Cześć
Jeśli jeszcze tu jesteś i zajrzysz, jesteś kochany. Z powodu braku weny, nie tworzymy kolejnych blogów. Nie mamy co pisać i jest to męczące. To w pewnym sensie uzależnienie. Zabicie nudy.
Chciałybyśmy coś stworzyć. Masz pomysł? Podaj nam go :)
Stupid game
piątek, 20 marca 2015
niedziela, 21 grudnia 2014
Rozdział 41
Wziąłem
dziewczynki i poszliśmy do domu. Nadi nie
była zapłakana jak ją odbierałem. Aż dziwne. A
w domu od razu zasnę. Zrobiliśmy
sobie z CoCo kolację.
Nadine <3 |
- Oglądamy
tato?
- Co
córeczko ?
- Bajkę.
- A nie
chcesz iść spać ? - Pokręciła
głową.
- Wybieraj.
- dałem jej pilota. Wybrała
Shreka. Niby
oglądałem bajkę, ale myślami byłem gdzie indziej. Zawsze mam
jakieś problemy. Chcę w końcu
spokoju. Usypiałem. Coco się do
mnie przytuliła. Zasnęliśmy
razem na kanapie. W środku nocy odniosłem ją do łóżka. Potem
rozebrałem się i położyłem u siebie. Elektryczna
niania nie dała mi zasnąć bo Nadi coś
marudziła. Nie męczyłem się. Wziąłem ją do siebie i spałem z nią.
~*~
Maluch
patrzył na mnie gdy wnosiłem go w nosidełku do domu. Mam syna.
Wreszcie mam syna.
Thomas jest
zdrowy i śliczny. No i mój..
znaczy nasz.
- Wreszcie w
domu - usłyszałem Rene.
- Zrobiliśmy
z tatkiem ciasteczka mamusiu ! - uśmiechnąłem się słysząc CoCo.
- Jeju jak
fajnie. Chodź do mnie. - Odniosłem
syna do łóżka i wróciłem na dół. Zdjąłem Nadi buciki i patrzyłem jak z
uśmiechem IDZIE do salonu. Wreszcie chodzi. W końcu już
ma prawie dwa lata. Nawija tak, że nikt ci nie rozumie.
- Tatusiuu !
- Tak?
- Na rączki
! - biegała po całym domu. Od kiedy postawiła pierwszy krok skończyła się spokojna Nadi. Wziąłem ją.
Byleby czegoś nie stłukła. Przytuliła
się i patrzyła na Renesmee. Ta sprzątała
zabawki i ubranka.
- Mama.
- Tak
słońce? - wzięła ją.
- Nudzi mi
się mamo.
-To co
robimy?
- Nie wiem.
- Chodź
-usiadła z nią na dywanie. Obie conversy miały takie same. Mała siedziała
między jej nogami. Bawiły się, a ja
usiadłem z CoCo.
- Za
niedługo do szkoły córeczko.
- Boję się.
- Nie ma
czego.
- A
Kieran też?
- Tak
- Fajnie.
- Co dzisiaj
robimy na obiad ?
- Idziemy na
pizze.
- Nie.
Rozmawialiśmy o tym. Nie będziecie tego świństwa jadły.
- Zrobię - powiedziała
Rene. - To co innego.
- A róbcie
co chcecie.
- Nie - jęknęła słysząc płacz. Poszła na górę. Nadi goniła
psa. Biedny.. Rozmawiałem
z Coco gdy usłyszałem zbite szkło. Poszedłem
tam. Na podłodze leżał wazon, a obok stała Nadine i patrzyła w sufit. Udawała,
że nic się nie stało. Jak zawsze.
Uciekła mi.
- Nadine.
- Tata.
- Bawię się.
- Chodź tu. -Przyszła do
mnie jak sekutnica.
- Prosiłem
Cie o coś. Żebyś uważała jak chodzisz.
- Niom.
- Co się mówi
?!
- Oj no.
- Nie ma oj
no.
- Odsuń się
bo w to wejdziesz - Renesmee sprzątnęła szkło. Denerwuje
mnie trochę. Zachowuje się jakbym nie umiał własnymi dziećmi się zająć.
- Pseplaszam. - Pocałowałem
ją w czółko i otworzyłem im drzwi do ogrodu. Wyszła z CoCo i pieskiem. Bawiły się
wesoło śmiejąc. Objąłem
Renesmee w talii i oparłem brodę na jej czole.
- Jeszcze
dwójką. - Zaśmiała
się.
- Co ?
- Ma być 5.
- Może 10 ?
- Piątka. Zobaczymy
jeszcze.
- Zobaczymy.
- Żartowałam
- Czyli 10 ?
- Harry! - Zaśmiałem
się całując jej kark. Patrzyliśmy
na nasze córki.
- Nadine ma
charakter po mnie.
- Tak, Coco
też..
- CoCo ?
Nie.
- Lepiej,
żeby tak.
- Przestań
Renesmee. Rose po prostu zachorowała. Wcześniej była całkiem inna.
- Ładne te
róże. - Pokręciłem
głową i poszedłem do dzieci. Cały czas jestem w kontakcie z lekarzami Rose, a
za 2 dni mam się z nią spotkać. Nareszcie
przeszła jej ta obsesja. Kiedy
ostatnio rozmawiałem z nią przez telefon powiedziała mi też, że chce naprawić
relacje z CoCo. Ale chyba
nie jak matka. Nie można tak jej mieszać.
- Tatusiu !
Na rączki ! - Nadi prawie mnie wywaliła. Boże ona ma siłę jak torpeda.
- Co mała ?
- podrzuciłem ją jak już złapałem równowagę.
- Psytul
tatuś - Przytuliłem
ją mocno.
- Mój
pieszczoch malutki.
- Am.
- Nie Am
tylko " Jestem głodna tatusia ".
- Am
tatusiu.
- Jestem..
- Jeśtem.
- Głodna.
- godna
jeśtem!
- Zaśmiałem
się i zaniosłem ją do domu. Razem z CoCo umyły rączki i usiedliśmy przy stole. - Zjedliśmy
razem pizzę tak jak chciały. Potem
wziąłem córki na spacer. Renesmee chciała zostać.
Ktoś musiał
z małym. Poszliśmy na lody. Trzymałem
młodszą na kolanach, a starsza siedziała obok.
- Hej..
możemy ? - spojrzałem na Nialla.
- Jasne.
- Kieran ! -
razem z CoCo pobiegli na mały plac zabaw.
- Jak tam
syn?
- Zdrowy,
śliczny.
- Gratuluję.
- Dzięki.. a
u Ciebie.. jak ?
- dobrze jak
widzisz
-
Pozbierałeś się po Rose ?
- Taak.
- To dobrze.
- Podobno
wychodzi z wariatkowa.
- To nie
jest wariatkowo tylko szpital. I jeszcze nie wychodzi. Zakończyła pierwszą fazę
leczenia.
- Dobra,
ważne żeby jej pomogło i nie robiła scen.
- Może
pojedziesz ze mną do niej ?
- Nie
powiem, bo to prezent.
-
Kochanie - zaśmiała się.
- Mogę
jechać.
- To
pojutrze.
- W
porządku.
- Przyjadę
po Ciebie. - Nadi poszła do niego na kolana. Godzinę
poźniej wróciliśmy do domu.
*** Epilog ***
- Ta czy ta?
- spytałam Mercy. Wskazywałam na dwie suknie ślubne. Dopiero po 7 latach
zostanę jego żoną. Niezły staż.
- Ta.
- Okay, niech będzie.
- Co ty taka
?
- Po prostu
trudny wybór.
- Nie jesteś
szczęśliwa ?
- Jestem.
Ale ślub nic nie zmieni.
- Zmieni
zmieni.
- Co?
-
Zobaczysz.. To takie inne uczucie.
