Wziąłem
dziewczynki i poszliśmy do domu. Nadi nie
była zapłakana jak ją odbierałem. Aż dziwne. A
w domu od razu zasnę. Zrobiliśmy
sobie z CoCo kolację.
Nadine <3 |
- Oglądamy
tato?
- Co
córeczko ?
- Bajkę.
- A nie
chcesz iść spać ? - Pokręciła
głową.
- Wybieraj.
- dałem jej pilota. Wybrała
Shreka. Niby
oglądałem bajkę, ale myślami byłem gdzie indziej. Zawsze mam
jakieś problemy. Chcę w końcu
spokoju. Usypiałem. Coco się do
mnie przytuliła. Zasnęliśmy
razem na kanapie. W środku nocy odniosłem ją do łóżka. Potem
rozebrałem się i położyłem u siebie. Elektryczna
niania nie dała mi zasnąć bo Nadi coś
marudziła. Nie męczyłem się. Wziąłem ją do siebie i spałem z nią.
~*~
Maluch
patrzył na mnie gdy wnosiłem go w nosidełku do domu. Mam syna.
Wreszcie mam syna.
Thomas jest
zdrowy i śliczny. No i mój..
znaczy nasz.
- Wreszcie w
domu - usłyszałem Rene.
- Zrobiliśmy
z tatkiem ciasteczka mamusiu ! - uśmiechnąłem się słysząc CoCo.
- Jeju jak
fajnie. Chodź do mnie. - Odniosłem
syna do łóżka i wróciłem na dół. Zdjąłem Nadi buciki i patrzyłem jak z
uśmiechem IDZIE do salonu. Wreszcie chodzi. W końcu już
ma prawie dwa lata. Nawija tak, że nikt ci nie rozumie.
- Tatusiuu !
- Tak?
- Na rączki
! - biegała po całym domu. Od kiedy postawiła pierwszy krok skończyła się spokojna Nadi. Wziąłem ją.
Byleby czegoś nie stłukła. Przytuliła
się i patrzyła na Renesmee. Ta sprzątała
zabawki i ubranka.
- Mama.
- Tak
słońce? - wzięła ją.
- Nudzi mi
się mamo.
-To co
robimy?
- Nie wiem.
- Chodź
-usiadła z nią na dywanie. Obie conversy miały takie same. Mała siedziała
między jej nogami. Bawiły się, a ja
usiadłem z CoCo.
- Za
niedługo do szkoły córeczko.
- Boję się.
- Nie ma
czego.
- A
Kieran też?
- Tak
- Fajnie.
- Co dzisiaj
robimy na obiad ?
- Idziemy na
pizze.
- Nie.
Rozmawialiśmy o tym. Nie będziecie tego świństwa jadły.
- Zrobię - powiedziała
Rene. - To co innego.
- A róbcie
co chcecie.
- Nie - jęknęła słysząc płacz. Poszła na górę. Nadi goniła
psa. Biedny.. Rozmawiałem
z Coco gdy usłyszałem zbite szkło. Poszedłem
tam. Na podłodze leżał wazon, a obok stała Nadine i patrzyła w sufit. Udawała,
że nic się nie stało. Jak zawsze.
Uciekła mi.
- Nadine.
- Tata.
- Bawię się.
- Chodź tu. -Przyszła do
mnie jak sekutnica.
- Prosiłem
Cie o coś. Żebyś uważała jak chodzisz.
- Niom.
- Co się mówi
?!
- Oj no.
- Nie ma oj
no.
- Odsuń się
bo w to wejdziesz - Renesmee sprzątnęła szkło. Denerwuje
mnie trochę. Zachowuje się jakbym nie umiał własnymi dziećmi się zająć.
- Pseplaszam. - Pocałowałem
ją w czółko i otworzyłem im drzwi do ogrodu. Wyszła z CoCo i pieskiem. Bawiły się
wesoło śmiejąc. Objąłem
Renesmee w talii i oparłem brodę na jej czole.
- Jeszcze
dwójką. - Zaśmiała
się.
- Co ?
- Ma być 5.
- Może 10 ?
- Piątka. Zobaczymy
jeszcze.
- Zobaczymy.
- Żartowałam
- Czyli 10 ?
- Harry! - Zaśmiałem
się całując jej kark. Patrzyliśmy
na nasze córki.
- Nadine ma
charakter po mnie.
- Tak, Coco
też..
- CoCo ?
Nie.
- Lepiej,
żeby tak.
- Przestań
Renesmee. Rose po prostu zachorowała. Wcześniej była całkiem inna.
- Ładne te
róże. - Pokręciłem
głową i poszedłem do dzieci. Cały czas jestem w kontakcie z lekarzami Rose, a
za 2 dni mam się z nią spotkać. Nareszcie
przeszła jej ta obsesja. Kiedy
ostatnio rozmawiałem z nią przez telefon powiedziała mi też, że chce naprawić
relacje z CoCo. Ale chyba
nie jak matka. Nie można tak jej mieszać.
