niedziela, 28 września 2014

Rozdział 29

- Zayn - poszłam na dół najszybciej jak mogłam  - Co mu się stało? - wyciągałam z lodówki lód, a potem opatrunki.
- Zapytaj swojego kolegi. - I chyba zemdlałam. Nie no.. nie zemdlałam. Ale pobladłam na 100 %.
To było pewne. Złapałam więcej powietrza. 
- Zadzwoń po lekarza...- Okazało się ze Harry ma stłuczone żebra. Nie ruszało go to. Siedział cały dzień z Coco. Ciągle z nią rozmawiał o poważnych rzeczach. Jest taki dziwny. Po prostu nie chciałam, żeby traktował mnie jak poważnie chorą. Muszę z nim porozmawiać, ale chyba się boję.
Znów się zdenerwuje. Nie cierpię się z nim kłócić. CoCo podeszła do mnie z niepewną miną.
- Co się dzieje słońce?
- Tata powiedział mi, że jest zmęczony i nie chce żebyśmy mu przeszkadzały kiedy będzie odpoczywał.
- Dobrze... - Ale i tak za nim poszłam. Aż do samej sypialni. Zamknęłam spokojnie drzwi i się o nie oparłam. - Blake cię pobił ?
- Pobił ? Nie. Dałem się pobić ? tak. Gdybym chciał już by nie żył.
- To po co to zrobiłeś co? - byłam wściekła.
- Co ja zrobiłem ?! O chuj Ci chodzi ?!
- Nie klnij do mnie! Zachowujesz się jak dziecko! Co chciałeś mi pokazać? Że mnie to nie będzie obchodzić?! Obchodzi ale to się robi chore. Wyżywaj się na pracownikach.
- Chcesz, żeby Twój mąż był mordercą ? Chcesz tego ? To ty zachowujesz się w stosunku do mnie jak żmija, a ciążowe humory wszystkiego nie tłumaczą.
- Nie prawda. - odparłam zła. - Nie chcę po prostu, żebyś martwił się o wszystko kiedy jest dobrze. Nie jestem chora.
- Ale nosisz w sobie moje dziecko wiesz ?
- Dobrze to wiem. I uważam na nie.
- Nie wygląda.
- Nie? Wszystko robię jak powinnam. Odpoczywam, jem co mi kazano, sprawdzam nawet poziom cukru żeby nie był za duży.
- Odpoczywasz ? I z tej okazji sprzątasz, chodzisz po całym mieście ?
- Spacery są ważne. Nie ważne - Westchnęłam i wzięłam sportową torbę.
- Gdzie się wybierasz ? Renesmee proszę Cie nie wychodź stąd bo kogoś zabiję, a najbliżej będzie CoCo. - Spojrzałam na niego
 - Nie mów tak.
- Ty zostań. Ja wyjdę. Na dworze jest zimno, nie chcę, żebyś się przeziębiła.
- Nie wychodź. Ja po prostu mam dzisiaj pierwsze zajęcia w szkole rodzenia. Sam mnie za pisałeś. A ty masz odpoczywać.
- Przecież muszę iść tam z Tobą. - westchnął i z trudem zdjął koszulkę.
- Nie. - Podeszłam do niego. - Przeżyję raz. W wannie nie utone. Masz leżeć.
- Renesmee.. musimy o czymś porozmawiać, ale się nie denerwuj. Obiecaj mi to.
- Mów.
- Muszę iść na widzenie z Rose.
- Po cholerę? - chyba mnie serce zakuło.
- CoCo.. - mruknął i objął mnie w talii stając na przeciwko mnie. Normalnie to już bym wtulała się w jego tors, ale brzuch mi przeszkadza.
- Harry, ale kochasz mnie prawda? I chodzi tylko o  Coco? - zrobiło mi się smutno.
- Tak kochanie. Nie poszedł bym tam gdyby nie chodziło o CoCo. Rose chce z nią porozmawiać.
-  Dobrze...
- Kocham Cie najbardziej.
- Ja ciebie tez i ufam ci.
- Dziękuję. Odwiozę Cie do szkoły i pojadę tam z Coco. Potem Cie odbiorę.
- Boli?
- Nie.
- Wiem ze tak.
- Nie boli misiu.
- Nie jesteś już zly? -oczy jak kota ze Shreka.
- Nie.
- Przytul.-  Pocałował mnie w czoło i przytulił uważając na brzuch. 
- Musimy już iść.
- Wiem. CoCo !
- Tatku?
- Chodź, idziemy.. Rozmawialiśmy przecież. 
- No tak..ale nie chce...boje się Tatuś.
- Będę przy Tobie księżniczko.. Przecież mi ufasz.
- Nie zostawisz mnie?
- Nigdy.
- To chodźmy.. - Wziął ją na ręce i zeszliśmy do garażu.  Odwieźli mnie do szkoły rodzenia i pojechali.