- No dobrze.
- Już
wszystko ? Trochę mi się spieszy..
- Jasne,
leć.
- Chyba, że
chcesz iść ze mną i Rose na kawę.
- Mogę iść
- Hej Wam. -
Rose cmoknęła Mercy w policzek,a mi
posłała ciepły uśmiech.
- Cześć -
uśmiechnęłam się
- Idziesz z
nami Re ?
- A mogę?
- Jasne. -Poszłyśmy we
trójkę na kawę. Było miło.
Rose bardzo się zmieniła. Od kiedy się
wyleczyła z dziwnej obsesji, normalnie ze sobą rozmawiamy. Nawet ma
męża. Po dwóch
godzinach rozstałam się z dziewczynami. Wróciłam do domu. 14 letnia Coco
wpierdzielała chrupki oglądając tv. Korzystała z tego, że Hazza jest w pracy.
Nie pozwala im jeść takich rzeczy.
Nadi wraca z
Harrym po pracy, bo jej prywatna szkoła na którą się uparł jest strasznie
daleko. Chodzi tam razem z Tommym, który własnie zaczął pierwszą klase.
- Jak było w
szkole? - ona chodzi do normalnej. Usiadłam obok.
- Nuda
- Jak zawsze
nie.
- dostałam
pałe z matmy.
-Więc musisz
ją poprawić.
- No. I te 3
inne.
- Coco, to
nie jest zabawa tylko szkoła. Nie możesz tego olewać.
- Nie mów
tacie ok ?
- Ciągle mam
nie mówić i co z tego? Popraw.
- Poprawie.
Jutro idę z Rose na zakupy.
- Daj to -
zabrałam jej chrupki i poszłam odgrzać obiad.
- Tak
tatusiu ? - usłyszałam mojego synka. O czymś z
Harrym rozmawiali. Poszłam do nich. Cała trójka dostała buziaki. Harry ostatnio
mnie denerwuje. Ma okres rozkazywania.
- Chodźcie
na obiad - powiedziałam od razu zanim zacznie gadać.
- wychodzę
dziś wieczorem. - powiedział Hazz siadając obok CoCo.
-
Kawalerskie czy jak
- Kolacja.
- Spoko.
- Do ślubu
jeszcze 2 tygodnie, wtedy będzie kawalerski.
- Dobrze,
dobrze. Tommy nie baw się jedzeniem.
- Nadine nie
pisz sms'ów przy stole.
- Maybelly
przyjdzie.
- Posprzątaj
w pokoju Nadine.
- Mam posprzątane ojcze. - zaczęły swoją grę.
Coco wstała dziękując za obiad. Obie poszły na górę.
- Co dzisiaj
robiłaś ? - zapytał pijąc kawę.
- To i owo -
włożyłam talerze do zmywarki. - Z dziewczynami na zakupach byłam.
- Z jakimi?
- z Mercy i
Rosie.
- A.. to
nieźle. - wstał i rozwiązał krawat.
- A co to za
kolacja?
- Z Rose.
- Aha -
wzięłam się za sprzątanie.
- Jezu o co
Ci chodzi ?
- O nic. Odpowiadam.
- Obraź się
najlepiej.
- Tak, tak
jak ty jak nie jest po twojej myśli. Idź boże czy ci bronie?
- O co Ci
ostatnio chodzi Renesmee ? Jezu o wszystko masz wonty ! Nawet nie chcesz ze mną
sypiać.
- Ja? Jasne.
To ty każdemu rozkazujesz. Ja tylko godzę się na wszystko byleby się nie kłócić.
- Taa..
pewnie. Od kiedy powiedziałem Ci, że mam w dupie kolor kwiatków na ślubie
jesteś na mnie obrażona.
- Czekam, aż
powiesz ze masz w dupie cały ślub.
- Wiesz co ?
Mógłbym wziąć z Tobą ślub w piwnicy. Byleby być Twoim mężem, ale jeżeli
ważniejsze są kwiatki to się w nie baw. Wychodzę. - nawet nie tknął obiadu.
- Pewnie,
wychodź. - też byłam zła. Z synkiem odrabiałam pracę domową, a potem pomagałam
Coco. Wreszcie zrozumiała matmę.
~Harry ~
- Hej Rosie.
- przytuliłem dziewczynę.
- No cześć.
- Co chcesz zjeść ?
- Szef
kuchni dzisiaj rządzi - zaśmiała się mówiąc o Niallu, którego jest ta
restauracja.
- Ślicznie
wyglądasz. - uśmiechnąłem się do niej i usiedliśmy przy barze.
- Dziewczyny
mnie wymęczyły dzisiaj.
- To znaczy
?
- Zakupy -
zaśmiała się.
- Nadal je
lubisz ?
- Jak mam
czas.
- O proszę.
To co takiego się dzieje, że ty czasu nie masz ? - od kiedy wróciła z leczenia
przyjaźnimy się. Czasami wychodzimy na miasto z CoCo.
- Pracuję? -
wzięła szklankę soku i wypiła.
- Od kiedy ?
- Od dawna.
Ale mnie słuchasz.
- Wybacz
Rose, mam dzisiaj zjebany dzień i nie bardzo łączę wątki. - schowałem twarz w
dłoniach.
- Co się
stało ?
- Nie wiem
czy dojdzie do ślubu z Renesmee.
- Boże -
jęknęła. - Harry weź się ogarnij i nie odstawiaj przedstawień dobra?
Stresujecie się, planujecie, a to że wystąpi kłótnia nie oznacza żę macie z
wszystkiego rezygnować. A ty masz ciężki charakter i obie to wiemy. Poza tym po
prostu hormony też robią swoje. Nie widzę powodu, abyście rezygnowali. Dojdźcie
do porozumienia, bo wiem że ją kochasz. Wszyscy dużo przeszliśmy, abyśmy mogli
być w końcu szczęśliwi.
- Rose ona
nie chce nawet ze mną sypiać !
- Sam
wyznaczyłeś takie zasady Harry. - patrzyła na mnie rozbawiona.
- Jakie
zasady do cholery ?!
- Że nie
chcesz dziecku krzywdy zrobić - śmiała się.
- Ona nie
jest w ciąży Rose.
- Rose, ona
ma okres więc.. raczej nie jest w ciąży. Mam nadzieję, że nie.
- Sama sobie
nie zrobiła. Ale ja nie wiem. Skoro by ci nie powiedziała to nie chce żebyś
wiedział, a ja nie mam 100% pewność. Druga opcja jest taka, że chce abyś
uszanował czystość przed ślubną. Wytrzymasz, a w noc poślubną będziesz bardziej
spragniony.
- Czystość ?
Do cholery rozdziewiczyłem ją 8 lat temu !
- Tak, ale
to przed ślubem ...no taki celibat. też tak miałam.
- Bez urazy,
ale tobie się przydał..
- Po prostu
się uspokój. Wytrzymasz dwa tygodnie. Boże kochany, robisz dramy o byle co
Harry. - Oparłem
głowę o ramie dziewczyny.
- Rosie ?
Ale nadal jestem seksowny coo ? - Wybuchła
jeszcze większym śmiechem prawie spadając z krzesła.
- Tak, tak
Harry dalej - pogłaskała mnie po włosach.
- Ale
ruchałabyś ?
- Mam
lepszego.
- Rose ! -
jęknąłem.
- O jedzonko
- wyciągnęła ręce po talerz od Nialla.
- Metr od
Rose - pogroził mi.
- Boo ? -
objąłem blondynkę ramieniem. Wszyscy się zaśmialiśmy. Zjedliśmy
kolację i rozmawialiśmy. Wreszcie się
odstresowałem. Wróciłem do
domu. Dzieci na dywanie z kocami oglądały "Auta". CoCo
siedziała na górze i uczyła się matematyki. Renesmee
była w kuchni. Paliły sie tylko dwie świeczki. Cięła kokardki i przyklejała je
na wizytówki na stół.
