piątek, 24 października 2014

Rozdział 32

- I tak wszyscy jesteście zwolnieni. - wyszedłem z budynku i wróciłem do pseudo domu. Spakowałem wszystkie jej rzeczy i postawiłem przed drzwiami. Kiedy przyszła CoCo wziąłem tylko małą do domu, a jej nawet nie wpuściłem.
- A mama dwa była dzisiaj w gazecie - powiedziała mi córka.
- CoCo nie dręcz mnie.. nie mam już siły..
- Mamusia zaprosiła nas na obiad. Robilyśmy ciastka, a wujek Lou i ciocia zabrali nas na basen. Wiesz, że Nadi pływała? No z mamą, ale tak ruszała nóżkami. Było fajnie.
- CoCo przepraszam wiesz  ? Wybacz, że jestem tak beznadziejnym ojcem i Cie skrzywdziłem. -Przytuliła się do mnie. 
- Poprosiłam Mikołaja o uśmiech taty i braciszka. Ciekawe czy mi da.
- CoCo.. zostaliśmy sami..
- Nie , wcale nie. Jeszcze jest mama no i siostrzyczka.  Nie smutaj Tatku - Pocałowała mój policzek.
- Nie CoCo.. Mama  tutaj nie wróci.
- To my  pójdziemy do mamy. Ubieraj butki. - położyła mi rączki na policzkach. - Spróbujesz ciasteczek.
- Nie mogę tam iść CoCo.. Ona mnie nienawidzi.
- Pewnie tak, ale ja chcę. Chodź. - przytuliła się mocniej. Pojechaliśmy do mieszania dziewczyn. Słysząc Proszę Weszliśmy do środka . nie byłem pewny siebie, ani trochę. - Tak, pięknie jesz. No jasne, ubrudź mnie jeszcze. - Rene siedziała w kuchni z Małą w krzesełku. Bluzkę miała pomarańczową od marchewki.
- Umm.. cześć.. - stanąłem w drzwiach i trzymałem ręce na ramionach CoCo.
- Cześć - odłożyła plastikowy kubek i wytarła najpierw Nadi, a później siebie.
- CoCo prosiła, żebym z nią do Ciebie przyjechał. - nie patrzyłem na nią. Nie umiałem.
- Ciesze się. - Pocałowała w policzek małą. - Chcesz to zostań na obiad, tylko muszę się przebrać - mruknęła. Zdjęła bluzkę i ominęła mnie wychodząc z kuchni.
- CoCo ja nie mogę.. - szepnąłem do córki.
- Tatuś zostań - poprosiła. Drugą córka uśmiechała się machając rączkami. Wróciła Rene. - Jak nie chcesz zostać to rozumiem. Chciałam tylko o coś spytać - stanęliśmy w korytarzu. Była..obojętna ale nie zimna. - Chodzi o święta. Nie wiem jak je spędzasz, a chciałam Nadi i Coco zabrać do rodziców.
- A ja chcę zabrać je do mojej rodziny. - nadal nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.
- Więc jeden dzień u was jeden u mnie. - Zagryzłem wargę, żeby się nie odezwać.
- Może tak być? No chyba ze jeszcze rodzice...Ugh Rose czy coś.
- Rose ze mną nie mieszka, nie jest i nie ma prawa do CoCo. - wbiłem wzrok w sufit.