*** Oczami Harry'ego *** 

Rozmowa Rose i Coco była.. wzruszająca. Rosie się zmieniła. Była taka jak kiedyś. Niall zabrał małą, a ja zostałem z nią sam na sam.  Była zmęczona. To było widać. Opierała czoło o szybę.
- Jak się.. trzymasz Rosie ? 
- Ciężko jak jesteś uzależniony.
- Przykro mi, ale byłaś niebezpieczna.. Nie chciałem, żebyś cierpiała.. 
- Ciesze się, że Ci się układa.
- Rose, a.. ty już wyszłaś z narkotyków ?
- Chyba jeszcze nie. - Kiwnąłem głowa i przygryzłem wargę. 
- Co jest?
- Nie jestem szczęśliwy Rose. 
- Nie? - Pokręciłem przecząco głową. - Byłem dopóki nie zrobiliśmy.. tego.. 
- Tęsknisz?
- Tęsknie. 
- Ale ja jestem tu, a ty tam.
- Nawet gdybym Cie wyciągnął bylibyśmy tylko kochankami Rose..
- Nie wiem czy chciałabym psuć rodzime Coco. Parę rzeczy przemyślałam. Nie chcę być suką.
- Chciałbym, żeby było jak dawniej, ale ona jest w ciąży i.. i ja już nic nie mogę zrobić. 
- Podobno ją kochasz.
- Sama powiedziałaś mi jaka jest prawda o mnie..
- Ta...Zrobisz jak uważasz.
- Chcesz być moją kochanką ?
- Już nią jestem.
- Kocham Cie Rosie..
- Wiem. Zawsze kochałeś. Ja ciebie też Kocham. - Pocałowałem ją.
- Wyciągnę Cie stąd.. Obiecuję.
- Będę czekać.
- Kocham Cie. Trzymaj się skarbie. - pocałowaliśmy się jeszcze raz. Niestety musiałem już iść. Poszedłem do auta. Coco dzisiaj śpi u Nialla. Miałem lepszy humor. Rosie zawsze mi go poprawia.
Wyciągnę ją. Najwyżej będę prowadził podwójne życie. Trudno. Nie mogę bez niej żyć. Jeszcze tego wieczoru zrobiłem przelew jako kaucję. Jutro miałem ją odebrać. Mam też inny pomysł.
Rosie zamieszka w moim apartamencie w Manchesterze. Mam tam firmę więc Renesmee nie powinna nic podejrzewać. Wszystko sobie poukładam.

 ~*~ 

Leżałem z nią w łóżku, gdy zadzwonił telefon. 
- Stary wiem ze jesteś w delegacji, ale Renesmee rodzi - Liam.
- Stary, będę dopiero za jakieś dwie godziny ! - zerwałem się z łóżka.
- Za nią nie urodzisz.
- Okej, dzięki za info. - rozłączyłem się i założyłem bokserki.
- Serio musisz jechać ? Urodzi to urodzi.
- Rosie skarbie.. to moje dziecko. Chciałbym przywieźć tutaj CoCo, ale wtedy musielibyśmy trzymać się od siebie na dystans, a tego nie potrafię zrobić. - Pokręciła tylko głową i mnie ostatni raz Pocałowała. 

~Renesmee~

 - Mogę złamać ci rękę? - Liam prowadził mnie przez szpital.
- Jeszcze mi się przyda, Hazz zaraz przyjedzie.
- Co mnie Harry jak boli! - Aaaa. Jakieś pielęgniarki mnie zabrały na porodówkę. 
- Pan jestem ojcem dziecka ? zapraszamy - Popchnęły Liama ubierając go w jakiś fartuch. Będzie drama. A Teraz boli. Rodziłam kilka godzin. W końcu...nie usłyszałam płaczu. Coś się działo. Lekarze robili coś przy moim dziecku. Jest.. Płacze, a ja odetchnęłam z ulgą.. Jezu..
Podali mi moją córeczkę. Jeju...Nareszcie.
- Hej Nadine.. - byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Poczułam pocałunek na czole. Jest i mój narzeczony. Ostatnio był taki spokojny, o nic się nie złościł. To było bardzo miłe. Miałam nadzieję, że nie będziemy się już tak kłócić. Niestety Harry teraz często wyjeżdża. Otwiera nowe filie. Rozumiem to i nie robię awantur. Nadine...jest śliczna. Wzięli ją na badania a ja zasnęłam.
Obudziłam się dopiero 2 dni później, a jego oczywiście nie było. Ech.. Co zrobić..