- Tatusiu !
Na rączki ! - Nadi prawie mnie wywaliła. Boże ona ma siłę jak torpeda.
- Co mała ?
- podrzuciłem ją jak już złapałem równowagę.
- Psytul
tatuś - Przytuliłem
ją mocno.
- Mój
pieszczoch malutki.
- Am.
- Nie Am
tylko " Jestem głodna tatusia ".
- Am
tatusiu.
- Jestem..
- Jeśtem.
- Głodna.
- godna
jeśtem!
- Zaśmiałem
się i zaniosłem ją do domu. Razem z CoCo umyły rączki i usiedliśmy przy stole. - Zjedliśmy
razem pizzę tak jak chciały. Potem
wziąłem córki na spacer. Renesmee chciała zostać.
Ktoś musiał
z małym. Poszliśmy na lody. Trzymałem
młodszą na kolanach, a starsza siedziała obok.
- Hej..
możemy ? - spojrzałem na Nialla.
- Jasne.
- Kieran ! -
razem z CoCo pobiegli na mały plac zabaw.
- Jak tam
syn?
- Zdrowy,
śliczny.
- Gratuluję.
- Dzięki.. a
u Ciebie.. jak ?
- dobrze jak
widzisz
-
Pozbierałeś się po Rose ?
- Taak.
- To dobrze.
- Podobno
wychodzi z wariatkowa.
- To nie
jest wariatkowo tylko szpital. I jeszcze nie wychodzi. Zakończyła pierwszą fazę
leczenia.
- Dobra,
ważne żeby jej pomogło i nie robiła scen.
- Może
pojedziesz ze mną do niej ?
- Nie
powiem, bo to prezent.
-
Kochanie - zaśmiała się.
- Mogę
jechać.
- To
pojutrze.
- W
porządku.
- Przyjadę
po Ciebie. - Nadi poszła do niego na kolana. Godzinę
poźniej wróciliśmy do domu.
*** Epilog ***
- Ta czy ta?
- spytałam Mercy. Wskazywałam na dwie suknie ślubne. Dopiero po 7 latach
zostanę jego żoną. Niezły staż.
- Ta.
- Okay, niech będzie.
- Co ty taka
?
- Po prostu
trudny wybór.
- Nie jesteś
szczęśliwa ?
- Jestem.
Ale ślub nic nie zmieni.
- Zmieni
zmieni.
- Co?
-
Zobaczysz.. To takie inne uczucie.
- No dobrze.
- Już
wszystko ? Trochę mi się spieszy..
- Jasne,
leć.
- Chyba, że
chcesz iść ze mną i Rose na kawę.
- Mogę iść
- Hej Wam. -
Rose cmoknęła Mercy w policzek,a mi
posłała ciepły uśmiech.
- Cześć -
uśmiechnęłam się
- Idziesz z
nami Re ?
- A mogę?
- Jasne. -Poszłyśmy we
trójkę na kawę. Było miło.
Rose bardzo się zmieniła. Od kiedy się
wyleczyła z dziwnej obsesji, normalnie ze sobą rozmawiamy. Nawet ma
męża. Po dwóch
godzinach rozstałam się z dziewczynami. Wróciłam do domu. 14 letnia Coco
wpierdzielała chrupki oglądając tv. Korzystała z tego, że Hazza jest w pracy.
Nie pozwala im jeść takich rzeczy.
Nadi wraca z
Harrym po pracy, bo jej prywatna szkoła na którą się uparł jest strasznie
daleko. Chodzi tam razem z Tommym, który własnie zaczął pierwszą klase.
- Jak było w
szkole? - ona chodzi do normalnej. Usiadłam obok.
- Nuda
- Jak zawsze
nie.
- dostałam
pałe z matmy.
-Więc musisz
ją poprawić.
- No. I te 3
inne.
- Coco, to
nie jest zabawa tylko szkoła. Nie możesz tego olewać.
- Nie mów
tacie ok ?
- Ciągle mam
nie mówić i co z tego? Popraw.
- Poprawie.
Jutro idę z Rose na zakupy.
- Daj to -
zabrałam jej chrupki i poszłam odgrzać obiad.
- Tak
tatusiu ? - usłyszałam mojego synka. O czymś z
Harrym rozmawiali. Poszłam do nich. Cała trójka dostała buziaki. Harry ostatnio
mnie denerwuje. Ma okres rozkazywania.
- Chodźcie
na obiad - powiedziałam od razu zanim zacznie gadać.
- wychodzę
dziś wieczorem. - powiedział Hazz siadając obok CoCo.