- Co za refleks - mruknęła do siebie. - Nadi raczkuje.
- Super.. Dasz się zaprosić na kolację ?
- Harry.
- Proszę. - odważyłem się spojrzeć jej w oczy.
- To tylko kolacja i dobrze to wiesz - poszła do dzieci.
- To Ty dałaś jej prochy ?
- Dałam? Dzieliła się ze mną, ale nie wzięłam. Miałam tylko wino i cukier puder w torebeczce..
- Umm... Dlaczego to zrobiłaś ?
- Chciałam zobaczyć jak długo wytrzyma. Boje się o Coco. A to z nią spędzała najwięcej czasu.
- A mnie wydaje się, że weszłaś w głupią grę. CoCo chodź. - wziąłem dziewczynkę i wyszliśmy.
-Tata zostaw. Chcę tam.
- Ty też mnie zostawisz ?
- Harry Zaczekaj - wyszła z małą na rękach.  - Nie chciałam cię urazić ale ty tez mnie mocno zraniłeś. I nie wiem czy uda mi się pozbierać kawałki siebie. Ale nie chce się kłócić. - Ze łzami w oczach odwróciłem się w jej stronę. 
- Zajmij się CoCo jak mnie zabraknie. - poszedłem sam w stronę samochodu.
-  Harry - podała jej małą i pobiegła za mną. - Proszę...Wszystko powoli.
Tak dalej cie kocham i tak walczyłam o ciebie ale oboje potrzebujemy czasu.
- Nie mam już po co żyć wiesz ?
- Masz. Nasze...córki.
- Które nie chcą ze mną przebywać.
- Chcę z wami - mówi Coco.  Oparłem się łokciami o dach samochodu, a twarz schowałem w dłoniach
- Harry, skomplikowałeś wszystko i nie wiesz jak to boli ale chcę...po prostu chodź zjemy obiad.
- Nie zasługuje..
- Być może. Na miłość nic nie poradzę.
- Też Cie kocham
- Chodź - wróciliśmy do mieszkania w czwórkę. Trzymałem Nadine na kolanach. CoCo karmiła brunetka. Za błędy trzeba płacić. CoCo w sumie umie już jeść sama ale wtedy wszystko jest brudne. Chciałem coś zaproponować Renesmee ale nie wiem czy to dobry pomysł. Patrzyłem na nią przygryzając wargę.
- Taaaata. - Nadine stukała łyżką. Rene zerwała się z krzesła i porwała ją na ręce, a potem wycałowała. A ja byłem w szoku. Biłem się z własnymi myślami co zajebiście mnie dołowało.
- Ślicznie kochanie, powiedziałaś pierwsze słowo. Tata tez jest dumny, prawda? - spojrzała wprost na mnie.
- Tak.
- Jedz - powiedziała jeszcze a potem uśpiła dziewczynki. To teraz będzie niezręcznie. Siedziałem na kanapie wyprostowany jak jakiś pojeb. Renesmee podała mi herbatę. - To jak że świętami? - usiadła na fotelu.
- Dzięki. Nie wiem.
- Zabrałbyś je w Boże narodzenie a ja na Wigilię. Myślę, że to dobry kompromis.
- Albo zaprośmy rodziny do mojego domu i spędzimy święta wszyscy razem.
- Nie wiem czy - odwróciła wzrok. - moi rodzice będą przychylni...
- Jasne. Weź sobie dzieci. Co tam.
- Nie mów tak, przecież ci ich nie zabieram. I to nie moja w..No więc masz inny pomysł ?
- Nie.
- Porozmawiam z nimi.
- Jak chcesz..
- Nie chce, aby żadna ze stron  czuła się pokrzywdzona. Wróciłam na studia - patrzyła w swój kubek. - I mam dobrą pracę.
- Ciesze się.
- Jest dobrze.
- Chociaż  u Ciebie.  - wypiłem szybko herbatę. - Nie będę zajmował Ci więcej czasu. Cześć. - wziąłem kurtkę i chciałem wyjść, ale mnie zatrzymała.
- Zostań. Myślę, że siedzenie samemu nie pomaga. Ja to przerabiałam - powiedziała cicho. - Poza tym boje się, że zrobisz coś głupiego.
- A jak zrobię to co ? Nic.
- Znów myślisz tylko o sobie.
- Nikogo to nie zaboli.
- Mnie to boli. Dalej chcesz ranić?
- A znęcanie się nade mną jest ok ?
- Znęcam się nad tobą? W jaki sposób? Próbuję ci pomóc mimo wszystko wiesz Harry? - Przyjebałem z całej siły głową w stół. Zabije się. Potarła moje ramiona swoimi dłońmi. Usiadła na krześle.
- Musze wyjść. - zerwałem się i prawie wybiegłem przed blok. Usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach. Musiałem ochłonąć. Otarłem łzy. Skomplikowałem swoje życie. Nie wiem czy sam czy zrobiła to Rose. Ale ja potrzebuje dzieci...potrzebuje mojej rodziny. Chcę odzyskać Renesmee, ale ona do mnie nie wróci.

~ Renesmee. ~

 Patrzyłam na niego przez okno. Zranił mnie, skrzywdził jak nikt inny ale wciąż go kochałam i na pewno nie chciałam aby zrobił coś głupiego.. Wzięłam kurtkę i zeszłam do niego. Stanęłam za nim bujając się na stopach. Płakał. Wiem, że płakał.
- Harry...- szepnęłam. - Nie chciałam...cie zranić.
- Sam siebie zraniłem Renesmee.
- Zawsze chciałam, aby moje dzieci miały normalny dom - usiadłam obok. - Czy możemy być w dobrych kontaktach ? Spróbować to odbudować powoli.
- Mogę Cie o coś zapytać ? Nie wyczuwaj w tym podtekstów. Chodzi głównie o dzieci.
- Więc słucham..
- Wróć z Nadi do domu. Ty będziesz miała swoją sypialnie, ja swoją, a dzieci nas oboje. To lepsze rozwiązanie nich przemeblowanki co weekend. Przeczesałam swoje włosy palcami. 
- Po nowym roku.
- To jeszcze miesiąc. Nie będę wchodził Ci w drogę.
- To nie oto bardziej chodzi. Ja bym chciała ci znów zaufać.
- Jak chcesz mi zaufać kiedy nie będziemy się widywać.
- Harry...- zagryzłam wargę aby się nie rozpłakać. - A jeśli ona znów wróci ?
- Nie chce jej już widzieć. Nie po tym co widziałem.
- Więc kogo tak naprawdę kochałeś ?
- Ciebie.
- Więc po świętach.
- Dzieci nas potrzebują.. Prosze Cie. Wiesz, że ja i tak prawie cały dzień jestem w pracy.
- W zasadzie - Westchnelam. - Ja też pracuje. Nie możesz siedzieć ciągle w biurze. Właśnie. Dzieci potrzebują nas.
- Wróć.. zrobię co zechcesz.
- Bądź sobą.
- Chce Cie pocałować. -  Popatrzyłam na niego. 
- No wiesz, siedzimy pod jemiołą..

