~*~
Chodziłam po
domu i zbierałam zabawki małej. Wszędzie. Dosłownie wszędzie. Prosiłam,
żeby mi pomogła, ale CoCo ostatnio się buntuje i słucha tylko Harry'ego. Nie wiem
czemu. Nie kłóciłyśmy się. Siedzi sama
na dywanie i się bawi. Nie mam
siły. Można się wywrócić o te zabawki.
- CoCo !
Zbieraj te zabawki w tym momencie ! - Louis.
- Nie!
- CoCo mam
powiedzieć tacie jak się zachowujesz ? Będzie zły !
- Tatuś nie
będzie. Na mnie nigdy nie jest.
- Lou
przestań, i tak nie posłucha. - Wziął
telefon i zadzwonił do Harry'ego. Jak dał CoCo telefon to mała tylko wyjęczała
przepraszam i zaczęła zbierać zabawki. Zdziwiona
patrzyłam na nią.
- Coś ty mu
powiedział?
- Prawdę. Że
CoCo Cie nie słucha i zachowuje się jak księżniczka.
- Zawsze
jesteś szczery do bólu. - pokręciłam głową. - A właściwie to co tu robisz? Chcesz coś do picia?
-
Przyjechałem zobaczyć co tam u Was. Nie dzięki.
- Miałam
pogratulować.
- Czego ?
- Bycia
ojcem.
- Aaa..
dzięki.
- No i jak
Wam się układa ?
- Dobrze.
Nareszcie nie męczą go żadne problemy. Chyba że o czymś nie wiem.
- Pytam o
Was, a nie o niego.
Westchnęła.
- No...Nas
to metafora. Ja jestem tu z CoCo, a gdy Harry przychodzi to chce się nacieszyć
córką.
- Przejdzie
mu.
- Rozumiem
go. W końcu to całe dwa lata.
- Przejdzie
mu. Teraz się módlmy, żeby mi wyba
-
Wypierdalaj stąd Louis.
- Harry.
Zostaw go.
- Renesmee
nie wtrącaj się.
- Harry daj
spokój. Nie pomagałem Rose jasne? Pożyczyłem jej kasę bo mówiła o chorej matce.
A że każdy uwielbiał ją to kto by nie ufał ? Ciebie podobno nie chciała
martwić. A to że Później spierdoliła to nie moja wina.
- Co nie
zmienia faktu, że mi o tym nie powiedziałeś.
-
Pokłóciliśmy się wtedy.
- Teraz też
się kłócimy.
- I właśnie
tego nie chce. Zawaliłem. Przepraszam.
- Przez te
wszystkie lata widziałeś jak cierpię i nic nie powiedziałeś.
- Wolałem
aby tak zostało. To, że Cię oszukała zraniło cie jeszcze bardziej.
- Super
myślenie Louis.
- Więc
wyszło na to samo.
- Twoim
zdaniem.
- Proszę
Cię.
- Louis
zawiodłeś mnie i to cholernie. Jak ja mam Ci ufać ?
-
Powiedziałem ci już wszystko.
- Teraz jest
troszkę za późno.
- Nie
widzisz, że on żałuję?
- Renesmee
nie wtrącaj się.
- Będę. To twój
przyjaciel. Przyjaciół nie ma się od tak.
- RENESMEE !
- I
przyjaciół trudno zdobyć - wyszłam z salonu. Nie będę
słuchała tego jak on się na mnie wydziera. Usłyszałam za mną ciche kroki. CoCo. Odwróciłam
się do niej. Kucnęłam wyciągając ręce.
Nie mogę jej
podnosić, ale przytulać mogę.
- Boje się
jak tato krzyczy.
- Ja też się
boje.
- Pójdziemy
zrobić ciasteczka ? - wtuliła się mocno.
- Tak słoneczko.
Chodź - poszłyśmy do kuchni. Piekłyśmy
ciastka. CoCo mieszała składniki. Gotujemy razem od kiedy Nialla nie ma. Zajął się
wreszcie synem no i pracował w restauracji. Czasami nas
odwiedzał.