~Harry ~

- Hej kochanie..- właśnie przyjechałem do Manchesteru. Rose od razu ciągnęła mnie do sypialni.
Całowała mnie nie dając dojść do słowa. Po chwili nie miałem koszuli.
- Rosie misiu.. posłuchaj..
- No co? - jęknęła.
- Chodźmy gdzieś.. na kolację.. czy coś.. chyba, że wolisz tu zostać..
- Jesteś zbyt znany.
- To może zamówimy coś ? Chcę spędzić z Tobą czas nie tylko w łóżku. - odgarnąłem jej włosy z buzi.
- Aww jesteś słodki.
- Kocham Cie. Bardzo. - położyłem ją na łóżku.
- Ja ciebie tez bardzo kocham.
- Boje się, że znowu znikniesz..
- Już nigdy.
- Przysięgasz ?
- Przysięgam. Żenisz się z nią ?
- A co to zmieni ?
- Zostaw ją.
- Nie mogę..
- Możesz. Zabierzesz Coco i będziemy rodzina.
- Mam jeszcze jedno dziecko.
- To je czasem odwiedzisz. Jeju nie lubię dzieci. Zawsze są kłopotem.
- Rose my też mamy dziecko i jeżeli do Ciebie wrócę, to będę chciał mieć ich więcej. Rozumiesz to ?
- Nie będę mieć dzieci. Nie po to jedno usuwałam. Już nie mogę.
- Co ?
- No nie chciałam się martwić tym kiedy mogę zajść a kiedy nie.
- Chyba.. muszę wyjść..
- Masz dwójkę. Wystarczy ci.
- Nie kochasz mnie Rose..
- Boże,  Harry przestań zachowywać się jak dziecko. Kocham. Ty chcesz, ja nie chce i nie mogę. Jasna sprawa.
- Rose wiedziałaś, że zawsze chciałem mieć dużą rodzinę.
- Ale ja nie chciałam. Masz dwójkę. To i tak dużo. Renesmee ci może rodzić jak taka chętna.
- Rozmawiamy o nas !
- Nie podnoś na mnie głosu. - warknęła. - Co zrobisz jak nie mogę? Nic.
- A założysz się. ?
- Usunęli mi co trzeba. Nie chcę mieć dzieci. Pojmij to w końcu. Pieluchy, bród i smród. Tyle.
Jestem na nią taki wściekły.. Ukaram ją tak jak robiłem to dawniej. 
- Rozbierz się Rose.
- Nie. - odparła. - Nie rozkazuj mi Harry.  Trochę się pozmieniało kochanie.
- Chcę zrobić to analnie.
- Wiesz dawno tego nie robiłeś. Będzie boleć. Nie.

- To ma być kara, a nie przyjemność Rosalie..