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 31

~ Harry ~


- Rose. - wszedłem do pokoju gdzie robiła sobie jakieś jebane mini spa.
- O! Wróciłeś.
- Dlaczego zaniedbujesz CoCo ?
- Nie zaniedbuję, o co ci chodzi? Bawiła się. Nie chciała z opiekunką tej drugiej.
- O to, że jest 17, a ona jest w piżamie. Czyli nie była w przedszkolu !
- No i po co miała być? - poszła do łazienki, ale rozmawiała ze mną przez otwarte drzwi. - Siedzi tu i jest dobrze. Nie będę po nią jeździć, bo mam inne zajęcia.
- Rose do cholery ! Oddawaj karty kredytowe ! Natychmiast !
- No na pewno! - Wziąłem z jej torebki portfel. Wyjąłem karty i wszystkie pieniądze. Zabrałem też klucze od domu i auta.
- Co ty robisz?! - krzyknęła zła stając przede mną. - Nie będziesz mnie izolowal!
- Możecie się zamknąć?! Sorry nie mój dom, ale mała śpi. Dziękuję! - Niall trzasnął drzwiami.
- Albo kochasz mnie i dziecko, albo moje pieniądze. Zaczniesz opiekować się CoCo, odzyskasz wszystko. Nie zaczniesz to nie dostaniesz nawet pensa. Jasne ?
- Nie, nie jasne. Kocham cię i dziecko, ale ona jest na tyle duża że nie musi mieć opiekunki 24/7. Poza tym i tak ze mną nie gada - wzruszyła ramionami.
- Bo nawet nie próbujesz naprawić z nią relacji. Zmywaj to z twarzy, idziemy z dziećmi na spacer.
- Nigdzie nie idę. - prychnęła i zamknęła drzwi. Wszedłem do łazienki kopem otwierając drzwi. Przyparłem ją do ściany. - Nie idziesz ? To się wynoś.
- O nie, Harry. - złapała moją twarz w dłonie. - Tak do mnie nie mów. Nie denerwuj się kochanie. Widocznie miałeś zły dzień.
- Nie próbuj się podlizywać Rose, bo dziecka Ci krzywdzić nie pozwolę. I wiesz co ? Wykupiłem dzisiaj wycieczkę tylko dla nas, ale chyba dam ją Zaynowi bo nie zasłużyłaś, żebym zabrał Cie na Teneryfe. - wiedziałem, że zawsze chciała tam polecieć.
- Harry! - pisnęła. - Nie krzywdzę naszego dziecka. Kotku.
- Udowodnij mi, że CoCo może być przy Tobie szczęśliwa. - wyszedłem zabierając ze sobą nawet jej telefon. Poszedłem do Nadine. Niall z CoCo siedzieli na dywanie. Blondyn ją usypiał, a mała się przyglądała.
- Daj mi ją. - wziąłem malutką na ręce i usypiałem. Kiedy już spała wziąłem ją i CoCo na spacer.
Szła bawiąc się misiem od Rene. Poszliśmy na plac zabaw. Nie spodziewałem się, że zobacze Renesmee z Mikaylą.
- Wyżej ciocia! - krzyczała dziewczynka.
- Ale spadniesz - zaśmiała się.
- Hej.. - podszedłem do niej.
- Cześć - nie spojrzała na mnie, tylko przytuliła CoCo. - Ale masz już długie włosy.
- Dzięki - uśmiechnęła się i poszła do Miki. Brunetka podeszła do wózka.
- Renesmee porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym. Cześć córeczko - pocałowała jej czoło.
- Renesmee do cholery zachowaj się jak dorosła kobieta - Odwróciła się do mnie.
- A czy ty zachowujesz się jak dorosły mężczyzna? Czy jak dzieciak z kasą przy kieszeni.
- Nie układało nam się.
- To ty mnie zdradzałeś, oszukiwałeś a na koniec zabrałeś moją córkę. A teraz twoja dziunia - prychnęła. - nie, brak mi słów. A jeśli myślisz, że nie będę walczyć o moją Nadine to się mylisz. Współczuję CoCo że musi mieszkać z podróbką Britney Spears.
- To Ty widziałaś czubek własnego nosa, i miałaś wieczne pretensje Renesmee.
- Słucham?! - dostałem w twarz. - Opiekowałam się twoją córką, którą pokochałam jak własną, w domu zawsze było rodzinnie, potem była Nadine. Nigdy nie myślałam o sobie. Nigdy nawet nie prosiłem cię o pieniądze, na moje zachcianki. Ty chyba nie widzisz co ona robi. Wybacz Harry, ale jesteś po prostu głupi.
- " Nigdy nie ma Cie w domu " i awantury za każdym razem. Wiesz.. w pewnym momencie odechciało mi się wracać.
- A gdzie byłeś wtedy powiedz mi? - ściszyła głos. Kurwa. - Na pewno nie w pracy. I tak, robiłam awantury. bo ja chciałam ciebie, a nie te pieprzone pieniądze. O czekaj, zapomniałam ostatnio oddać - podała mi kartę. - Nie korzystałam, nie przejmuj się.
- Zatrzymaj ją. Przyda Ci się na utrzymanie naszego dziecka. Dogadajmy się jak normalni ludzie bo nie chcę iść do sądu  kolejny raz.
- Pracuję. - oddała. - No to słucham jak ty chcesz się dogadać. Bo ja nie pozwalam, aby Nadine opiekowała się kobieta maltretująca własne dziecko, narkomanka i dziwka.
- Słuchaj to, że jesteś o nią zazdrosna nie daje Ci prawa do ubliżania jej. Nadine będzie spędzała ze mną weekendy.
- Okay - odparłam. - I nie jestem zazdrosna Harry, nie chcę z tobą być bo zrozumiałam jaki jesteś. Głupi i zaślepiony. A nią gardzę. Dzisiaj czwartek. Zabiorę więc Nadine i mam nadzieję, że ty i twoja ...coś tam, nie będziecie źli jak Lou przyjedzie po parę jej rzeczy.
- Jesteś i o tym wiem. Kochasz mnie i oboje o tym wiemy. Tomlinsona nie chce widzieć w moim domu.
- Nie, już nie kocham. Widzisz ja nie chciałam, żeby ona miała jakikolwiek kontakt z małą, a co cię to obchodziło? Nic. Ogarnij się Harry i popatrz co się w okół ciebie dzieje. Przestań być pionkiem w tej głupie grze - i odeszła zabierając dwie dziewczynki.