-
Kawalerskie czy jak
- Kolacja.
- Spoko.
- Do ślubu
jeszcze 2 tygodnie, wtedy będzie kawalerski.
- Dobrze,
dobrze. Tommy nie baw się jedzeniem.
- Nadine nie
pisz sms'ów przy stole.
- Maybelly
przyjdzie.
- Posprzątaj
w pokoju Nadine.
- Mam posprzątane ojcze. - zaczęły swoją grę.
Coco wstała dziękując za obiad. Obie poszły na górę.
- Co dzisiaj
robiłaś ? - zapytał pijąc kawę.
- To i owo -
włożyłam talerze do zmywarki. - Z dziewczynami na zakupach byłam.
- Z jakimi?
- z Mercy i
Rosie.
- A.. to
nieźle. - wstał i rozwiązał krawat.
- A co to za
kolacja?
- Z Rose.
- Aha -
wzięłam się za sprzątanie.
- Jezu o co
Ci chodzi ?
- O nic. Odpowiadam.
- Obraź się
najlepiej.
- Tak, tak
jak ty jak nie jest po twojej myśli. Idź boże czy ci bronie?
- O co Ci
ostatnio chodzi Renesmee ? Jezu o wszystko masz wonty ! Nawet nie chcesz ze mną
sypiać.
- Ja? Jasne.
To ty każdemu rozkazujesz. Ja tylko godzę się na wszystko byleby się nie kłócić.
- Taa..
pewnie. Od kiedy powiedziałem Ci, że mam w dupie kolor kwiatków na ślubie
jesteś na mnie obrażona.
- Czekam, aż
powiesz ze masz w dupie cały ślub.
- Wiesz co ?
Mógłbym wziąć z Tobą ślub w piwnicy. Byleby być Twoim mężem, ale jeżeli
ważniejsze są kwiatki to się w nie baw. Wychodzę. - nawet nie tknął obiadu.
- Pewnie,
wychodź. - też byłam zła. Z synkiem odrabiałam pracę domową, a potem pomagałam
Coco. Wreszcie zrozumiała matmę.
~Harry ~
- Hej Rosie.
- przytuliłem dziewczynę.
- No cześć.
- Co chcesz zjeść ?
- Szef
kuchni dzisiaj rządzi - zaśmiała się mówiąc o Niallu, którego jest ta
restauracja.
- Ślicznie
wyglądasz. - uśmiechnąłem się do niej i usiedliśmy przy barze.
- Dziewczyny
mnie wymęczyły dzisiaj.
- To znaczy
?
- Zakupy -
zaśmiała się.
- Nadal je
lubisz ?
- Jak mam
czas.
- O proszę.
To co takiego się dzieje, że ty czasu nie masz ? - od kiedy wróciła z leczenia
przyjaźnimy się. Czasami wychodzimy na miasto z CoCo.
- Pracuję? -
wzięła szklankę soku i wypiła.
- Od kiedy ?
- Od dawna.
Ale mnie słuchasz.
- Wybacz
Rose, mam dzisiaj zjebany dzień i nie bardzo łączę wątki. - schowałem twarz w
dłoniach.
- Co się
stało ?
- Nie wiem
czy dojdzie do ślubu z Renesmee.
- Boże -
jęknęła. - Harry weź się ogarnij i nie odstawiaj przedstawień dobra?
Stresujecie się, planujecie, a to że wystąpi kłótnia nie oznacza żę macie z
wszystkiego rezygnować. A ty masz ciężki charakter i obie to wiemy. Poza tym po
prostu hormony też robią swoje. Nie widzę powodu, abyście rezygnowali. Dojdźcie
do porozumienia, bo wiem że ją kochasz. Wszyscy dużo przeszliśmy, abyśmy mogli
być w końcu szczęśliwi.
- Rose ona
nie chce nawet ze mną sypiać !
- Sam
wyznaczyłeś takie zasady Harry. - patrzyła na mnie rozbawiona.
- Jakie
zasady do cholery ?!
- Że nie
chcesz dziecku krzywdy zrobić - śmiała się.
- Ona nie
jest w ciąży Rose.
- Rose, ona
ma okres więc.. raczej nie jest w ciąży. Mam nadzieję, że nie.
- Sama sobie
nie zrobiła. Ale ja nie wiem. Skoro by ci nie powiedziała to nie chce żebyś
wiedział, a ja nie mam 100% pewność. Druga opcja jest taka, że chce abyś
uszanował czystość przed ślubną. Wytrzymasz, a w noc poślubną będziesz bardziej
spragniony.
- Czystość ?
Do cholery rozdziewiczyłem ją 8 lat temu !
- Tak, ale
to przed ślubem ...no taki celibat. też tak miałam.
- Bez urazy,
ale tobie się przydał..