sobota, 20 września 2014

Rozdział 28

 Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że to....dziewczynka. Hazz cieszył się jak dzieciak
Patrzył się w to zdjęcie usg idąc do auta. To było słodkie.
- Tato no ! - CoCo robi się zazdrosna.
- Zaraz mała.
- Ja pierdole. - spojrzeliśmy na siebie z Harrym.
- Słucham? - Otworzyła sobie drzwi i wsiadła do samochodu.
- Chyba będziesz musiał z nią pogadać.
- Chyba zaraz ją zleje.
- Hazz..
- Co ?
- Nie mów tak - tez wsiadłam. Booooli.
- Kurwa jebany chuj. - powiedziała znów CoCo.
- Coco! - krzyknęłam. - Jak ty się odzywasz?! - Hazz wysiadł z auta i wyciągnął Coco. Dostała taki opierdol, że wróciła z płaczem. Harry zły nie odzywał się do niej cały dzień. A ona wcale tego nie chciała. Zamknęła się w pokoju. Usiadłam w salonie. Zwariuję z nimi obojgiem. Hazz pił whiskey. Jest maksymalnie zły. Stanęłam za nim i masowałam jego barki.
- Kurwa mać ! - Zayn.
- Zamknij się! -krzyknęłam. - Jeszcze raz ktoś w tym domu przeklnie a nie ręczę za siebie dotarło?! Czy może przeliterować !
- Zaczekaj kochanie. - Harry wstał i poszedł do przedpokoju. Chwilę później słyszałam tylko jaki Zayn dostał opierdziel. Usiadłam na krześle i głęboko oddychałam . Denerwuje się podwójnie.
- Spokojnie.. - Harry gładził moje ramiona.
- Co się stało?
- A skąd CoCo nauczyła się tak mówić ?
- A skąd mam wiedzieć? Zayn tu ciągle jest.
- I to przez niego.
- Idź z nią porozmawiać.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo już jej wszystko powiedziałem.
- Ale teraz jest zła. Nie lubię jak się kłócicie.
- CoCo ! - zawołał ją na dół.
- Spadaj!
- To już masz po psie. - Przyszła jak na skazanie. Wydęła dolną wargę.
- Nie ruszy mnie to i dobrze o tym wiesz CoColline. -nie wiedziałam, że tak brzmi jej pełne imię.
Ale ślicznie. Bardzo ładne imię. 
- To ty krzyczałeś.
- To ty przeklinałaś.
- Wujek tak mówi.
- Ale wujek jest dorosły, a ty nie i jeżeli jeszcze raz tak się wypowiesz to możesz zapomnieć o psie i dobrych kontaktach ze mną.
- Przepraszam - pies ją bardziej przekonał niż ojciec. Wyciągnęła do niego ręce, a on ją przytulił.
- Nie lubię na Ciebie krzyczeć..
- Nie lubię jak jesteś zły.
- Czyli nie możesz mnie denerwować. Idź umyć rączki i pomożesz mi zrobić kolację.
- I wszyscy są szczęśliwi  - powiedziałam do brzucha. Kopnęła mnie. To chyba  oznacza zgodę. Ała.
- Ja zrobię - jęknęłam i poszłam do kuchni. Za chwilę zostałam przyniesiona do salonu. Super. 
- Powiedziałem, że ja i CoCo.
- Ugh...Okay.
- Kocham Cie. -Wystawiłam mu język i wtuliłam w poduszkę. Coś pięknie pachniało, a ja byłam taka głodna.. I nie mogłam tam wejść. O. Czekoladki.. Wpieprzyłam całe pudełko. Będę gruba. Boże będę gruba. Nie spojrzy na mnie. Nie będzie mnie chciał po porodzie. Rozpłakałam się.
- Kochanie ? - wszedł do salonu i spojrzał na mnie przestraszony. I wybuchłam jeszcze większym płaczem. Ja przy nim się umywam. Jest idealny.
- Renesmee ? Co się dzieje ? - objął mnie i pocałował w czoło. Czemu się tak dziwnie uśmiecha.
- No co? - przecierałam oczy.
- Nic nic. Czemu płaczesz ?
- Bo mam powody. Albo nie mam. Po prostu. Nie mogę?mogę. Wszystko mogę...Boże co ja gadam.
- A jakie ? Czekoladki Ci się skończyły ? - On się ze mnie śmieje !
- Idź sobie - dostał po rękach.  - Jestem głodna. Zła. Smutna. Brzydka  i gruba.
- Chodź na kolację głuptasku. - pocałował mnie długo. Oddałam pocałunek i podreptałam za nim do kuchni. To było pyszne. Nie wiem do końca co, ale pyszne. Potem stanęłam przed lustrem w sypialni. Dzizas jaki tyłek. Może dlatego nie chciał we mnie wejść.. Dziecko to słaba wymówka. Seks jest zdrowy.
- Co ty tak dzisiaj się oglądasz kochanie.  - rozpiął koszulę.
- Nie dobijaj mnie swoim wyglądem. I tym jaki jesteś seksowny.
- Ojjj ty też jesteś. Uwierz mi.
- Nie musisz kłamać.
- O co ci w zasadzie chodzi ?
- O to, że nie będziesz mnie chciał.
- Niby dlaczego ? Renesmee nie mów tak.
- Nie mogę na siebie patrzeć- poszłam do łazienki. Z pół godziny się drapałam.
- Chodź już do mnie.. - usłyszałam z sypialni. Będzie zły jak zobaczy. Założyłam jego koszule. Miała długie rękawy.
- Chooodź.. - Poszłam od razu gasząc światło. Do łóżka ledwo dotarłam. Położyłam się, ale poczułam nad sobą Harry'ego. - Chcesz, żebym Cie przeleciał?
- Sam mówiłeś, że... -Uciszył mnie pocałunkiem. Oplotłam jego szyję. Pieprzyc ból. Chcę jego.
- Zrobisz mi dobrze ? W odpowiedzi Uśmiechnęłam się.
- Kładź się. - Pocałował mnie kolejny raz i położył się na łóżku. Usiadłam jakoś wygodniej. Odgarnęłam włosy na prawą stronę i zsunęłam jego bokserki. Całowałam jego podbrzusze.
Sprawiałam mu przyjemność. Jęczał co chwile wypychając biodra w górę. A ja robiłam to coraz wolniej. Wolniej, ale dokładniej. Lubie jego smak. Oblizałam wargi. Leżał bezbronnie na łóżku przeżywając orgazm. To tez był cudowny widok. Pocałowałam go w usta. - I jak kotku?
- Super.. - otworzył w końcu oczy.
- Wyglądasz jak Anioł.
- Robisz to niesamowicie..  - pocałował mnie. Wplotłam palce w jego włosy i ciągnęłam za nie.
Wsunął się we mnie. Było przyjemniej niż pamiętam . Rano byłam obolała bardziej niż kiedykolwiek.
- Miś przepraszam.. - Hazz miał okropne wyrzuty. Nie pozwolił mi wyjść z łóżka. Nawet nie poszedł do pracy
- Kochanie, nic mi nie jest. To normalne. DAWNO tego nie robiliśmy.
- Wolę, żebyś odpoczęła.
- Ale nie musisz mnie ciągle przepraszać.
- Przepraszam..
- Nie przepraszaj tylko Pocałuj.- Pocałował mnie długo. Oddałam pocałunek i wtulilam w niego. - Przyniósłbyś mi bandaż ?
- Po co ?
- Ręka.
- Renesmee. - i już jest zły. - Prosiłem o coś.
- Nie kontrolowałam tego.
- Nie dajesz mi wyboru.
- O czym mówisz?
- Zobaczysz.
- Proszę, powiedz. Nie chciałam.
- Nie.
- Przyniesiesz bandaż?
- Ta. - Przyniósł go, ale nie dał mi samej opatrzyć ręki. Sam to zrobił mrucząc coś pod nosem.
- Nie badź na mnie zły - warknęłam. - Celowo tego nie robię.
- To zapanuj nad sobą.
- Czasem jest trudno.
- Ide zrobić obiad, a ty pomyśl co zrobiłaś. - Wywróciłam oczami.
- Powiem ci. To jest choroba - poszłam do łazienki. Nic nie odpowiedział. Zeszłam potem do Coco i układałyśmy puzzle.
- Hej Wam ! - Niall z Kieranem weszli do salonu.
- Cześć chłopaki.
- Kieran pobaw się z ciocią i CoCo. Gdzie Hazz ?
- W kuchni. - Uśmiechnął się do mnie i poszedł tam.
- Co tam Kieran?
- Nic, a tam ? Ale jesteś gruba ciociu..
- No wiem.
- A czemu ?
- Bo jestem w ciąży,
- Czyli co ?
- Noszę takiego małego bobasa.
- A po co Ci on ?
- Będzie rosło jak ty.
- Kumam.
- Cudownie... - Niall z Hazzem wyszli zadowoleni z kuchni. Poszliśmy jeśc wszyscy obiad.
Tamta dwójka coś ukrywa. Widziałam po tych uśmiechach. Po posiłku usiedliśmy, żeby odpocząć, ale przeszkodził nam dzwonek do drzwi. Harry zerwał się jak pojebany, żeby mnie wyprzedzić.
- Boże, spokojnie bo nie wyrobisz na zakręcie.
- Kochanie, ta Pani zrobi Ci manicure.
- Co wymyśliłeś?
- Nie będą ostre i nie będziesz mogła się drapać.
- A wiesz, że ja się nie drapię tylko paznokciami. Są  różne rzeczy, ale dziękuję - pocałowałam go w policzek a kobieta zrobiła co miała zrobić. Serio.. Nie da się drapać. Podziękowałam jej.
Harry zapłacił. I wyszła.
- Dzięki - przytuliłam się do niego.
- Nie ma za co.
- Jest.
- Za to, że nie mam ochoty więcej się denerwować ?
- Nie wiem czemu ty się denerwujesz skoro to mnie boli.