~Renesmee~

Niall z Louisem pomogli mi z rzeczami. Kochani. Louis rozmawiał o czymś z CoCo, a ta się śmiała. Ja rozmawiałam z Niallem.
- Wciąż jesteś moim przyjacielem prawda? - spytałam cicho.
- Renesmee to oczywiste. Ale wiesz o tym, że.. Rose też jest moją przyjaciółką.
- I tego nie potrafię zrozumieć po tym co zrobiła i jak się zachowuje. Nie, nie jestem zazdrosna - powiedziałam od razu. - Tylko wami pomiata. Mam nadzieję, że dbasz o CoCo. - pocałowałam go w policzek i poszłam do Lou. - Chodź - przytuliłam dziewczynkę i kucnęłam. - Zawsze możesz do mnie zadzwonić i powiedzieć wujkowi albo tacie żeby cię przywiózł tak? Głowa do góry, będzie dobrze.
- Mamo.. a jak ona zniknie to ty wrócisz prawda ? - Zagryzłam wargę. Na pewno tu nie wrócę.
- Nie wiem kochanie. - złapałam ją za ręce. - Kocham cię królewno.
- Ja Ciebie też kocham mamo.. Zrób tak, żeby tatuś się uśmiechał.. - pobiegła do Nialla. Teraz już wiem.. Kocham go. Kocham CoCo. Rose chce grać ? Więc zagram z nią w tą głupią grę.
- Louis, pomożesz mi? - spojrzałam na niego. - Wiem, że pomożesz. Chodź, wszystko ci wytłumaczę - pociągnęłam bruneta do auta. Moje uczucia się nie zmieniły. Kłamałam, ale musiałam udawać.