Tak dziwnie
było bez niego. Za to Zayn
chyba się wprowadzi. O właśnie
wszedł. Tamci dalej dyskutowali. Sypnęłam w niego mąką.
- A ty co ?
Lepiej mi ciastko daj, a nie mąkę.
- To sobie
zrób.
- Ja nie od
tego jestem.
- Jasne.
- No tak.
CoCo zrobisz wujaszkowi ciacho prawda ?
- Prawda!
- Moja
kochana ! - Zrobiłyśmy
mu ciastka. Siedział
potem ze mną i CoCo w ogrodzie. Jest już jesień dlatego zrobiłam nam ciepłą
herbatę. CoCo rozrzucała liście po całym ogrodzie. Było tak
ładnie. Prawie ze idealnie.
- Dzięki. -
Hazz usiadł obok mnie i wziął swój kubek.
- Wszystko
dobrze?
- Ta, a u
Was ? - poczęstował się też ciasteczkiem.
- A co ma
być - mruknęłam.
- Nic
marudo. - pocałował mnie w policzek. Wtuliłam się
w niego. Położyłam rękę na brzuchu. Ale ono się ruszało. Już trochę
gruba jestem. Hazz położył swoją rękę na mojej, spoczywającej na brzuchu.
Uśmiechnęłam
się do niego.
- Weź wolne. Mam dość widzenia cie trzy czy cztery godziny
dziennie.
- Kochanie w
przyszłym tygodniu będzie normalnie.. Po prostu jedna z firm dostaje bardzo
duże zlecenie i muszę nad tym zapanować.
- No dobrze.
- westchnęłam.
- Kocham
Was. - pocałował mnie krótko.
- A my ciebie.
- Tatusiu !
- przybiegła do nas CoCo. Wziął ją na
kolana i przytulil, uważając aby nie wylać herbaty.
- Tatusiu
kupisz mi pieska ? - o nie..
- Pieska?
Ale wiesz, teraz będziesz mieć brata albo siostrę. Nie ma miejsca na pieska.
- Jak nie ?
Tu jest dużo miejsca.
- Nie będzie
czasu się nim zajmować. Ja pracuję. Ty chodzisz do przedszkola.
- Tatusiu..
- wzięła jego twarz w dłonie. On ulega. Trzymaj się Harry ! Ja nie chcę
psa. Niech on się nie zgadza.
- Jak
będziesz starsza Coco.
- Chcę
teraz.
- Ale nie
musisz mieć wszystkiego co chcesz.
- Ale Tatuś.
- Ale CoCo.
-Proszę.
- Renesmee
co o tym myślisz ?
-
Wiesz...pies to duży obowiązek.
- No tak,
ale pies dobrze wpływa na rozwój dzieci.
- CoCo taka
nie jest.
- No dobrze.
- Dziękuję !
- dała nam po buziaku. Uśmiechnęłam
się do nich. Po jakiejś godzinie wyszłam na spotkanie z Hope.
- Renesmee ?
- spojrzała na mój brzuch.
- Dawno się
nie widziałyśmy.
- Trochę.
- Idziemy?
- Taak. - Chwilę
spacerowałyśmy po parku.
- I jak ci
się układa z twoim chłopakiem?
- Dobrze, a
Tobie widzę.. nienajgorzej.
- Będę mieć dziecko - uśmiechnęłam się.
-
Zauważyłam.. gratuluję.
- Dzięki -
uśmiecham się.
- Który
miesiąc ?
- Czwarty
już.
- Whow..
- Nom..
- I jak sie
z tym czujesz ?
~~~~~~~~*~~~~~~~~~
Czytacie - komentujecie :)
Zapraszam http://vanillia-fanfiction.blogspot.com/
~~~~~~~~*~~~~~~~~~
Czytacie - komentujecie :)
Zapraszam http://vanillia-fanfiction.blogspot.com/