- Masz odpowiedź w tym co powiedziałaś. 
- Och..
- Powinnaś się położyć.
- Tak, idę. - Odprowadził mnie jakbym kaleką była.
- Jestem w ciąży. Nie jestem inwalidą.
- Okey. Od dzisiaj nie będę się o Ciebie troszczył.
- Tak, jeszcze się obraź. Po prostu nie musisz się o wszystko martwić. Jakby było źle to bym powiedziała. Wzruszył ramionami i poszedł na dół. Wróciłam do sypialni i poszłam spać.
Nie czułam go obok siebie przez całą noc. Dopiero o 4 usłyszałam, jak otwierają sie drzwi.
Otworzyłam oczy patrząc na niego. A tak. jest obrażony. O nie.. on ma limo.
Usiadłam gwałtownie.  
- Co ci się stało? Harry.
- Nic. Jakby coś mi było to bym powiedział.
- Nie jesteś zabawny. - Położył się i przykrył kołdrą. Do świtu nie zmrużyłam oka. A kiedy zrobiło sie jasno chciałam krzyczeć. Całe jego ciało było poturbowane. 

sobota, 13 września 2014

Rozdział 27

Odchylił moją bieliznę, którą miałam pod koszulą nocną. Pocałował delikatnie moją kobiecość.
Jest konkretny...Nie, nie mogę teraz myśleć. Westchnęłam głośno. Jego usta i język działają cuda.
A zwłaszcza kiedy jego język pracuje przy moim wejściu. Zaciskałam palce na kołdrze. - Harry..
- Hmm ? - mruknął powodując wibracje.
- Chodź tu do góry i we mnie wejdź.
- Nie mogę..
- Czemu? - jęknęłam.
- Dzidzia..- zassał najczulszy punkt. I chwile później doszłam prawie z krzykiem. 
- Dzidzia śpi.
- Nie kochanie.
- Proszę...
- Nie ulegnę.. To zbyt ryzykowne.
- Wcale nie. Seks w ciąży jest zdrowy.
- Nie w tym stadium.
- Czwarty miesiąc ?
- Prawie piąty.
- Więc można.
- Renesmee nie.
- Ale się uparłeś. Idziemy spać. Chodź. - Położył się obok mnie i czekał, aż przytulę. Mamrocząc pod nosem wtuliłam się w niego i zasnęłam. Rano na łóżku czekało na mnie śniadanie. Aww. Słodko. Zjadłam i poszłam się ubrać. CoCo jeszcze spała. Trochę mi się nudziło. Co ja miałam robić?
Która jest godzina ?! 6 ?! I loczusia już nie ma ?! No serio? Może niech on tam zamieszka. Zrobię mu piekło jak wróci. Zaprowadziłam małą do przedszkola i poszłam do Niall'a. On przytuli i pocieszy.
- Heeeej Renesmee ! Zestaw śniadaniowy ! - krzyknął i stanął przy ladzie gdzie siedziałam.
- Przytul.
- Ejj.. co jest ? - przytulił mnie.
- On bardziej kocha swoją pracę niż mnie.
- Nie mów tak. Po prostu jego firma kończy kolekcję zimową i Harry musi wszystkiego dopilnować.
- Oj dobra...Ale mi smutno.
- Jeszcze 3 dni i po wszystkim. CoCo w przedszkolu ?
- Tak.  - Pokiwałam głową.
- Masz. Jedz. - postawił przede mną talerz.
- Kochany jesteś.
- Wcale nie
- Jesteś, jesteś.
- Kieran pytał mnie kiedy możemy Was odwiedzić.
- Kiedy tylko chcecie.
- Boże ja się tutaj wykończę.