~ Harry ~

- Hej kochanie ! - Rose powitała mnie szerokim uśmiechem kiedy wszedłem do domu. Jest jakoś lepiej od kiedy zabrałem jej karty. Próbuje dogadać się z małą. Jest dużo lepiej. Nie myśli tylko o sobie.
- Hej skarbie. - pocałowała mnie, wzięła za rękę i poszliśmy do jadalni zjeść obiad. CoCo chyba nie było.
- Wiesz co? Możemy iść na randkę hmm? Mała jest u Nialla. Odbierzemy ją wieczorem.
- Jestem zmęczony kochanie. Wolałbym zostać w domu.
- Dobrze, to zostaniemy, a teraz jedz.
- Sama zrobiłaś ?
- Tak.
- Super. - usiadłem do stołu. Uśmiechnęła się i zjedliśmy obiad. Potem obejrzeliśmy razem film, pijąc wino. Zrobiła mi masaż i zasnąłem naprawdę wykończony. Obudziłem się w nocy, jak była w garderobie i przebierała się w coś do spania.
- Chodź do mnie Rosie.. - mruknąłem czując pożądanie.
- O Harry.. Nie śpisz? - Położyła się do łózka, ale nie przytuliła.
- Nie.. Chodź tutaj.. - przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowała mnie w usta.
- Dobranoc.
- Zróbmy to.. - mruknąłem muskając ustami jej szyję.
- Nie Harry..
- Dlaczego ?
- Mam okres.
- Nie masz..
- Mam.
- Miałaś w zeszłym tygodniu.
- Ale mam długo.
- Przed wczoraj mówiłaś, że Ci się skończył. Rose czemu kłamiesz ?
- Jestem zmęczona. Dobranoc - powiedziała w poduszkę.
- Rose.. - Już mi nie odpowiedziała. Leżałem na łóżku przez pół nocy wtulony w jej ciało. Trzymała mnie za rękę podczas snu. Zastanawiałem się czy tak na serio jestem szczęśliwy. Ale czego mi brakowało? Miałem Coco i Rose. Powinienem być. Pocałowałem moją dziewczynę w skroń i usnąłem.

~Rose~

Z CoCo gadałyśmy tylko przy Harrym, inaczej się do mnie nie odzywała. Oj dobra tam. Ważne żeby przy nim było idealnie. Był w pracy, a młoda w przedszkolu gdy ktoś zapukał do drzwi. Renesmee stała w progu.
- Czegoo ?
- Cześć Rose - uśmiechnęła się. - Wiesz, myślę że źle zaczęłyśmy. Masz Harry'ego, ja Nadine i jest dobrze. Nie chcę być z tobą w konflikcie. Możemy porozmawiać?
- Umm.. no. - wpuściłam ją.
- Dzięki - oparła. Poszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie. - Naprawdę nie przyszłam tutaj już się kłócić i wyżywać. Między nami zgoda? - uniosła butelkę wina.
- Nie pije.
- Jasne, to też przewidziałam - oo ale to mogę wziąć. Wreszcie... Narkotyki
- Więc.. czego chcesz Renesmee ?
- Pogodzić się - Zaśmiałam się.
- Nie jestem tak głupia jak ty Renesmee. Nie dam się nabrać na Twój nerwowy śmiech.
- Denerwuje się bo na tym mi zależy. Naprawdę nic więcej nie chce.
- Kłamiesz. Próbujesz ze mną grać Renesmee ?
- Nie, bo przegram.
- To oczywiste. - prychnęłam. - Wiesz.. nie potrzebuje przyjaciółki jak ty.
- Ty we wszystkich widzisz wrogów. Niepotrzebnie. Nie każe się przyjaźnić. Pogodzić - wyciągnęła rękę. Poniosło mnie. 