- Hej. - pocałowałem
ją w czubek głowy.
- Proszę,
nie gniewaj się już - odłożyła nożyczki mocno do mnie przytuliła.
- To ty
jesteś zła na mnie.
- Już nie.
- Jesteś w
ciąży ?
- Co?
- Pytam czy
jesteś w ciąży.
- Nie -
odparła zdziwiona. Odetchnąłem
z ulgą.
- A co ty
tu... teraz robisz ? - spojrzałem na stół.
- Bawię się
w plastyka - Zaśmiała się. Podała mi
jedną gotową wizytówkę. akurat na tej napisane było "Hope Malik".
- Mogłaś to
też gdzieś zamówić. Gdzie CoColline ?
- Nie
chciałam.
- CoCo nie
może Ci pomóc ?
- Uczy się.
- Aha..
Renesmee byłbym wdzięczny gdybyś przestała przede mną ukrywać oceny CoCo.
- Nie
chciałam ukrywać. Chciałam być tez lojalna wobec córki, bo mnie oto prosiła.
- Jeżeli nie
poprawi tego w ciągu tygodnia to obetne jej kieszonkowe.
- W
porządku.
- Pomóc Ci w
czymś ?
- Jeśli
chcesz.
- Co mam
zrobić ?
- Siadaj -
pokazała na krzesło obok mnie i dała mi nożyczki.
- Dajesz mi
ostre narzędzia ?
- No ok. - Pocałowała
mój policzek i robiliśmy to razem, pijąc wino.
- Nadine,
Tommy do spania ! CoCo chodź do mnie na chwilę. ! - Młodsze
rodzeństwo poszło na górę, a córka zeszła do nas.
- CoCo jak
tam w szkole ? - wziąłem ją na kolana. Zawsze będzie moją małą córeczką.
- No
dobrze... - mruknęła.
- Taa ?
Dzwoniła do mnie Twoja wychowawczyni.
- Oj... -
odpisała na smsa. Zabrałem jej
telefon.
- Masz 3
jedynki z matematyki, 2 z angielskiego i 2 z chemii. Masz chłopaka ?
- To je
poprawię, Jezu nie ważne.
- CoColline
odpowiedz. Masz chłopaka ?
- Może.
- Czyli tak.
Jak się nazywa ?
- Boże mam
chłopaka. Luke.
- A czemu ja
go nie znam ?
- Bo tak.
- A Rose
zna. To chyba trochę nie fer. CoCo.
- Rose nie
zna, znaczy znała. Williama, Asha i Jake'a.
- Co?
- To jej
czwarty - wytłumaczyła mi narzeczona. - Ale ja też go nie znam.
- Tato -
mała jęknęła.
- CoCo ! Nie
no ja się obrażam. Do spania. - oddałem jej telefon. Wystawiła mi
język i pobiegła na górę. Wziąłem
Renesmee na ręce i zaniosłem do sypialni. To była długa i gorąca noc. Objąłem ją i
zasnęliśmy.
KONIEC
M.Horanson :
Chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Również za chwile wsparcia, ciepłe słowa <3 To wiele dla mnie znaczy. Chcę też bardzo podziękować Skyfallgirl za współpracę na tym blogu, pomimo chwili kiedy nie mogłysmy się dogadać współpraca z nią to prawdziwa przyjemność. Życzę Wam wszystkim ciepłych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i Szampańskiego sylwestra ! <3 Kocham Was ! <3
Skyfallgirl :
Fajnie było być Renessme. Nienawidzę rose. Przezywalam wszystko osiem tysięcy bardziej niż Monika, ale wierzę w to że ma sumienie. Mam nadzieję, że Shades tez wam się spodoba.
niedziela, 14 grudnia 2014
Rozdział 40
- Co?! -
krzyknęłam. - Objął ją
ramieniem spojrzał mi głęboko w oczy i wtedy zrozumiałam. Podpuszcza ją. -
Rosie kochanie.. wiesz jak wiele mogę Ci dać. Potrzebujesz pieniędzy, żeby tak
nieziemsko wyglądać, a co Niall może Ci zapewnić ?
- Nie za
wiele...- przyznała mu rację. -
Zrozumiałeś to w końcu.
- No właśnie
kochanie.. wiedziałaś, jaki jestem o Ciebie zazdrosny..
- A ja o
ciebie.
- To co
wrócisz do mnie ? - Jak on ją pocałuje to go zajebie.
- A
pozbędziesz się jej? - ona jest naprawdę chora. Chora miłość.
- Tak. Jej i
dzieci. Będziemy sami. - Jest też
zdesperowana bo łatwo w to wszystko wierzy. Przytuliła się do niego.
- Kochana, słodka,
głupia Rose.
- Ale twoja.
- Nie
skarbie. Kłamałem.
- Nie!
- Tak Rose.
Nie kocham Cie. Chciałem tylko pokazać Niallowi jaka jesteś. - Wrócił do mnie i
przyciągnął do swojego boku. Wtuliłam się
w jego ramię. Niall nie wiedząc co powiedzieć, wyszedł
Rose
patrzyła na Hazza z miłością i nienawiścią w jednym.
- Proszę,
niech ona wyjdzie - szepnęłam. Za dużo nerwów na dzisiaj. Bolał mnie brzuch.
Bardzo.
Nawet nic
jej nie powiedział. Złapał ją za ramie i wywalił za drzwi, a mnie zaniósł do
łóżka. Skuliłam się
mocno. Boże jak boli.
- Renesmee
oddychaj spokojnie, spróbuj zasnąć
- Nie mogę -
jęknęłam. Poszłam szybko do łazienki. Obmyłam twarz woda i zobaczyłam, że moje
spodnie robią się czerwone. Harry
zadzwonił po karetkę. Sam musiał
zostać z dziećmi. Bałam się.
Nie mogłam
stracić dziecka .
~ Harry ~
Zostawiłem
dzieci z Zaynem i pojechałem do szpitala. Wszedłem do
sali Rene, gdzie mnie skierowano.
- Hej.-
pocałowałem ją w czoło. - Jak się czujesz ?
- Już
dobrze.
- Co z
dzieckiem ?
- W
porządku.
- Ciesze
się.
-Ja
też...Zabierz mnie do domu.
- Nie mogę.
Lekarz nie pozwolił.
- Ja chcę.
- Renesmee
życie dziecka jest zagrożone. Zostań tutaj na kilka dni. Proszę Cie.
- Dobrze.
- Kocham Cie
skarbie. - trzymałem ją za rękę, a drugą dłoń położyłem na jej brzuchu.
- Ja ciebie
też kocham. Nie dam go skrzywdzić.
- Mam
nadzieję. CoCo chciała do Ciebie przyjechać.
- Kochane
dziecko.
- Nadi nie
wie gdzie jesteś i Cie szukała.
- Możesz je
potem przywieźć?
- Postaram
się. - pocałowałem ją krótko. Uśmiechnęła
się do mnie. Już było dobrze.
- Zostawiłem
dzieci z Zaynem.. jak myślisz, dom jeszcze stoi ?
- Ciężka
sprawa. - Uśmiechnąłem
się. Siedziałem z nią jeszcze dwie godziny, a potem zabrali ją na badania.
Wróciłem do domu. Nadine oczywiście dawała koncert.
- No ja cię
proszę, ojciec zaraz wróci.
- Córcia
czego ryczysz ? - wszedłem do salonu, a na twarzach CoCo i Zayna zobaczyłem
ulgę.
- Masz - Wyciągnął do mnie ręce. Wziąłem córkę. Czemu ona płacze jak tylko mnie nie ma ? To zaczyna się robi męczące. Znaczy no ja wiem, że jestem super i tak dalej, ale bez przesady. Przytuliła się do mnie i uspokoiła.
