- Misiu co
ty wymyśliłaś ?
- Zostaw!
- CoCo..
Nikomu nigdy Cie nie oddam. Kocham Cie najbardziej na świecie. Walczyłem o
Ciebie w sądzie. Było mi ciężko bo kochałem Rose, ale bardziej kocham Ciebie i
Renesmee i Nadine. Tu jest Twój dom. Przy mnie.
-
Tatusiu...ty wolisz ich.
- Nie.
Kocham Cie CoCo.
- Przytul... - Wziąłem ją
na kolana i pocałowałem w czółko.
- Jutro
gdzieś Cie zabiorę. Będziemy sami okej ?
- Dobrze.
- Chodź na
dół. Pobawimy się z psiakiem i Nadi. - zaniosłem ją tam i prawie cały czas
przytulałem. Zaniedbałem ją. Kolejny raz zawiodłem. Muszę
podzielić swoją uwagę na wszystkich. Dam jakoś kurwa rade. Renesmee
zasnęła na kanapie, a ja zrobiłem kolację Coco. Jakieś zapiekanki. Lubi je.
- Dzięki
Tatuś.
- Dla Ciebie
wszystko skarbie. - Przygotowałem kaszkę dla Nadi i przyniosłem ją do kuchni.
Karmiłem ją rozmawiając z CoCo. Mała mi
wszystko oddała na koszulę, a Coco zaczęła się śmiać.
Jęknąłem
tylko i ją zdjąłem Nie chciała
jeść. Śpiąca była. Uśpiłem ją,
a potem zaniosłem do łóżeczka. A później z
Coco oglądaliśmy bajki. Nudziłem się
jak cholera, ale w końcu usnęła. Ją też zaniosłem do łóżka, a potem odniosłem
narzeczoną. Wtuliła się
instynktownie mocniej. Rano obudziło mnie śniadanie do łóżka.
- Hej
dziewczyny. - wszystkie trzy dostały po buziaku.
- Harry,
zabiorę dziś Nadi i pójdę do Mercy dobrze? - Rene Spojrzała na mnie znacząco.
- Odwieziemy
Was z CoCo bo my też mamy plany.
- No właśnie
- ułatwiła wszystko.
~ Renesmee ~
Stałam z małą pod drzwiami Tomlinsonów. Zapukałam
poprawiając ją na rękach. Gdy sprzedałam mieszkanie, wszystkie pieniądze
oddałam Lou.
- Hej Re. -
otworzył mi Lou i wziął tą różową kulkę na ręce. Przytuliła
się do niego a on poprawił jej smoczek. - Cześć Miki - Pocałowałam dziewczynkę
w policzek.
- Nie
przeszkadzamy Lou?
- Nie, Mercy
zaraz wróci. Jest na zakupach. - Wzięłam za
rękę małą i poszliśmy do salonu.
Lou w tym
czasie zdjął z Nadi kurtkę i buciki. - Hazz ją ubierał ?
- Zgadnij.
- Zgaduję.
- Ja mam nadzieję, że to syn będzie. Jego w
różowe nie ubierze.
- Czy ja
wiem..
- Louis nie
dobijaj! Ej słyszałam,
że Cię do policji wzięli.
- Już dawno
- Wybacz, że
was zawalam swoimi sprawami.
- Mów co
jest.
- Teraz?
Nic. Rose znów się Wpieprza. Standard.
- Ona bedzie
próbowała go odzyskać Renesmee.
- I tak w
koło.
-
Porozmawiam z Harrym. Rose powiedziała, że za cholerę nie odpuści. - przytulał
małą.
- No. Ja
też.
- Co wy w
nim widzicie ?
- Miłość nie
wybiera. - Wzruszyłam ramionami. -
Oczywiście to jego ostatnia szansa.
- Jassnee..
- No proszę
cię. Trzeba być jakimś debilem żeby wrócić do takiej dziwki kolejny raz.
- Rose była
wspaniałą kobietą. Harry też zrobił jej krzywdę. Święty nie był.
- Ale już
nie jest wspaniałą kobietą. NIE JEST. Skończ temat. Podnieca cie że o niej
gadasz?
- Sama
zaczęłaś.
- Oj Lou. -
machnęłam ręką. Do
domu wróciłam z małą dopiero wieczorem . CoCo i Harry
kończyli kolacje
- Hazz,
pójdziemy 1 lutego do ołtarza?
- Dlaczego w
zimie ?
- Bo potem
będę gruba.
- Mamy czas
skarbie.
- Póki znów
się ktoś nie wpieprzy.
- Renesmee
przestań.
- Nie ufam
jej.
- A ufasz mi
?
- A tak.
- Więc bądź
spokojna.
- To
weźmiemy ten ślub ?
- Co tylko
chcesz..
- A ty
chcesz?