- Czemu?
- Bo każdy czegoś ode mnie chce.
- Oj..Przepraszam?
- Nie mówię o Tobie mała, spokojnie. - rzucił kartką papieru w jakiegoś chłopaka.
- Dzięki, że mogłam z tobą pogadać. Brakuje cie w domu.
- Zawsze możesz. Mi Was też brakuje.
- Nie masz wyjścia? Musisz tu?
- Mam wyjście.
- Jakie?
- No mogę do Was wrócić.
- Tak!
- Ale
- Co?
- Tutaj się spełniam.
- No dobra...
- Przemyślę to.
- Dobrze.
- Napijesz się czegoś ?
- Nie, dziękuję.
- Może jednak ?
- Nie.
- Spokojnie. - zaśmiał się.
- Niall? Kto jest mamą małego?
- Nie ważne.
- Och, dobra.
- To akurat moja prywatna sprawa.
- Nie wnikam przecież. Tylko spytałam.
- Spoko. - Uśmiechnęłam się i powoli wracałam do domu. Lubię spacerować pomimo tego, że od tego brzucha okropnie bolą mnie plecy. Chyba miałam szczęśliwe życie. Czego mi brakowało?
A no tak. Faceta. Bo mój zamieszkał w swoim biurze. Westchnęłam smutno. Poszłam do rodziców.
- Renesmee ? - mama  otworzyła mi trochę bardzo zaskoczona moją wizytą.
- Ja. Stęskniłam się.
- Ty w ciąży ? - wpuściła mnie do środka i przytuliła.
- Tak - wtuliłam się w nią.
- Gratuluję.
- Dzięki.
- Czemu jesteś smutna córeczko ?
- Bo Harry ma dużo pracy.
- To było do przewidzenia, że człowiek jak on będzie ją miał.
- Ale bardzo dużo.
- Wiem.. Tata ma nową pracę wiesz ?
- A gdzie ?
- Jest szefem ochrony w centrum handlowym. Propozycja sama przyszła wiesz ?! Teraz dobrze zarabia i nawet myślimy o remoncie..
- Cudownie. Naprawdę się cieszę.
- Twój pokój już wyremontowaliśmy.
- Ale przecież i tak tu nie wracam. Nie musieliście.
- Chcieliśmy.
- To miłe. Dzięki mamo. - znów się przytuliłam.
- Może nasz wnuk kiedyś będzie u nas nocował. - uśmiechnęła się. Usiadłyśmy i rozmawiałyśmy.
Koło 13 poszłam odebrać CoCo z przedszkola.
- Co dziś robiliście?
- Jakieś dzbanki z gliny. Nudaaa...
- A no tak.
- Głodna jestem mamo.
- Już - zrobiłam jej coś do jedzenia.
- Hej ! - poczułam buziaka na policzku. Harry ? Nie wierzę.
- A ty masz źle ustawiony zegarek?
- Chyba dobrze, a co ?
- Cieszę się, że już jesteś.
- Też się cieszę. 
- Głodny?
- Troszkę.
- To siadaj. - Usiadł przy wysepce i wziął CoCo na kolana. Podałam nam wszystkim obiad.
- Jutro idziemy na pokaz. - powiedział sadzając CoCo na krześle obok.
- Jaki pokaz?
- Mojej kolekcji zimowej.
- No dobra.
- Więc jedziemy na zakupy !
- O matko..
- O matko co ?
- Zakupy są nudne.
- Nie chcesz sukienki na jutro ?
- Mam sukienki.
- Nie chcesz nowej ?
- A tam te nie są nowe?
- Dobrze już.. - Zjedliśmy i posprzątałam.
- Usiądź, odpocznij w końcu. - mruknął odciągając mnie od sprzątania.
- Ja cały czas odpoczywam.
- Renesmee proszę Cie.
- No już, ostatni talerz. - Wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu.
- Zrozum, że to już nie są żarty Renesmee. To 5 miesiąc, a nie 1.
- Wiem to. To nie choroba.
- Nie choroba, ale nie jesteś sama i musisz dbać też o malucha.
- Ale ja dbam - pogłaskałam swój brzuch.
- Nie wydaje mi się. - poszedł do kuchni.
- Ja wiem lepiej, to ja jestem w ciąży !
- Cicho. - Położyłam się na kanapie. Moje plecy. Dobra.. On miał rację. Będę odpoczywać.
Bo mi te plecy rozsadzi.