- Masz - Wyciągnął do mnie ręce. Wziąłem córkę. Czemu ona płacze jak tylko mnie nie ma ? To zaczyna się robi męczące. Znaczy no ja wiem, że jestem super i tak dalej, ale bez przesady. Przytuliła się do mnie i uspokoiła.
- Maluchu..
- popatrzyłem jej w oczy
- Cio?
- Co ty taka
beksa? - Wzruszyła ramionkami.
- Wiesz, że
nie możesz płakać ? Bo tatusiowi jest smutno jak płaczesz.
- Dobzie.
- Głodne ?
Dzięki Zayn. - mój przyjaciel wyszedł.
- Tak!
- Co chcesz
na obiad CoCo ? - zabrałem obie do kuchni.
- Spaghetti.
- Dobrze
skarbie. A spróbujesz nakarmić Nadi ?
- Dobrze. - Dałem jej
kaszkę i posadziłem małą w krzesełku. Coco karmiła
ją ostrożnie. Mała o
dziwo nie rozrabiała. Zaczyna coraz więcej mówić i rozumieć. Jedyne czego
nie chce robić to chodzić, ale ją
przekonam.
- Zjadła
tatuś.
- Super księżniczko. Teraz możecie się
zamienić. - postawiłem na stole obiad dla siebie i CoCo.
- Chyba wolę
jeść sama - zaśmiała się. Nadi
siedziała pod stołem i bawiła się z pieskiem.
- Po obiedzie pojedziemy do mamy.
- Tak?
Super. Ale braciszkowi nic nie jest?
- Nic. Ale
nie wiem czy to braciszek CoCo.
- Ale ja
chcę..
- Też bym
chciał, ale nie ode mnie to zależy. - pocałowałem ją w bok głowy.
- Będę
bardzo chcieć.
- Kochana
jesteś - Uśmiechnęła
się do mnie i jadła. Też byłem
głodny. Zjadłem swoją porcję, a potem wyjąłem roześmianą Nadi spod stołu.
- Hał, hał.
- Do mamy
jedziemy i to nie jest hał hał tylko piesek.
- Kundzio.
- Co ?
- Kundel -
podpowiedziała mi starsza.
- Jaki
kundel CoCo ?
- Bajkę
oglądałyśmy. Zakochany kundel.
- A jak wasz
piesek ma na imię ?
- Misio.
- Serio ? Bo
Nadine nie umie nic innego powiedzieć ?
- Nie,
wygląda jak misio.
- Słodko. Mi
tam przypomina lwa. - ubierałem Nadi. Coco sama
się ubrała i pojechaliśmy.
- Renesmee
mogę u Ciebie zostawić na godzinę dziewczynki ? - spytałem.
- Jasne, a
gdzie jedziesz?
- Spotkać
się z Zaynem.
- Okay.
- Będę za
godzinkę. - pocałowałem wszystkie 3 i wyszedłem. Pojechałem do parku gdzie
czekała na mnie matka Rose.
- Dzień
dobry Harry.
- Dzień
dobry. Dlaczego wymaga pani ode mnie tego, że namówię Rose na leczenie ?
- Bo się o
nią martwię. To już jest wariactwo.
- Wie Pani
ile krzywdy Rose nam wyrządziła. Przez dwa lata wychodziłem z depresji. Cierpiałem.
Teraz próbuje zepsuć moją rodzinę. Kochałem ją jak nikogo i zrobiłbym dla niej
wszystko, ale nie po tym wszystkim.
- Proszę,
tylko to.
- Moja
narzeczona jest w ciąży. Wścieknie się jak się dowie, że spotkałem się z Rose.
- Nie wiem
co robić.
- Niech ją
po prostu Pani na leczenie wyśle. Popełniłem błąd wyciągając ją z więzienia.
- Postaram
się. Dziękuję za spotkanie Harry.
- Dziękuję i
przepraszam. Mogła Pani być teraz moją teściową. - pokręciłem z niedowierzaniem
głową.
- Mam
nadzieję, że jesteś szczęśliwy .Zawsze cię lubiłam.
- Jestem
szczęśliwy. Jeżeli chciałaby Pani odwiedzić CoColline to zapraszam. Zawsze jest
Pani w moim domu mile widziana.
- Dziękuję.
- Gdyby
potrzebowała Pani pieniędzy na leczenie Rose to proszę mi powiedzieć..
- Dobrze..
- Do
widzenia.
- Do
widzenia. - Wróciłem do
szpitala. Nadine i
Coco leżały obok Rene.
- Co tam
dziewczyny ? - Nadi od razu musiała być u mnie na rękach.
-Taaaata.
- Cooo ?
- Kocham.
- Kocham Cie
tatusiu. Powtórz.
- Kocham
tata.
- Też Cie
kocham maleńka.
- A mnie
ktoś kocha?
- Ja.
- Aww.
- Powinnaś
odpocząć.
-
Odpoczywam.
- Miałem na
myśli przespać się. Pójdę porozmawiać z lekarzem, a potem zabiorę dziewczynki.
- pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali. Powiedział
mi, że ma brać witaminy, nie denerwować się, nie dźwigać. Z tym drugim
będzie ciężko bo jest nerwowa jak cholera. Westchnąłem. Chyba jednak pogadam z
Rose. Zawiozłem dziewczynki do Nialla, a potem pojechałem do rodziców mojej
byłej.
- Tak?
- Jest Rose
? - spytałem. Jezu poczułem się jak na początku mojej znajomości z nią.
- Jest. Co
się stało? Znów coś namieszała?
- Nie..
Chciałem z nią porozmawiać.
- Okay...-
usłyszałem zdziwienie.
- Harry?!
- Cześć
Rose.
- Cześć.
- Możemy
pogadać ? Sami.
- Tak,
jasne. - Poszliśmy do
jej pokoju. Usiedliśmy na łóżku.
- Fajnie, że
przyszedłeś. - pisnęła.
- Rose..
chcę, żebyś poszła na leczenie.
- Co?
- Chcę,
żebyś zaczęła się leczyć. Dzieje się z Tobą coś złego. Martwię się o Ciebie..
- Martwisz..
- prychnęła. - Jak do mnie wrócisz to mi pomożesz
- Nie wrócę
do Ciebie Rose. Wróciliśmy do siebie i mnie zraniłaś. Nawet nie wiesz jak
bardzo.
- To było
silniejsze.
- Nie,
narkotyki.
- Rose
poszłaś do baru i zachowywałaś się jak dziwka. O to byłem wściekły. To mnie
zraniło. To było.. po prostu poniżej pasa.
-
Przepraszam...
- Proszę
Cie. Idź na leczenie.
- A co
potem?
- Będziesz w
szpitalu, wyleczysz się.. a potem spróbujemy..
- Kłamiesz.
- Będę
zdradzał z Tobą Renesmee. Będę przy Tobie. Tak jak w Manchesterze. - Ważne, że
uwierzyła i zgodziła się na leczenie.
- Weź
rzeczy. Zawiozę Cie. - Spakowała
się i wyszliśmy. Wsadziłem
jej walizkę do bagażnika, a potem otworzyłem jej drzwi. Uśmiechnęła
się dziwnie i wsiadła. Zignorowałem
to i wsiadłem na swoje siedzenie. Przez prawie godzinę drogi milczeliśmy. Potem
zajechałem pod ośrodek. Wysiedliśmy i poszliśmy do budynku. Chwilę
później musieliśmy się pożegnać. Przytuliłem ją.
- Dzięki.
- Chcesz,
żebym Cie odwiedzał ?
- Skoro mam
się wyleczyć, to to pogorszysz.