~Harry~

Wróciłem do domu pod wieczór. CoCo była dzisiaj u Rene.
Cieszyłem się na wieczór tylko z Rosie.. 
- Skarbie.. - muskałem jej szyję ustami. Zaśmiała się mając zamknięte oczy. - Czemu się śmiejesz kotku..? - mruczałem całując jej delikatną skórę.
- Harry - uciekła mi. Biegała po domu. Złapałem ją i mocno przytuliłem. Ciągle się śmiała. Otworzyła oczy. - Chodź spróbujesz czegoś. No chodź - ciągnęła mnie na kanapę. Usiadła rozbawiona i wyjęła z kieszeni woreczek z białym proszkiem.
- Rose jak możesz..
- Wiesz jakie to fajne?! Hazz wyluzuj - rozsypała na stolik .
- Wynoś się stąd. Natychmiast. - dmuchnąłem na stolik rozsypując to po całym salonie.
- Ej - zrobiła smutną minę. - Nie umiesz się czasem zabawić kochanie?
- Wypierdalaj !
- Harry! Kochasz mnie i jesteśmy rodziną.
- A ty niby też mnie kochasz, a wolisz ćpać ! Skąd to wzięłaś ?!
- Od Renesmee - uśmiechnęła się. Ta, pff. Rene jest dilerem i ma na to kasę.
Albo Louis pomaga jej się mścić. 
- Zrób mi dobrze Rosie.
- Już mnie kochasz? Ojej.
- Rose nie prowokuj mnie.
- Ideee Harry - Pocałowała mnie. - Wróceee...yyyyy za kilka godzin. Bye - wzięła na palec proszku który został i wyszła.
- I kurwa nie wracaj ! - Nie wiem czy to usłyszała. Wróciła w nocy. Naćpana, pijana, rozbawiona z malinkami na szyi. Nie wybaczę jej tego. Postanowiłem porozmawiać z nią rano, żeby była świadoma tego co mówię. Zeszła na dół. Żałuje. Widzę po niej.
- Cześć Harry. - przytuliła się do moich pleców.
- Odsuń się dziwko.
- Przestań. Trochę przeholowałam. Ale nie zdradziłam.
- Z nami koniec Rose.
- Nie mów tak. Za dużo poświęciłeś aby znów stracić.
- Rose jak ja mam Ci to wybaczyć ? Jak ? - spojrzałem na nią.
- Normalnie. Tak jak zawsze.
- To tym razem będzie inaczej.
- No nie gniewaj się. Jedz do pracy, pójdę po CoCo i porozmawiamy potem.
- Dzisiaj nad ranem był nasz wylot na wakacje. Dokonałaś wyboru Rose. I nie idę do pracy.
- To Idź. Ochłoniesz. - Pocałowała mój policzek. - Wakacje. Trudno. Ważne ze ty jesteś. Idę po młodą - wyszła z domu. Z nudów pojechałem do firmy. Pracownicy stali przy recepcji i oglądali coś na komputerze śmiejąc się. -Dobra Kurwa Styles idzie. - usłyszałem i popatrzyli na mnie. - Cześć szefie.
- Co Was tak bawi ? - podszedłem do nich.
- Nic szefie - sekretarka wyłączała jakiś film na YouTube..
- Pokazuj to w tym momencie bo wszyscy wylecicie !
- Ale. ..Na pewno?
- Już ! - Otworzyła mi filmik na którym Rose tańczy na barze. Pochyla się całując różnych facetów. Później Blake przerzuca ją przez ramię i idą do jakiegoś pomieszczenia ale tam kamera nie poszła za nimi.

wtorek, 7 października 2014

Rozdział 30

- NIE mam za co być karana. Już ci mówiłam. Kochasz mnie, a ja nie JESTEM Renesmee. - Złapałem ją za włosy i prawie zerwałem spódniczkę z jej tyłka. Byłem dla nie brutalny, ale na to zasłużyła. Wszedłem w nią analnie i ignorując jej błagania mocno ją pieprzyłem. Zawsze tak robiłem, gdy mnie wkurwiła. Tym razem też tak było.
- Kocham Cie Rose. Dzisiaj jesteś moją zdzirą.
- Chyba jak zawsze. - obolała położyła się na łóżku.
- Zrób kolację Rose.
- Nie mam siły .
- Rose chcesz to powtórzyć ?
- Masz ręce, wiesz gdzie kuchnia - Kurwa. Uparta jak zawsze. Wzięła majtki i poszła do łazienki zamykając się. Zrobiłem jej to już wiele razy, ale chyba pierwszy był najgorszy. Na początku bardziej słuchała. Teraz wie, że ma przewagę. Wszystko od niej zależy czy powie Rene. A jak ją wkurwie to wszystko możliwe. Eh...Pojebane życie. Poszedłem za nią do łazienki. Wszedłem do niej pod prysznic.
- Ooo kotek..- Tego dnia pieprzyliśmy się jeszcze parę razy. 

