Chodź mamo - CoCo mnie ciągnęła. Szłam oniemiała. Był piękny. Nowoczesny, ale ciepły, rodzinny. Duże okna. Basen. Robiło wrażenie.
- I jak ? - Harry przytulił mnie od tyłu i oparł brodę na mojej głowie.
- Bardzo ładny. - odparłam.
- Nasz ? - kołysał mnie lekko. Zamknęłam oczy. Bałam się cholernie, ale on był jak powietrze.
Popatrzyłam na CoCo i Nadi.
- Na..nasz. - Odwrócił mnie i pocałował. Powoli, zaskoczona oddałam pocałunek.
- Kocham Cie.
- Gdzieś to kiedyś słyszałam - Uśmiechnęłam się.
- Jedziemy po meble ? - Pokiwałam jedynie głową. Zabrał dzieci i poszliśmy do auta. Nadi zaczęła płakać. Nie mogłam jej uspokoić w samochodzie.
- Córcia.. nie płacz.
-Tam!
- Zaraz córeczko.
- Coco daj jej monia to się uspokoi - szepnęłam Harry podał jej jedną rękę i mała ucichła. Zamknęła oczko i mając smoczek zasnęła. Uśmiechnął się i wrócił do prowadzenia. Dzieci pozasypiały, a Harry dojechał na miejsce. Rozbudził CoCo, a Nadine wziął na ręce. Boże, nawet różowy smoczek i czapkę miała. Poszliśmy do sklepu. CoColline wybierała sobie pierwsza meble do pokoju. Tylko nie różowe, proszę.
- Te ! - pokazała na meble z jasnego drewna z zielonymi wstawkami.
- Są ładne.
- CoCo a to ? - pokazał jej łóżko z księżniczkami.
- Nie. O ten - ona uwielbiała czerwony kolor.
- Dobra.. ale to do Ciebie nie pasuje. - Wystawiła mu język i pobiegła dalej. Obudziła się Nadine.
Nie wiedziała co się dzieje. Harry poprawił jej smoczek.
- Co Ci się podoba maleńka ? - zabrał ją do działu z meblami dla maluszków.
Rozejrzała się zaspana. Przytulając do Hazzy pokazała na coś. Pewnie sama nie wie na co.
- Będziesz spała w takim pokoju. Taki chcesz ?  - pokręciła główką i dalej się rozglądała.
Przeszliśmy kawałek dalej. Pokazała następny.
- Ten ? - cały różowy.
- Harry dobijasz.
- No co ?
- Ona nie jest barbie.
- Ale jest taka słodka. - pocałował ją w policzek. - Uśmiechnęła się wkładając paluchy do buzi.
- Nie jedź paluszków. - Hazz dał jej smoczka. Nadi jest strasznie śpiąca. Przytuliła się do niego i zamknęła oczka.
- Chyba my musimy wybrać.. - szepnął tuląc ją do siebie.
- Ten jest śliczny - pokazałam na beżowy z jasnego drewna.

- Ale ten różowy.. - jęknął.
- Ani mi się waż.
- Co tylko powiesz. - pocałował mnie w skroń. Uśmiechnęłam się lekko. Kuchnia, łazienka, gabinet.
Było tak idealnie. - Teraz nasza.. to znaczy Twoja sypialnia.
- Hm tak. - mruknęłam i rozejrzałam się. Powinniśmy wybierać ją razem.. Westchnęłam i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie smutno tuląc do siebie dzieci. Ja chciałam żeby było jeszcze lepiej, ale to było za wcześnie. Wczoraj zakończył związek z Rose. Dzisiaj jesteśmy tu i wybieramy meble do naszego domu. Gdy mu zaufam na dobre zawsze mogę się przenieść z sypialni.
- A czemu wybierasz sama ? - podeszła do mnie CoCo. No oczywiście. Zawsze ja musze wszystko w tłumaczyć.
- Mamo. - potrząsnęła moją ręką.
- Nie ważne.
- Bo tato znowu jest smutny.. - powiedziała smutno.
- Hazz - Popatrzyłam na niego. - Powoli okay?
- Przecież nic nie mówię.
- Ale patrzysz. Widzę.
- Już nie będę. - odwrócił się tyłem do mnie.
- Przestań - Złapałam go za ramię. Pocałowałam jego policzek. Wybraliśmy meble i wyszliśmy.
Nadine nie chciała go puścić.
- Chodź skarbie. Tata będzie jechał.
- Nie. Tata.
- Chodź - wzięłam ją i wpięłam do nosidełka Zaczęła się wydzierać. Płakała przez całą drogę.
Nic nie mogliśmy zrobić.  Harry musiał poprowadzić. W końcu się zatrzymaliśmy i ja wziął.
Od razu cisza.
- CoCo musimy wracać do domu. - powiedział do niej cicho tuląc Nadine.
- Ale mama...
- CoCo proszę Cie. Nie dyskutuj. - traci cierpliwość.
- Dobrze - wsiadła do auta. Wyciągnęłam ręce po córeczkę. Chciał mi ją oddać, ale Nadi uczepiła się jego marynarki.
- Skarbie tata jedzie. Chodź do mamy.
- Nie ! - Byliśmy zaskoczeni jej protestem.
- Renesmee jeżeli chcesz albo pozwolisz to może.. pojadę po jakieś rzeczy moje i CoCo.. i tu wrócimy.
- Tak, oczywiście. Jutro niedziela. Możemy spędzić ją razem.
- Córcia.. tata zaraz wróci.. - przytulił ją i pocałował w czółko. - Renesmee remont domu potrwa przez jakieś 3 dni. Jak wrócę to musisz powiedzieć mi jakie chcesz kolory. Mam dwutygodniowy urlop bo we wszystkich filiach są remonty.
- Dobrze. Porozmawiamy. Chodź aniołku. - wzięłam maleńką. - Uważaj, jest ślisko.
- CoCo idź na górę. Zostajemy z mamą i siostrą. Co chcesz, żebym Ci przywiózł ? - wziął teraz drugą na ręce.
- Misia - odpowiedziała. - I piżamke.
- Chyba, że chcesz jechać ze mną. Zaraz wrócimy.
- To chodź. -Odjechali, a ja z małą poszłam na górę. Nie chciała iść spać. Udało mi się ją tylko nakarmić, ale kiedy chciałam ją przebrać i weszłam do jej pokoju to złapałam się za serce. Było tam pełno toreb z nowymi ubraniami.
- Mój Boże - powiedziałam zaskoczona. Po co jej tyle tego. No i tyle pieniędzy.
- Mamaaa..
-Już kotku - położyłam ją na przewijaku. Zmieniłam jej pieluszkę i włączyłam bajkę kiedy przyjechali CoCo i Harry. Kurwa nie przygotowałam im kolacji. Pobieglam do kuchni. Hmm dobra. Kanapki.
- MAMY PIZZĘ MAMO ! - przybiegła CoCo.
- O super.
- Ty jesteś super. Teraz jest super. - Uśmiechnęłam się do niej. Tego wszystkiego mi brakowało.
- Renesmee ? - Harry wszedł do kuchni a CoCo wyszła.
- Tak?
- CoCo kazała mi wziąć wszystkie nasze rzeczy. - uśmiechnął się stawiając ogromną pizzę na stole.
- Możecie tu zamieszkać. - zaśmiałam się. - Trzy dni.