- Dobrze. Trzymaj
się Rose. - przycisnąłem usta do jej czoła i odszedłem. Chwilę
patrzyłem jak znika w korytarzu i wyszedłem. Nie czułem
się z tym najlepiej, ale to da spokój mi i mojej rodzinie. A jej to pomoże.
Westchnąłem i wróciłem do Londynu.
czwartek, 4 grudnia 2014
Rozdział 39
Kochany mój.
Posadził mnie i CoCo przy stole, a sam karmił Nadine i przygotowywał śniadanie.
Ja nie
mogłam patrzeć na jedzenie, ale karmiłam CoCo.
- Ja mogę
sama mamusiu !
- Renesmee
zjedz to. - Harry podał mi rosół.
- Dobrze
skarbie - maluch jadł sam, a ja rosół. Nie zemdliło
mnie.. uff..
- Dobre tak
w ogóle.
- Mama
przywiozła.
- Ooo,
strasznie lubię twoją mamę. Podziękuj jej.
- Ona Ciebie
też.
- Może jest
chora.
- Albo
niewyspana.
- Możliwe.
- Marudo. -
podrzucił ją do góry. Nie zaśmiała
się tylko skrzywiła.
- Coś Cie
boli ?
- Ne.
- To co się
krzywisz córeczko ? -Ale miała
minę. Nikt nie wiedział co jej jest.
- Idziemy na
spacer kotku ?
- To do mnie
czy do dziecka?
- Do
malutkiej.. - całował ją po policzkach. Zaśmiałam
się patrząc na nich. Boże, są tacy podobni.
W końcu mała
się uśmiechnęła.
- Tatuś.
- Córeczka.
- Tuli.
- Zawsze
skarbie. Zobacz co tu mamy ? Pieska, zobacz. - zwierzak wszedł na kanapę i
postawił jej łapki na kolanach.
- Hał -
Zaśmiała się. Polizał ją
po twarzy. Ubrana CoCo zeszła na dół i przytuliła mnie.
- Już Ci
lepiej mamusiu ?
- Tak
królewno. - Pocałowałam ją w czoło. - Co chcesz porobić?
- Ciasteczka
zrobimy ?
- Tak!
Chodź, jasne. Jakie?
- Nie wiem
mamusiu. Jakieś najlepsze. Ty wiesz. - uśmiechnęła się.
- No to
chodź skarbie - Chciałam ją podnieść. Jezu no zapominam.
- Renesmee !
- No już -
wzięłam ją za rączkę i poszłyśmy robić ciastka. Spędzałyśmy
miło czas. CoCo lubi pomagać mi w kuchni. Kochana. Przyszedł Harry z Nadi na
rękach. Miała smoczka w buzi
Była taka
słodziutka. Pocałowałam ją w policzek. CoCo
położyła mi ręce na brzuchu.
- Jeszcze
trochę i będzie się ruszać.
- Chciałam
tylko przytulić braciszka. - uśmiechnęła się do mnie.
- Awww
słoneczko - Pocałowałam ją we włosy.
~*~
~Harry~
No i tyle
miałem z wolnego. Pierwszy dzień po przerwie w pracy. Nie jest źle. Moi
pracownicy dopilnowali wszystkiego. Jestem taki
dumny. Mam dzisiaj 3 spotkania. Spokojny dzień. Takie lubię najbardziej. Po prostu
luz. No do czasu, aż wszedł Louis. W mundurze.
- Słuchaj zaraz tu przyjadą z
komendy. Mają nakaz.
- Dlaczego ?
- Podobno
twoja firma to pralnia brudnej forsy pod przykrywką.
- Dobry
żart. Sam wszystko codziennie sprawdzasz więc.. Niech sobie sprawdzają co chcą.
- Hazz ja
nie żartuje. Gdyby nie mieli podstaw to by nie przychodzili. Nie wiem o co
chodzi ale masz tu kogoś kto wynosi wszystko na zewnątrz.
- Louis tutaj nie ma jakiś jebanych przekrętów. I jestem prawie pewny, że Rose próbuje
zrobić mi problemy.
- Dobra -
wpadło pół komisariatu. - Przeszukali
mi całą firmę, a ja spokojnie wszystko obserwowałem. Przeglądali cały
monitoring. Wszystko. Sprawdzili nawet piwnicę. Najlepsze i tak było jak jakiś
praktykant wybiegł z sejfu i powiedział, że znalazł pieniądze. Jebłem.
- Może
dlatego, że. ..to sejf?! - Louisa w przeciwieństwie do mnie, nosiło.
- Chcesz
sprawdzić też mój portfel ? Tam też pieniądze masz. - zaśmiałem się pod nosem.
- Nie
ukradli panu auta? Zatrzymano kobietę, która przekroczyła prędkość o 10 km.
- Jak
wyglądała ?
- Brunetka.
Blada. Średniego wzrostu.
- To moja
narzeczona.
- Tak
mówiła, ale wolimy się upewnić. W końcu jest pan najbogatszym obywatelem
Anglii. Możecie panią wypuścić.
- Co ?!
Zamknęliście ją ?!
- Tak
jakby..
- O czym pan do cholery mówi ?!
- Hazz,
uspokój się - Louis też za bardzo nie wiedział.
- Pytam o
coś !
- Tak.
Mieliśmy ją przesłuchać.
- W jakim
kurwa celu ?!
- No
kradzieży..
- Ona jest w
ciąży ! - właśnie puszczają mi nerwy.
- Nie
wiedzieliśmy panie Styles - zadzwonił na komisariat.
- Możecie
już stąd iść ? Utrudniacie funkcjonowanie firmy, a już wszystko sprawdziliście.
- Proszę się
pilnować panie Styles - wyszli. Wkurwiony
jak jasna cholera wróciłem do gabinetu. Wypiłem kawę i zadzwoniłem do Renesmee. Odebrała za
drugim razem, gdy próbowałem.
- Gdzie
jesteś ?
- Na ławce.
W parku.
- Co ty tam
robisz do cholery ?!
- Wyszłam z
komisariatu?!
- Przyjedź
natychmiast do mnie do firmy ! Gdzie są dzieci ?!
- Nie drzyj
się na mmie! Widzę podwójnie. U moich rodziców.
- Przyjechać
po Ciebie ?
- Nie.
Poradzę sobie.
- Przyjedź
do mnie.
- A to
akurat zabawna historia. Podobno ukradłam ci auto, które skonfiskowali. Mnie
wypuścili, auta nie oddali. Zaraz przyjdę. - Rozłączyła się. Pieprznąłem
telefonem o biurko, a chwilę później jeszcze bardziej się wkurwiłem. Rose.
Wlazła do mojego gabinetu.
- Boże, co
ty taki nerwowy - usiadła przy biurku.
- Wypieprzaj
stąd.
- Kotku -
pociągnęła za mój krawat.
- Zabieraj
łapy bo Cie zaraz zabiję.
- Nie
zabijesz, nie zabijesz. Jesteś taki seksowny..
- I nie
Twój. - uśmiechnąłem się sarkastycznie odpychając jej rękę.
- Gratuluję
dziecka! Jesteś w gazetach. Bla, bla, bla.
- Nie Twój
interes ?
- Mój. Ty
jesteś mój. Na zawsze. - wariatka.
- Załatwię
Ci miejsce na leczeniu.
- Nawet się
o mnie troszczysz ! Aww..
-
Psychiatrycznym. W zamkniętym ośrodka z dala od ludzi i wszystkiego.
- Oj Hazz
przesadzasz - zaśmiała się.
- Możesz już
wyjść ? Mam wyjątkowo okropny dzień, a przez Ciebie jeszcze gorszy.
- O pani juz
dziękujemy. Wstawaj, musze usiąść bo zwymiotuje - Rene mówiła serio. Przegoniła
ją ręką i usiadła spuszczając głowę.
- Rose
wypieprzaj stąd.
- Tak, bo
się zaraz ja zrzygam na jej widok.