~Rene~

 Oszaleje. Mała uwielbia dawać koncerty w nocy. Rano jestem nieprzytomna. A musze robić dosłownie wszystko. CoCo do przedszkola, Nadine ciągła opieka, to dużo obowiązków.
- Hej skarbie. - usłyszałam od wejścia.
- Cześć - odparłam beznamiętnie. Miałam Wszystkiego dosyć i on tego nie zmieni. Zmęczona byłam.
Podszedł do mnie i długo pocałował.
- Odpocznij. Będę nadrabiał. - Poszłam na górę i położyłam się. Była cisza. Wreszcie mogłam spać.
Obudziłam się pod wieczór. Pora karmienia. W dresie zeszłam na dół. Nakarmiłam małą i poszłam z jego torbą do pralni. Wyjmowałam wszystkie koszulę, nastawiając pralkę.  Trochę dziwne, że jego ubrania mają zapach damskich perfum.
- Renesmee misiu zostaw, ja to zrobię. - Zaraz mnie kurwica trafi.
- Masz. Rób  - wyszłam stamtąd.
- Ej co się dzieje ? - złapał mnie za rękę. Przyjrzałam mu się. Zwłaszcza szyi.
- Co się z Tobą dzieje Renesmee ? - przytulił mnie mocno. Uspokoiłam się czując jego zapach.
Cieszyłam się ze wreszcie był.  Brakowało go tu.
- Misiaczku co się dzieje ?  Powiedz mi.
- Nic Harry. Zastanawiam się jak długo jeszcze wytrzymasz.
- O czym mówisz ? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Praca to twoja ucieczka od tego.
- Od czego ? Jezu laleczko co ty wymyślasz ?
- Od rodziny. Przez trzy miesiące byłeś w domu tydzień. Rozumiem, że zmienianie pieluch nie jest fajne, ale potrzebuję pomocy. Sama dziecka nie zrobiłam - mruknęłam i zeszłam do dziewczynek.
Słyszałam jak uderza w ścianę. Później wziął CoCo i Nadine i gdzieś wyszli. Poszłam do kuchni. Niall mnie przytulił i zrobił kakao.
- Rene musisz go zrozumieć.  On Cie kocha. Jest taki szczęśliwy jak tu wraca
- I tak samo szczęśliwy jak tam jedzie
- Wydaje Ci się.
- Nie mam siły Niall. Nie wiem w co ręce włożyć.
- Dlatego wracam.
- Dziękuję.
- Zjedz.. - dał mi kolację. Poszłam się jeszcze szybko wykąpać i sprzątałam. Zabawki, ubranka.
Hazz z dziećmi wrócili po 20. Muszę go przeprosić.. Najpierw wykąpałam małą i pokazałam mu jak się to robi, bo pewnie zapomniał. CoCo zasnęła szybko. mieliśmy czas, aby pogadać.
Siedzieliśmy w salonie. Hazz oglądał jakiś horror.
- Nie obrażaj się na mnie, bo jestem na wytrzymaniu. Pracujesz, wiem, ale ja nie daję rady.
- Nie obrażam się na Ciebie tylko jest mi przykro, że takie mam powitanie po nieobecności.
-  Mi też jest codziennie przykro, gdy kładę się do pustego łózka.
- Dzięki temu masz to co masz.
- Nie potrzebuję tego Harry,
- Ciekawe czy powiedziałabyś to samo gdybym zarabiał 1000 funtów miesięcznie, pracował w McDonaldzie i nie byłoby nas na nic stać.
- Tak. - odpowiadam. - Jakbyś nie pamiętał, moi rodzice wiązali ledwo koniec z końcem. Zarabiali jeszcze mniej! Ale mnie kochali, a ja ich. Rodzinę zbudujesz na miłości, a nie na pieniądzach, a ich mamy od cholery.
- Bez urazy Renesmee, chciałabyś takiego życia dla Nadine i CoCo ?
- Mamy pieniądze. Do końca życia ci starczy. Dlaczego ty mnie uważasz za materialistkę Harry? Chcę cię w domu. Zrozum - otarłam łzy i poszłam do sypialni.
- Nie uważam Cie za materialistkę, ale nie chcę, żeby moje dzieci musiały się kiedykolwiek o pieniądze martwić ! Kocham pracę i będę pracował i wyjeżdżał. Albo się z tym pogodzisz, albo odejdziesz. Nie będę Cie unieszczęśliwiał wiesz ?! - wyszedł z domu. W zasadzie to co za różnica? Jak wyjeżdża to go nie ma, jak odejdę to też go nie będę mieć. Spakowałam rzeczy córek i swoje. Nie wszystkie. Wzięłam kluczyki do auta. Zaniosłam najpierw starszą, potem młodszą. "Jeśli twoje uszczęśliwianie polega na kupowaniu prezentów to życzę powodzenia. Nie zabieram ci CoCo. Nie mam do niej praw prawda? Tak, właśnie. Skoro wolisz pracę od nas, nie ma problemu. Kocham Cię Harry. Renesmee. " Odłożyłam list na stolik wraz z pierścionkiem i wyszłam. Pojechałam do rodziców.