~*~


Siedziałam obok Harry'ego i oglądałam pokaz. Te ubrania były piękne. Wszystko tak ładnie zorganizowane. I wystąpił Ed. Kocham. Jacyś ludzie ciągle mi się przedstawiali i ze mną rozmawiali. Tak samo jak z CoCo. Biedna. Siedziała mi na kolanach. Przytuliłam ją.
- Mamo nudno tu.
- Ale to dla taty ważne.
- No wiem, ale mamo.. oni wszyscy mówią mi, że jestem słodziutka
- Bo jesteś - Zaśmiałam się.
- Niee
- Taak.
- Mamo ! - mruknęła jedząc lody. Pocałowałam ją w policzek. Mały skarb.
- Hazz?
- Tak kochanie ?
- Bo... Znaczy nie musisz...
- Mów.
- Mogę mieć do niej prawa?
- Porozmawiamy później.. - wskazał gestem na córkę.
- Dobrze.
- Powinniśmy wracać. Musisz odpocząć.
- Jest dobrze.
- Pewna jesteś ? Nie chcę, żebyś się męczyła.
- W porządku kochanie.
- Zjedz coś kotek.
- Dziwne, ale nie jestem głodna,
- Napij się herbaty, albo soku.
- Dobrze - wzięłam szklankę, która po chwili wyleciała mi z ręki kiedy poczułam kopnięcie. Hazz w sekundzie objął mnie w talii i podtrzymał. Nie umiem się przyzwyczaić do ruchów dziecka. To takie dziwne..
- Wracamy. CoCo !
- Tak tato?
- Idziemy do domu. Chodź. - Opuściliśmy budynek i wróciliśmy do domu. Hazz od razu kazał mi sie kłaść.
- Dobrze się czuję.
- Odpocznij. Przecież jutro poznamy płeć.
- A no tak... - Pocałował mnie w czoło i poszedł utulić CoCo Leżałam w łóżku, głaszcząc brzuch.
- Jestem. - położył się obok mnie.
- Przytul. - Objął mnie i pocałował. Zasnęłam w jego ramionach. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że to....


Jak myślicie ? Chłopczyk czy dziewczynka ? :) 

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 26

- Świetnie. Cieszę się, że będę mieć z nim rodzinę. W zasadzie już mam.
- Jak to ?
- No, mamy córkę.
- Szybka jesteś.
- Ta córka ma 5 lat.
- Co ? Możesz mi to wytłumaczyć ? - Usiadłyśmy i jej opowiedziałam trochę. Wszystkiego nie musiała wiedzieć.
- I nie masz z tym problemu, że zajmujesz się obcym dzieckiem ?
- Nie.
- Ja bym miała.
- Dlaczego niby?
- No bo to dziecko mojego faceta, a nie moje.
- To co? Kocham je tak samo,  a ono mnie.
- A potem jak podrośnie to Ci na głowę wejdzie.
- Bez przesady.
- A.. a kiedy poznam tego Twojego ?
- Przecież już go poznałaś.
- Ale tak mało oficjalnie.
- To chodź - szłyśmy do domu.
- Nie no, ale tak teraz. ?
- No chodź.
- Ale ja źle wyglądam.
- Przesadzasz.
- Ehh.. whow. - stanęła jak wryta przed willą.
- Też miałam taki wyraz twarzy.
- Kto Ci to sprząta ?
- Najpierw ja sprzątałam.
- A teraz ?
- Sprzątaczki.
- Zazdroszczę.
- Wchodź - otworzyłam drzwi. - Uważaj na zabawki. Ale zabawek nie było.
- Hazz!
- Nie ma. ! - krzyknął Zayn.
- A gzie jest?!
- Nie drzyj się ! W kuchni jestem !
- Ale to ty się drzesz - poszłyśmy tam. Hope prawie pisnęła jak go zobaczyła.
- To Hope, a to Zayn.
- Hej. Jestem ochroniarzem Renesmee. - wyciągnął do niej rękę. 
- Masz ochroniarza?! Cześć - odwzajemniła gest.
- Hazzio i CoCo pojechali do supermarketu bo macie prawie pustą lodówkę. Wiem bo sprawdzałem.
- Hmm może to dlatego, że prawie tu mieszkasz?
- Przeszkadzam ?
- Mi? Nie?
- Mogę cię przytulić?
- Umm.. a czemu ?
- Bo jesteś mrau. - Mulat wybuchnął śmiechem i uciekł z kuchni.
- I wystraszyłaś go.
- Ale przystojniak.. jasna cholera.
- Mówiłam.
- MAMA ! - CoCo wróciła.
- Kochanie - przytuliłam ją.
- Popatrz co tata kupił ! - przyniosła mi miskę dla psa. Super.
- Fajna - udawajmy radość. Nigdy nie lubiłam zwierząt.
- A jak damy mu na imię ?
- LouLou.
- Co ? Mamo.
- To twój pies. Musisz sama wybrać.
- Azor.
- Może As? Albo maks? Albo Reks.
- Serwus !
- Świetnie.
- Pójdę pomóc tacie wnieść zakupy ! - wybiegła z domu.
- No to właśnie Coco.
- Trochę.. aktywna.
- Oj bardzo. - Weszła do kuchni ciągnąc za nogawkę Zayna.
- No wujaszku. Jakby tata pytał to sama przyniosłam.
- Tak oszukiwać tatę? Nie ładnie.
- Cii... Dam Ci buziaka jak mu nie powiesz..
- Sam widzę -  wszedł Harry.
- A co widzisz tato ? - zrobiła oczka szczeniaka bujając się na stopach.
- Cześć, jestem Harry. - postawił zakupy na blacie i wyciągnął rękę do Hope.
- Hope - podała mu swoją. Chłopak pocałował mnie w policzek, rozpakował zakupy i zabrał gdzieć CoCo.
- No to poznałaś.
- Miły.. słodki.
- Wieem.
- Zazdro.
- Dzięki.
- A ja nadal czekam, żeby mój mi się oświadczył.
- Ooo. Na pewno się do czekasz.
 - Ostatnio ciągle się kłócimy.
- Przykro mi.
- Mi też.
- Na pewno będzie dobrze.
- Wydaje mi się, że on kogoś ma.
- Tak myślisz ?
- Niestety..
- No...
- Będę się zbierać.
- Zostań. Zjesz z nami obiad.
- Umówiłam się z chłopakiem na obiad.
- Dobrze.
- Dzięki za wszystko. - Przytuliłam ją i pocałowałam w policzek. Wyszła chwilę później. Harry i CoCo gdzieś mi zniknęli. Znalazłam ich w pokoju dziewczynki. Ubierali lalki. Hazz nie miał na sobie koszulki. Lubię to. Widać wtedy te wszystkie tatuaże. Mrau. Do tego ta lalka w różowej sukience dodaje mu męskości.
- Co grubasku ?
- Patrzę co robicie - usiadłam obok i cmoknęłam go w policzek. A później Coco. - Ale stylòwa Styles.
- Cicho tam.
- Haha. Piękna sukienka.
- Kupię Ci taką. - podał CoCo lalkę.
- Tak? Chcę.