- SPIERDALAJ
KURWA! - wrzasnęła Rene.
- Renesmee
spokój. Rose wyjdź.
- Znalazł
się pan i władca. Oboje nerwowi - Prychnęła. - Kocham cię!- wyszła.
- Ja Ciebie
nie. - warknąłem i kucnąłem przed Rene. - Co się stało ?
- Czy ja
wyglądam na złodziejkę aut? Godzina w celi z kilkoma kobietami...przerażające -
przytuliła się mocno. Pocałowałem
ją w czubek głowy.
- Przepiszę samochód na Ciebie, żeby takie sytuacje nie
miały miejsca. Ale wiesz co ? Ja też dzisiaj miałem spotkanie z policją.
- Co się
stało? - spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Fałszywy
donos, nie wiem co. Oskarżyli mnie, że robię lewe interesy.
- Boże. -
pokręciła głową.
- Nie wiem
kto nam to robi Renesmee, ale nie możemy łamać prawa w jakikolwiek sposób.
Zaraz będzie tu mój prawnik.
- Co będzie
robił? -złapała moja rękę.
- Chcesz
CoCo czy nie ?
- Głupie
pytanie.
- No
właśnie. Musze podpisać jakieś papiery, ze możesz się nią opiekować, odbierać ze szkoły itp.
- Dobrze.
- Będziesz
się z nim często widywała w najbliższym czasie. Aha no i moi detektywi. - Liam
i Zayn weszli do pomieszczenia.
- Że co
niby?
- Ktoś robi
to celowo.
- Czytaj
blond zdzira.
- No nie
wiem. Ona jest za leniwa. Wolałaby pokazać cycki, zrobić wszystkim dobrze,
skłócić towarzystwo i wziąć co chce. - wtrącił
Zayn.
- No w
sumie...Blake?
- Nie wiem.
Nie ma możliwości. Sprawdźcie to.
- Jasne .
- Dzięki. -
wyszli.
*** Oczami Renesmee ***
Po rozmowie z prawnikiem pojechaliśmy po dzieci. Nadi była cała
zapłakana.
- Hej,
maluszku już jestem - tuliłam ją.
- Tata ! -
wyrywała się wyciągając do niego ręce.
- Cały dzień woła ojca. - powiedziała
moja mama.
- Standard -
Podałam małą jemu. Wtuliła się
mocno i uspokoiła. Dał CoCo buziaka, a małej picie.
Kucnęłam i
przytuliłam starszą.
- CoCo czemu
ona płacze ? - spytał swojej starszej córki.
-
Tęskniła...Nie było Cię.
- Byłem w
pracy. - mała momentalnie usnęła na jego rękach.
- Nie wiem
tato..
- CoCo
musisz ją czymś zajmować. Bawić się z nią, rozmawiać. Mogę na Ciebie liczyć ?
- Tak
tato..Ale przecież jest mama.
- No tak
misiu, ale ty tez musisz pomóc. W przyszłym tygodniu do przedszkola wracasz.
Chodźcie.
- Harry, zaczekaj -mój tata. - Chodź na chwile. - Z małą na
rękach poszedł za nim. Ciekawe o
czym rozmawiali. Hazz wyszedł
wpieniony jak jasna cholera i wyszedł z mieszkania. Poszłam za
nim. Wsiedliśmy do auta.
- O co chodzi?
- Mam
przestać robić Ci dzieci.
- Dobra, nie
jego sprawa. - Najgorzej.
Czuły punkt Harry'ego. Dojechaliśmy
do domu. Dzieci się bawiły. My byliśmy w kuchni. - Proszę, nie przejmuj się.
- Nie lubię jak ktoś wtrąca się w moje życie.
- Wiem. Ale
nie przejmuj się tym. To tylko gadanie.
- Robię Ci
krzywdę Renesmee ?
- Nie.
Dobrze to wiesz.
- Przecież
sama chciałaś drugie dziecko. On ma pretensje, że zajmujesz się CoCo.
- Boże! Nie
obchodzi mnie co mówi mój ojciec dla twojej wiadomości chcę mieć 5 dzieci więc
będziesz się musiał przyłożyć - wyszłam z kuchni bo się zdenerwowałam. Nadi
przytulała się do CoCo.
- Co robimy
królewny?
- Aww - delikatnie
wzięłam ją na ręce i poszłam do pokoju. Położyłam ją
i podeszłam do okna. Co ta blond ździra tutaj robi ?! I to z Niallem ?! Zawsze
będzie ją kurwa wspierał. Śmieszny jest. Zeszłam na dół. - Ani mi się waż do
nich wychodzić. Nie musiał
bo oni po prostu weszli.
Stanęłam
obok Harry'ego. Że jej się chce. Ma zabawę.
- Hej
kochani. - próbowała pocałować Hazza w policzek, ale ją odepchnął.
- Streszczaj
się. - powiedział. Zabijałam Niall'a wzrokiem.
- A więc
pytałaś kiedyś kto jest matką Kierana ? Ja jestem. - zaśmiała się widząc jaki
ból zadaje Harry'emu. Czyli
zdradziła go kiedy byli szczęśliwi.
- Wyjdźcie
stąd. Oboje. I nie chce Was więcej widzieć. Ani jednego, ani drugiego.
- Harry -
Niall próbował ratować sytuacje.
- Rose wróć
do mnie.. - powiedział Harry.
niedziela, 30 listopada 2014
Rozdział 38
- Misiu co
ty wymyśliłaś ?
- Zostaw!
- CoCo..
Nikomu nigdy Cie nie oddam. Kocham Cie najbardziej na świecie. Walczyłem o
Ciebie w sądzie. Było mi ciężko bo kochałem Rose, ale bardziej kocham Ciebie i
Renesmee i Nadine. Tu jest Twój dom. Przy mnie.
-
Tatusiu...ty wolisz ich.
- Nie.
Kocham Cie CoCo.
- Przytul... - Wziąłem ją
na kolana i pocałowałem w czółko.
- Jutro
gdzieś Cie zabiorę. Będziemy sami okej ?
- Dobrze.
- Chodź na
dół. Pobawimy się z psiakiem i Nadi. - zaniosłem ją tam i prawie cały czas
przytulałem. Zaniedbałem ją. Kolejny raz zawiodłem. Muszę
podzielić swoją uwagę na wszystkich. Dam jakoś kurwa rade. Renesmee
zasnęła na kanapie, a ja zrobiłem kolację Coco. Jakieś zapiekanki. Lubi je.
- Dzięki
Tatuś.
- Dla Ciebie
wszystko skarbie. - Przygotowałem kaszkę dla Nadi i przyniosłem ją do kuchni.
Karmiłem ją rozmawiając z CoCo. Mała mi
wszystko oddała na koszulę, a Coco zaczęła się śmiać.
Jęknąłem
tylko i ją zdjąłem Nie chciała
jeść. Śpiąca była. Uśpiłem ją,
a potem zaniosłem do łóżeczka. A później z
Coco oglądaliśmy bajki. Nudziłem się
jak cholera, ale w końcu usnęła. Ją też zaniosłem do łóżka, a potem odniosłem
narzeczoną. Wtuliła się
instynktownie mocniej. Rano obudziło mnie śniadanie do łóżka.
- Hej
dziewczyny. - wszystkie trzy dostały po buziaku.
- Harry,
zabiorę dziś Nadi i pójdę do Mercy dobrze? - Rene Spojrzała na mnie znacząco.
- Odwieziemy
Was z CoCo bo my też mamy plany.
- No właśnie
- ułatwiła wszystko.
~ Renesmee ~
Stałam z małą pod drzwiami Tomlinsonów. Zapukałam
poprawiając ją na rękach. Gdy sprzedałam mieszkanie, wszystkie pieniądze
oddałam Lou.