 ~*~

Minęły dwa dni, aż w końcu zadzwonił do drzwi. Otworzyłam. Chciałam się pogodzić, ale moje serce chyba eksplodowało. Był z nią.
- Przyjechaliśmy po naszą córkę. - powiedziała blondynka.  Otworzyłam szeroko oczy patrząc na nich oboje. Zaśmiałam się krótko. - Z tą dziwką tak? A to wiem jak kochasz. CoCo mamusia przyszła - powiedziałam nie wpuszczając ich.
- Daj mi Nadine. - powiedział Harry. CoCo wzięła Rose za rękę, a ja czułam jak pęka mi serce.
Patrzyłam na dziewczynkę. Powstrzymałam się id płaczu. - Spierdalaj - Zamknęłam drzwi. Nie ma żadnych praw do mojej córki która widział dwa razy. Wróciłam do salonu i przytuliłam się do taty.
To co stało się później było jeszcze gorsze. Przyszła policja, opieka społeczna i zabrali mi maleńką.. Powiedzieli, że nie mam warunków.. Wiem, że to ona go namówiła. On by mi tego nie zrobił. Jest zaślepiony. Siedziałam i płakałam. Moje dziecko. Zabrali mi wszystko. Ona nie może wychowywać mojej córki. Jak mogłam z nim wygrac?! Miał pieniądze. Przekupi każdego. Siedziałam w parku płacząc.
- Mogłaś trzymać od niego ręce z daleka Renesmee. Hazz zawsze wróci do mnie i zrobi czego ja chcę. A, że zrujnowanie waszego związku było na 1 miejscu.. - usiadła obok mnie. Patrzyłam na nią z pogardą.
- Nie masz sumienia. Ty go oszukujesz. Każdego oszukujesz.
- Hazza ? Kocham go. Walczyłam o niego i wygrałam. Ty poddałaś się wiec nawet się nie namęczyłam.
- Ja chcę moje dziecko i o nie będę walczyć. A on mnie nie obchodzi - splunęłam na nią. W parku czekałam na Louisa po którego zadzwoniłam. Szedł w naszą stronę. Chyba jego jedynego się bała, bo jej mina stężała.                                                  
- Spierdalaj stad żmijo - warknął i wziął mnie za ramię. Harry i CoCo szli w naszą stronę. On trzymał na rękach Nadine.
- Louis, chcę moją córkę - płakałam w jego tors.
- Pomogę Ci jak ty pomożesz mi.
- Jak?
- Musimy otworzyć mu oczy.
- Wiesz o tym że to bardzo ciężkie zadanie?
- Wiem.
- Moja córeczka.
- Renesmee musisz być silna. Dasz radę.
- Mama - przybiegła Coco. - Wracasz do domu? - Nie umiałam jej odpowiedzieć. Przytuliłam dziewczynkę i Louis mnie zabrał.Wziął mnie do swojego domu Byłam mu wdzięczna. Jemu i Mercedes. Cały czas miałam przed oczami Harry'ego z nią.
12:16
Ja
Skurwysyn. Nie chciałam go więcej widzieć. - Dziewczyny - Lou wszedł do salonu. - załatwię prawnika. Z tym nie ma problemu. Chodzi oto, że Rose siedziała za znęcanie się nad dziećmi. To jest przewaga. Nawet jakby zapłacił najlepsze mu adwokatowi to jest jeden plus. Poza tym trzeba mu udowodnić że to zdzira.
- Jest zbyt zapatrzony.
- Jest głupi. Od tego zacznijmy. Rose gra nim jak pionkiem w GŁUPIEJ GRZE.
- I co zrobisz, jak on woli z nią być ?
- Woli - prychnął. - Nie martw się Rene. Mała będzie twoja.  

~CoCo~

To dziwne...Teraz w domu  jest dziwnie. Wolałam tam ta mamę. Bawiła się ze mną. Czesała w warkocze i opowiadała bajki. A ta mama zabiera tylko na zakupy i robimy ciasteczka, albo zbieramy kwiaty. Tata się śmieje, a nie uśmiecha. Ale chciałabym tam. Czemu jest dziwnie inaczej? Ja nic nie rozumiem. poszłam do wujka Nialla.
- Pojedziemy do mamy?
- Przecież mama jest w domu.
- Wujku - popatrzyłam na niego. Ja mam pięć lat i umiem patrzeć.
- Słucham Cie CoCo ?
- Córciu ! - tatuś wrócił ! Poszłam do niego i przytuliłam się. W zasadzie to spędzałam czas z drugą mamą, ale z nim tylko rozmawiałam.
- Co dzisiaj robiłaś pszczółko ? - wziął mnie na ręce.
- Bawiłam się lalkami.
- I tyle ? Czemu ty w piżamie jesteś ?
- Nie umiem się sama ubrać.
- Gdzie mama ?
- Która?
- Rose.
- W pokoju, ale mam nie wchodzić. Puść tato, idę jeść ciastka.
- Daj buziaka. - Pocałowałam tatę w policzek i pobiegłam do kuchni. Długo wujka męczyłam, ale powiedział że jutro jak tata pójdzie do pracy. Jupi.

~Renesmee~


Tomlinsonowie i rodzice pomogli mi stanąć na nogi. Louis wynajął adwokata, a niedługo ma się zacząć sprawa przyznania praw rodzicielskich Nadine. Nie odpuszczę, bo to jest moja córka a ta ścierwa nie będzie się nią zajmować. Zresztą ona pewnie tego nie robi.

środa, 1 października 2014