- Ja uważam,
że nie ma się co spieszyć, ale jeżeli chcesz to pewnie. - uśmiechnął się. Pocałowałam
go długo w usta. Znów się
uśmiechnął i poszedł uśpić CoCo. Posprzątałam po kolacji. Potem wzięłam książkę i czytałam trochę. Jestem
ciągle zmęczona i głodna. Ciąża. To
mnie wykończy. Poszłam wziąć kąpiel.
- Posuń się
trochę. - Hazz wszedł. Zrobiłam mu
miejsce i wtuliłam się w jego tors.
- Robie w
tym domu za pluszaka.. - mruknął całując mnie w czoło.
- Mówiłam -
zaśmiałam się cicho.
- Oby syn. -
zamknął oczy.
- Obojętnie.
- Zawsze
chciałem mieć syna. Przekazać mu imperium, nauczyć go wszystkiego.
- Rozumiem.
Więc mam nadzieję, że syn.
- Idziemy
spać ?
- Idziemy. - Wyjął mnie z
wanny i nagą zaniósł do sypialni. Sięgnęłam po
coś do ubrania.
- Zostaw..
Po co. ? - położył się nagi na łóżku. Jezu jest taki seksowny.
- Harry nie
pomagasz - oparłam głowę na jego torsie.
- Chodź tu..
- Gdzie?
- Na mnie..
- mruknął zmysłowo i niby przypadkiem przesunął dłonią po moich piersiach.
- Pobudzasz
mnie - weszłam na niego.
- Taki mam
zamiar. - usiadł i zaczął mnie całować. Oddawałam
pocałunki zdziwiona. Całował moją
szyje a potem zjechał pocałunkami do moich piersi. Odchyliłam
głowę wzdychając. Ciągnęłam za jego włosy. Zassał moje
sutki.
- Harry -
pisnęłam.
- Tak ?
- Proszę,
proszę...kochaj się ze mną.
- Taki
również mam zamiar, ale najpierw.. musisz to dla mnie zrobić..
- Co?
- Uwielbiam
jak robisz mi dobrze. - Uśmiechnęłam
się i pocałowałam go w usta. Schodziłam ustami coraz niżej. Oparł się wygodnie na łóżku. Lubię go takiego. Dominanta. Najbardziej podnieca go to, że
jestem mu uległa.
- Ale nie
możesz dojść - zaznaczyłam.
- To ja
dyktuję zasady, skarbie.
- Proszę.
- Zobaczymy. - Wzięłam go
do ust. Zassałam mocno. Jęknął głośno i złapał mnie za włosy. Uderzył o
moje gardło. Robiłam to powoli.
- Szybciej.. - Zrobiłam jak
prosił. Jęczał
głośno wypychając biodra do góry. Drażniłam
jego członka zębami.
- Nie !
Renesmee to boli ! - Więc
przestałam i robiłam to szybciej. Doszedł mi w
ustach. Uśmiechnęłam
się.
- Połknij
mała.. - Połknęłam
oblizując usta.
- Nabij się
słonko. - Podniosłam
biodra i opuściłam na niego. Usiadł i
całował mnie. Pomagał mi się poruszać unosząc moje biodra. Było
cudownie i razem doszliśmy. Pocałował mnie długo i położył obok siebie. Kolejny
poranek zaczął się od wymiotów.
- Dobrze się
czujesz? - Harry kucnął obok mnie kiedy nadal umierałam przy kiblu.
- A
wyglądam?
- Sarkazm
obecny. - związał mi włosy w jakiegoś
koka i podał wodę.
- Dzięki -
popiłam.
- Wstawaj,
myj zęby, a ja idę zrobić śniadanie.
- O Fu - i
znów zwymiotowałam.
- Mamusiu ?
- CoCo weszła.
- Hm..
- Co Ci się
dzieje ?
- Źle się
czuje.
- Umierasz ?
-usiadła obok mnie i patrzyła tymi zielonymi oczami.
- Kotku nie.
Nie mów tak.
- Kocham Cie
mamo.. Przynieść Ci kanapkę ?
- Nie,
dziękuję słoneczko. Idź się baw.
- Nadi
płacze. Pójdę tam. - cmoknęła mnie w policzek i poszła. Kochane dziecko.
- Pójdę
zobaczyć co z małą dobrze ?
- Dobrze.
- Jakby coś
to krzycz okej ? - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
- Tak..
- Tu jest
mama maluchu. - Hazz przyniósł zapłakane maleństwo. Przepłukałam
usta i wzięłam ją na ręce. Wtuliła się
we mnie mocno cicho łkając.
- Cichutko
kochanie.
- Am mama.
Am.
- Już -
zeszłam z nią powoli na dół i zrobiłam jedzenie. Harry ciągle
był przy mnie.
Tak jakby
mnie asekurował gdybym upadła.