- Hej Re. -
otworzył mi Lou i wziął tą różową kulkę na ręce. Przytuliła
się do niego a on poprawił jej smoczek. - Cześć Miki - Pocałowałam dziewczynkę
w policzek.
- Nie
przeszkadzamy Lou?
- Nie, Mercy
zaraz wróci. Jest na zakupach. - Wzięłam za
rękę małą i poszliśmy do salonu.
Lou w tym
czasie zdjął z Nadi kurtkę i buciki. - Hazz ją ubierał ?
- Zgadnij.
- Zgaduję.
- Ja mam nadzieję, że to syn będzie. Jego w
różowe nie ubierze.
- Czy ja
wiem..
- Louis nie
dobijaj! Ej słyszałam,
że Cię do policji wzięli.
- Już dawno
- Wybacz, że
was zawalam swoimi sprawami.
- Mów co
jest.
- Teraz?
Nic. Rose znów się Wpieprza. Standard.
- Ona bedzie
próbowała go odzyskać Renesmee.
- I tak w
koło.
-
Porozmawiam z Harrym. Rose powiedziała, że za cholerę nie odpuści. - przytulał
małą.
- No. Ja
też.
- Co wy w
nim widzicie ?
- Miłość nie
wybiera. - Wzruszyłam ramionami. -
Oczywiście to jego ostatnia szansa.
- Jassnee..
- No proszę
cię. Trzeba być jakimś debilem żeby wrócić do takiej dziwki kolejny raz.
- Rose była
wspaniałą kobietą. Harry też zrobił jej krzywdę. Święty nie był.
- Ale już
nie jest wspaniałą kobietą. NIE JEST. Skończ temat. Podnieca cie że o niej
gadasz?
- Sama
zaczęłaś.
- Oj Lou. -
machnęłam ręką. Do
domu wróciłam z małą dopiero wieczorem . CoCo i Harry
kończyli kolacje
- Hazz,
pójdziemy 1 lutego do ołtarza?
- Dlaczego w
zimie ?
- Bo potem
będę gruba.
- Mamy czas
skarbie.
- Póki znów
się ktoś nie wpieprzy.
- Renesmee
przestań.
- Nie ufam
jej.
- A ufasz mi
?
- A tak.
- Więc bądź
spokojna.
- To
weźmiemy ten ślub ?
- Co tylko
chcesz..
- A ty
chcesz?
- Ja uważam,
że nie ma się co spieszyć, ale jeżeli chcesz to pewnie. - uśmiechnął się. Pocałowałam
go długo w usta. Znów się
uśmiechnął i poszedł uśpić CoCo. Posprzątałam po kolacji. Potem wzięłam książkę i czytałam trochę. Jestem
ciągle zmęczona i głodna. Ciąża. To
mnie wykończy. Poszłam wziąć kąpiel.
- Posuń się
trochę. - Hazz wszedł. Zrobiłam mu
miejsce i wtuliłam się w jego tors.
- Robie w
tym domu za pluszaka.. - mruknął całując mnie w czoło.
- Mówiłam -
zaśmiałam się cicho.
- Oby syn. -
zamknął oczy.
- Obojętnie.
- Zawsze
chciałem mieć syna. Przekazać mu imperium, nauczyć go wszystkiego.
- Rozumiem.
Więc mam nadzieję, że syn.
- Idziemy
spać ?
- Idziemy. - Wyjął mnie z
wanny i nagą zaniósł do sypialni. Sięgnęłam po
coś do ubrania.
- Zostaw..
Po co. ? - położył się nagi na łóżku. Jezu jest taki seksowny.
- Harry nie
pomagasz - oparłam głowę na jego torsie.
- Chodź tu..
- Gdzie?
- Na mnie..
- mruknął zmysłowo i niby przypadkiem przesunął dłonią po moich piersiach.
- Pobudzasz
mnie - weszłam na niego.
- Taki mam
zamiar. - usiadł i zaczął mnie całować. Oddawałam
pocałunki zdziwiona. Całował moją
szyje a potem zjechał pocałunkami do moich piersi. Odchyliłam
głowę wzdychając. Ciągnęłam za jego włosy. Zassał moje
sutki.
- Harry -
pisnęłam.
- Tak ?
- Proszę,
proszę...kochaj się ze mną.
- Taki
również mam zamiar, ale najpierw.. musisz to dla mnie zrobić..
- Co?
- Uwielbiam
jak robisz mi dobrze. - Uśmiechnęłam
się i pocałowałam go w usta. Schodziłam ustami coraz niżej. Oparł się wygodnie na łóżku. Lubię go takiego. Dominanta. Najbardziej podnieca go to, że
jestem mu uległa.
- Ale nie
możesz dojść - zaznaczyłam.
- To ja
dyktuję zasady, skarbie.
- Proszę.
- Zobaczymy. - Wzięłam go
do ust. Zassałam mocno. Jęknął głośno i złapał mnie za włosy. Uderzył o
moje gardło. Robiłam to powoli.
- Szybciej.. - Zrobiłam jak
prosił. Jęczał
głośno wypychając biodra do góry. Drażniłam
jego członka zębami.
- Nie !
Renesmee to boli ! - Więc
przestałam i robiłam to szybciej. Doszedł mi w
ustach. Uśmiechnęłam
się.
- Połknij
mała.. - Połknęłam
oblizując usta.
- Nabij się
słonko. - Podniosłam
biodra i opuściłam na niego. Usiadł i
całował mnie. Pomagał mi się poruszać unosząc moje biodra. Było
cudownie i razem doszliśmy. Pocałował mnie długo i położył obok siebie. Kolejny
poranek zaczął się od wymiotów.
- Dobrze się
czujesz? - Harry kucnął obok mnie kiedy nadal umierałam przy kiblu.
- A
wyglądam?
- Sarkazm
obecny. - związał mi włosy w jakiegoś
koka i podał wodę.
- Dzięki -
popiłam.
- Wstawaj,
myj zęby, a ja idę zrobić śniadanie.
- O Fu - i
znów zwymiotowałam.
- Mamusiu ?
- CoCo weszła.
- Hm..
- Co Ci się
dzieje ?
- Źle się
czuje.
- Umierasz ?
-usiadła obok mnie i patrzyła tymi zielonymi oczami.
- Kotku nie.
Nie mów tak.
- Kocham Cie
mamo.. Przynieść Ci kanapkę ?
- Nie,
dziękuję słoneczko. Idź się baw.
- Nadi
płacze. Pójdę tam. - cmoknęła mnie w policzek i poszła. Kochane dziecko.
- Pójdę
zobaczyć co z małą dobrze ?
- Dobrze.
- Jakby coś
to krzycz okej ? - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
- Tak..
- Tu jest
mama maluchu. - Hazz przyniósł zapłakane maleństwo. Przepłukałam
usta i wzięłam ją na ręce. Wtuliła się
we mnie mocno cicho łkając.
- Cichutko
kochanie.
- Am mama.
Am.
- Już -
zeszłam z nią powoli na dół i zrobiłam jedzenie. Harry ciągle
był przy mnie.
Tak jakby
mnie asekurował gdybym upadła.
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział 37
Wszedłem do
domu. Renesmee od razu się przytuliła. Objąłem ją i
pocałowałem w czubek głowy.
-
Spokojnie.. Nie możesz się denerwować.
- Nienawidzę
jej...Tak bardzo jej nienawidzę.
- Spokojnie
maleńka.. Nie zagraża Ci. Nam..
- Chodź
kochanie - pociągnęła mnie do kuchni. Przyłożyła lód do mojego policzka.
- Och
przestań maleńka.. Nic mi nie jest. Teraz mi tylko głupio bo ją uderzyłem, ale
zabrakło mi cierpliwości. Przyłożyła
czoło do mojego.