- Dobra. Ale białą i ślubną. 
- Awww...'- przytuliłam się.
- Tato jestem głodna..
- O właśnie. Zrobiłam obiad. Chodźcie. - CoCo wzięła mnie i Harry'ego za ręce i zeszliśmy na dół.
Podałam nam posiłek. Mała zjadła wszystko.. Serio była głodna bo zazwyczaj niedojada. A potem grzecznie oglądała bajkę. Tak do wieczora. Wykąpałam ją i czytałam bajkę. Tuliła misia, którego kiedyś widziałam na cmentarzu. Harry musiał go tu przywieźć i wyprać. Pocałowałam ja w czoło. Dobrze ze tu była. Usnęła spokojnie, a ja zeszłam na dół. Harry pracował. Miałam mu ochotę zamknąć ten laptop i zabrać. Położyłam się na kanapie. Zaczęłabym rodzic i by nie zauważył. Wzdychał tylko co jakiś czas. Jak mnie drażni odgłos uderzania o klawisze.
- A no i chce jeszcze kota i wannę ze złota .
- Co ? - mruknął nie odrywając wzroku od ekranu.
- No. A w ogóle James jest taki przystojny - Westchnelam. Nie znam żadnego Jamesa.
 - Mhm.. chwila co ?! - spojrzał na mnie. Wywróciłam oczami, kładąc głowę na miękkiej poduszce. Przejdę
- Daj mi 30 minut.
- Yhym. - poszłam się kąpać. Zanurkowałam pod wodą. Jak dobrze. Poczułam kopnięcie. AŁA KURWA !
Dziecko lubilo się wiercić. Czasem miałam serdecznie dość. Czemu to Harry nie może być w ciąży ? Boże..
I jeszcze poród. Mam nadzieje, ze cesarka. Wyszłam z wanny i poszłam na dół. Harry leżał na kanapie i oglądał TV.
- Jakaś odmiana - udalam się do kuchni. Glodna jestem. Ciągle.
- Mała czemu się złościsz o to, że pracuję ?
- Może dlatego że ty ciągle pracujesz ? No nie wiem - zawzięcie smarowałam kanapki czekolada. Objął mnie od tyłu kładąc ręce na moim brzuchu.
- Grubasek ma ciążowe humorki.. - mruknął całując moją szyję.
- No bo Harry - Westchnelam. Czułe miejsce. - Ja cię praktycznie nie widzę.
- Tłumaczyłem Ci kochanie.. zawsze na jesień jest tak, że nie mam na nic czasu. Przepraszam za to.. - upierdliwie przyssał się do tego czułego punktu doskonale znając moją reakcję.   No i jak ja mam myśleć ?! Znów westchnęłam odchylając głowę.
- Przecież wiesz, że Ci wszystko wynagrodzę..
- Nie chcę narzekać. Rozumiem - Odwróciłam się i przytuliłam. Pocałował mnie w czubek głowy.
- Zjedz tą.. nutellę z bułką bo zaraz zjesz mnie.. - zaśmiał się patrząc na moje kanapki. No cóż.. to była Nutella z chlebem. Usiadłam przy wyspie i jadłam swoją kolacje.
- Po co w ogóle wyciągałaś to ze słoika ?
- Bo z bułką jest lepsze. Sama czekolada za muląca.
- Pójdę pod prysznic w czasie kiedy jesz.
- Trzeba było iść ze mną ale nie po co.
- Nie marudź kobieto..
- Ktoś musi. Ała...
- Co ała ?
- Twoje dziecko będzie piłkarzem.
- Mówisz ? Piłkarz Styles ?
- Lub też baletnica.
- Ta pierwsza opcja lepsza.
- Idź już...
- Dobra dobra. - wyszedł, a ja zjadłam cały słoik. Poszłam na górę i wdrapałam się na łóżko. Poczułam ramiona oplatające moje ciało.
- I co ja mam z Tobą zrobić marudo ?
- No ja właśnie nie wiem - Zaśmiałam się. Zniknął gdzieś ale chwilę później poczułam jego loczki łaskotające skórę na moich udach.