- Po prostu
się uspokój. Wytrzymasz dwa tygodnie. Boże kochany, robisz dramy o byle co
Harry. - Oparłem
głowę o ramie dziewczyny.
- Rosie ?
Ale nadal jestem seksowny coo ? - Wybuchła
jeszcze większym śmiechem prawie spadając z krzesła.
- Tak, tak
Harry dalej - pogłaskała mnie po włosach.
- Ale
ruchałabyś ?
- Mam
lepszego.
- Rose ! -
jęknąłem.
- O jedzonko
- wyciągnęła ręce po talerz od Nialla.
- Metr od
Rose - pogroził mi.
- Boo ? -
objąłem blondynkę ramieniem. Wszyscy się zaśmialiśmy. Zjedliśmy
kolację i rozmawialiśmy. Wreszcie się
odstresowałem. Wróciłem do
domu. Dzieci na dywanie z kocami oglądały "Auta". CoCo
siedziała na górze i uczyła się matematyki. Renesmee
była w kuchni. Paliły sie tylko dwie świeczki. Cięła kokardki i przyklejała je
na wizytówki na stół.
- Hej. - pocałowałem
ją w czubek głowy.
- Proszę,
nie gniewaj się już - odłożyła nożyczki mocno do mnie przytuliła.
- To ty
jesteś zła na mnie.
- Już nie.
- Jesteś w
ciąży ?
- Co?
- Pytam czy
jesteś w ciąży.
- Nie -
odparła zdziwiona. Odetchnąłem
z ulgą.
- A co ty
tu... teraz robisz ? - spojrzałem na stół.
- Bawię się
w plastyka - Zaśmiała się. Podała mi
jedną gotową wizytówkę. akurat na tej napisane było "Hope Malik".
- Mogłaś to
też gdzieś zamówić. Gdzie CoColline ?
- Nie
chciałam.
- CoCo nie
może Ci pomóc ?
- Uczy się.
- Aha..
Renesmee byłbym wdzięczny gdybyś przestała przede mną ukrywać oceny CoCo.
- Nie
chciałam ukrywać. Chciałam być tez lojalna wobec córki, bo mnie oto prosiła.
- Jeżeli nie
poprawi tego w ciągu tygodnia to obetne jej kieszonkowe.
- W
porządku.
- Pomóc Ci w
czymś ?
- Jeśli
chcesz.
- Co mam
zrobić ?
- Siadaj -
pokazała na krzesło obok mnie i dała mi nożyczki.
- Dajesz mi
ostre narzędzia ?
- No ok. - Pocałowała
mój policzek i robiliśmy to razem, pijąc wino.
- Nadine,
Tommy do spania ! CoCo chodź do mnie na chwilę. ! - Młodsze
rodzeństwo poszło na górę, a córka zeszła do nas.
- CoCo jak
tam w szkole ? - wziąłem ją na kolana. Zawsze będzie moją małą córeczką.
- No
dobrze... - mruknęła.
- Taa ?
Dzwoniła do mnie Twoja wychowawczyni.
- Oj... -
odpisała na smsa. Zabrałem jej
telefon.
- Masz 3
jedynki z matematyki, 2 z angielskiego i 2 z chemii. Masz chłopaka ?
- To je
poprawię, Jezu nie ważne.
- CoColline
odpowiedz. Masz chłopaka ?
- Może.
- Czyli tak.
Jak się nazywa ?
- Boże mam
chłopaka. Luke.
- A czemu ja
go nie znam ?
- Bo tak.
- A Rose
zna. To chyba trochę nie fer. CoCo.
- Rose nie
zna, znaczy znała. Williama, Asha i Jake'a.
- Co?
- To jej
czwarty - wytłumaczyła mi narzeczona. - Ale ja też go nie znam.
- Tato -
mała jęknęła.
- CoCo ! Nie
no ja się obrażam. Do spania. - oddałem jej telefon. Wystawiła mi
język i pobiegła na górę. Wziąłem
Renesmee na ręce i zaniosłem do sypialni. To była długa i gorąca noc. Objąłem ją i
zasnęliśmy.
KONIEC
M.Horanson :
Chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Również za chwile wsparcia, ciepłe słowa <3 To wiele dla mnie znaczy. Chcę też bardzo podziękować Skyfallgirl za współpracę na tym blogu, pomimo chwili kiedy nie mogłysmy się dogadać współpraca z nią to prawdziwa przyjemność. Życzę Wam wszystkim ciepłych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i Szampańskiego sylwestra ! <3 Kocham Was ! <3
Skyfallgirl :
Fajnie było być Renessme. Nienawidzę rose. Przezywalam wszystko osiem tysięcy bardziej niż Monika, ale wierzę w to że ma sumienie. Mam nadzieję, że Shades tez wam się spodoba.