- Więc nie
będę przeciągać struny - zaśmiała się. Pocałowałem
ją krótko. - Kocham
cię. Czasem ta miłość boli.
-
Przepraszam. - Przejechała
palcami po mojej dolne wardze. Pocałowałem
jej palec zanim go
zabrała. Uśmiechnęła
się do mnie.
- Ma pan na coś ochotę panie Styles?
- Na ciasto
czekoladowe.
- I będzie
pan jeszcze słodszy.
- Renesmee
wiesz, że nie będziemy się kochać aż do porodu ?
- Wiem.
Tylko nie wiem dlaczego.
- Bo boje
się, że zrobię dziecku krzywdę. Poza tym kochaliśmy się jak bylaś z Nadi w
ciąży, a potem się źle czułaś.
- Nie czułam
się źle, tylko byłam obolała.
- Na jedno
wychodzi.
- Wcale nie.
- Renesmee
dziecko jest ważniejsze niż orgazm.
- Wiem, ale
dziecku nie stanie się żadna krzywda. Masz bardzo dziwne przekonania - zaczęła
robić ciasto.
- Mam i
powinnaś mnie zrozumieć.
- Rozumiem,
rozumiem. - ściągnęła
pierścionki wyciągając mąkę.
- Jezu.. -
przestraszyłem się. - Myślałem, że chcesz mi zaręczynowy oddać.- Oparła ręce
o brat i wybuchnęła śmiechem.
- Do trzech
razy sztuka.
- Zostańmy
przy dwóch. - pocałowałem ją w kark.
- Już cię
nie zostawię.
- Słyszałaś moją rozmowę z Rose ?
- Nie, byłam
w domu.
- A fragment
zanim się na nią - walnąłem się w czoło i wybiegłem do ogrodu. O dzieciach
zapomniałem. Siedziały w
altance. Coco coś opowiadała malej. Miały
czerwone od mrozu buźki. Zabrałem moje księżniczki do domu. Nadine
zasnęła przytulona do poduszki na dywanie. Przykryłem
ją kocykiem i pocałowałem w czółko. Do mnie za
to przytuliła się CoCo.
- Pogramy w
grę?
- Jaką
córciu ?
- Jakaś
planszową.
- Wybierz
skarbie. - Pobiegła do
swojego pokoju i przyniosła farmera. Uśmiechnąłem
się do niej.
Usiedliśmy
przy stole. Wdrapała się na krzesło i graliśmy. Rene przyniosła nam ciasto. Potem grała
razem z nami. Fajnie jest spędzać czas z rodziną. Nie tylko
praca, ale śmiech i zabawa z bliskimi. - Hazz przegrywasz - narzeczona cmoknęła
mnie w policzek. - Baby cie ogrywają na farmie.
- Bo wieś to
bardziej Twoje klimaty. - mruknąłem z uśmiechem.
- Pewnie! -
wybuchnęła śmiechem. - Zawsze chciałam mieć konie, krówki i świnki. Co nie
córka? - Coco zaśmiała się wesoło.
- Nawet nie
ma opcji. - powiedziałem biorąc na kolana psa.
- Oj
żartuje. Ale kota możemy mieć.
- Nie.
- Ale ja
chce kota.
- Misiu mamy
psa. - Zrobiła
smutną minkę i rzuciła dwie kości.
- HA !
Wygrałem !
- Nie no ja
się poddaje.
- Najgorzej.
- skomentowała CoCo przybijając mi żółwika.
- Wolę
monopoly.
- Jasneee !
- No. ale to
i tak byś wygrał.
- Jedz -
zamknęła mi usta. Ze śmiechem
jadłem ciasto. CoCo posprzątała i poszła po nową grę. Zobaczyłem moje maleństwo
raczkujące w moją stronę. Wstała trzymając się mojej nogi i wyciągnęła rączki.
Była taka zaspana. Najsłodsza.
- Tatuś -
przytuliła się.
- Co maleńka
? - pocałowałem ją w czółko.
- Tuli. - Dałem małej
smoczka i przytulałem. Mój skarb.. Usłyszałem dzwonek do drzwi.
Wziąłem
córeczkę i poszedłem otworzyć.
-
Podporucznik Danevert. Dostaliśmy zgłoszenie, że bije pan i zaniedbuje dzieci.
- chyba się oplułem.
- Słucham?!
- Dobra Styles panuj nad sobą. - Niech pan wejdzie. Coco!
- Tak
tatusiu ? - Renesmee patrzyła na mnie przestraszona.
- Czy któreś
z tych dzieci wygląda na pobite i zaniedbane?
- Matka
CoColline Styles złożyła zawiadomienie.
- Rose -
prychnąłem. - No więc ta kobieta siedziała za maltretowanie dziecka. - Przytuliłem
mocno moje córeczki.
- Ona kłamie
- w mojej obronie stanęła brunetka. - Nasze dzieci są szczęśliwe.
- A kim Pani
jest ?
- Matką ..-
spojrzała na mnie.
- Kogo ? Tej
małej ?
- Tak.
- Biją Cie ?
- spojrzał na CoCo.
- Nie. -
przytuliła się mocniej. - Kocham mamę i tatę. I Nadine i braciszka.
- Jakiego
braciszka ?
- W
brzuszku.
- A ta druga
wygląda jakby dopiero płakała.
- Może
dlatego że dopiero wstała?!
- Dobrze..
Będziemy robić kontrolę co jakiś czas. Nie możemy ignorować takich zgłoszeń. -
wyszedł.
- Harry proszę, uspokój się..
- Jestem kurwa spokojny.
- Kochanie -
wzięła Nadine. Poszła do kuchni. Nakarmiła i wykąpała ją. Później Coco bawiła się na dywanie z siostrą. - Hazz chcę adoptować Coco. Tak całkiem.
- Po Nowym
Roku skontaktuję się z adwokatem.
- A właśnie,
dałeś mi jakieś bilety.
- No dałem.
- No
właśnie.
- No i co ?
- Po co mają
leżeć bezczynnie?
- Ja nie
mogę Renesmee. - Wzruszyła
ramionami.
- Ja mówiłam ze najlepszym wyjściem jest oglądanie telewizji. Chodź
do dzieci.
Coco <3 |
- Chciałbym,
ale to wycieczka na dwa tygodnie, a ja 2 muszę być w firmie.
- Tak, tak
wiem - Zaśmiała się biorąc mnie za rękę. - Chodź panie prezesie. - Byłem
niewyobrażalnie zły. Rose znów
chciała namieszać. Znów
usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Zaraz mnie
coś trafi - Rene poszła otworzyć. Listonosz..
- Masz -
podała mi listy.
- Dzięki. -
rzuciłem je na stolik. Nadine ze
smoczkiem raczkowała za pieskiem. Postawiłem
ją i kazałem chodzić.
- Tata, nie. Bam.
- Córka,
tak. Nie bam. - Renesmee
śmiała się z naszej rozmowy. Mała tupała nogami.
Przeszedłem
z nią przez cały pokój 3 razy. Jak chce to potrafi.
- Jeszcze
raz maleńka.
- Mama! -
wzywała pomocy.
- Nie ma
mama. Będziesz chodziła czy Ci się to podoba czy nie.
- Hazz może
już jej odpuść.
- Oj
Renesmee ty ulegasz jej na oczy. - Wziąłem ją
na ręce i pocałowałem w policzek. Złapała moją twarz w raczki i się
uśmiechnęła. Dała mi buziaka. Jest słodka. Śliczna. Moja cała.
Ale czegoś mi brakowało. Dałem ją Renesmee i poszedłem do pokoju CoCo. Leżała
na łóżku i płakała.
- Córeczko..
- Ty chcesz
mnie oddać tej złej mamie.
Do końca opowiadania zostało 12 439 słów :D <3 / M.H
Subskrybuj:
Posty (Atom)