piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 25

~*~

Chodziłam po domu i zbierałam zabawki małej. Wszędzie. Dosłownie wszędzie. Prosiłam, żeby mi pomogła, ale CoCo ostatnio się buntuje i słucha tylko Harry'ego. Nie wiem czemu. Nie kłóciłyśmy się. Siedzi sama na dywanie i się bawi. Nie mam siły. Można się wywrócić o te zabawki.
- CoCo ! Zbieraj te zabawki w tym momencie ! - Louis.
- Nie!
- CoCo mam powiedzieć tacie jak się zachowujesz ? Będzie zły !
- Tatuś nie będzie. Na mnie nigdy nie jest.
- Lou przestań, i tak nie posłucha. - Wziął telefon i zadzwonił do Harry'ego. Jak dał CoCo telefon to mała tylko wyjęczała przepraszam i zaczęła zbierać zabawki. Zdziwiona patrzyłam na nią.
- Coś ty mu powiedział?
- Prawdę. Że CoCo Cie nie słucha i zachowuje się jak księżniczka.
- Zawsze jesteś szczery do bólu. - pokręciłam głową. - A właściwie to co tu robisz? Chcesz coś do picia?
- Przyjechałem zobaczyć co tam u Was. Nie dzięki.
- Miałam pogratulować.
- Czego ?
- Bycia ojcem.
- Aaa.. dzięki.
- Aa proszę. Siadaj - wskazałam na kanapę. Usiadł.
- No i jak Wam się układa ?
- Dobrze. Nareszcie nie męczą go żadne problemy. Chyba że o czymś nie wiem.
- Pytam o Was, a nie o niego.
Westchnęła.
- No...Nas to metafora. Ja jestem tu z CoCo, a gdy Harry przychodzi to chce się nacieszyć córką.
- Przejdzie mu.
- Rozumiem go. W końcu to całe dwa lata.
- Przejdzie mu. Teraz się módlmy, żeby mi wyba
- Wypierdalaj stąd Louis.
- Harry. Zostaw go.
- Renesmee nie wtrącaj się.
- Harry daj spokój. Nie pomagałem Rose jasne? Pożyczyłem jej kasę bo mówiła o chorej matce. A że każdy uwielbiał ją to kto by nie ufał ? Ciebie podobno nie chciała martwić. A to że Później spierdoliła to nie moja wina.
- Co nie zmienia faktu, że mi o tym nie powiedziałeś.
- Pokłóciliśmy się wtedy.
- Teraz też się kłócimy.
- I właśnie tego nie chce. Zawaliłem. Przepraszam.
- Przez te wszystkie lata widziałeś jak cierpię i nic nie powiedziałeś.
- Wolałem aby tak zostało. To, że Cię oszukała zraniło cie jeszcze bardziej.
- Super myślenie Louis.
- Więc wyszło na to samo.
- Twoim zdaniem.
- Proszę Cię.
- Louis zawiodłeś mnie i to cholernie. Jak ja mam Ci ufać ?
- Powiedziałem ci już wszystko.
- Teraz jest troszkę za późno.
- Nie widzisz, że on żałuję?
- Renesmee nie wtrącaj się.
- Będę. To twój przyjaciel. Przyjaciół nie ma się od tak.
- RENESMEE !
- I przyjaciół trudno zdobyć - wyszłam z salonu. Nie będę słuchała tego jak on się na mnie wydziera. Usłyszałam za mną ciche kroki. CoCo. Odwróciłam się do niej. Kucnęłam wyciągając ręce.
Nie mogę jej podnosić, ale przytulać mogę.
- Boje się jak tato krzyczy.
- Ja też się boje.
- Pójdziemy zrobić ciasteczka ? - wtuliła się mocno.
- Tak słoneczko. Chodź - poszłyśmy do kuchni. Piekłyśmy ciastka. CoCo mieszała składniki. Gotujemy razem od kiedy Nialla nie ma. Zajął się wreszcie synem no i pracował w restauracji. Czasami nas odwiedzał.
Tak dziwnie było bez niego. Za to Zayn chyba się wprowadzi. O właśnie wszedł. Tamci dalej dyskutowali. Sypnęłam w niego mąką.
- A ty co ? Lepiej mi ciastko daj, a nie mąkę.
- To sobie zrób.
- Ja nie od tego jestem.
- Jasne.
- No tak. CoCo zrobisz wujaszkowi ciacho prawda ?
- Prawda!
- Moja kochana ! - Zrobiłyśmy mu ciastka. Siedział potem ze mną i CoCo w ogrodzie. Jest już jesień dlatego zrobiłam nam ciepłą herbatę. CoCo rozrzucała liście po całym ogrodzie. Było tak ładnie. Prawie ze idealnie.
- Dzięki. - Hazz usiadł obok mnie i wziął swój kubek.
- Wszystko dobrze?
- Ta, a u Was ? - poczęstował się też ciasteczkiem.
- A co ma być - mruknęłam.
- Nic marudo. - pocałował mnie w policzek. Wtuliłam się w niego. Położyłam rękę na brzuchu. Ale ono się ruszało. Już trochę gruba jestem. Hazz położył swoją rękę na mojej, spoczywającej na brzuchu.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Weź wolne. Mam dość widzenia cie trzy czy cztery godziny dziennie.
- Kochanie w przyszłym tygodniu będzie normalnie.. Po prostu jedna z firm dostaje bardzo duże zlecenie i muszę nad tym zapanować.
- No dobrze. - westchnęłam.
- Kocham Was. - pocałował mnie krótko.
- A my ciebie.
- Tatusiu ! - przybiegła do nas CoCo. Wziął ją na kolana i przytulil, uważając aby nie wylać herbaty.
- Tatusiu kupisz mi pieska ? - o nie.. 
- Pieska? Ale wiesz, teraz będziesz mieć brata albo siostrę. Nie ma miejsca na pieska.
- Jak nie ? Tu jest dużo miejsca.
- Nie będzie czasu się nim zajmować. Ja pracuję. Ty chodzisz do przedszkola.
- Tatusiu.. - wzięła jego twarz w dłonie. On ulega. Trzymaj się Harry ! Ja nie chcę psa. Niech on się nie zgadza.
- Jak będziesz starsza Coco.
- Chcę teraz.
- Ale nie musisz mieć wszystkiego co chcesz.
- Ale Tatuś.
- Ale CoCo.
-Proszę.
- Renesmee co o tym myślisz ?
- Wiesz...pies to duży obowiązek.
- No tak, ale pies dobrze wpływa na rozwój dzieci.
- A zdajesz sobie sprawę, że jej się zaraz znudzi?
- CoCo taka nie jest.
- No dobrze.
- Dziękuję ! - dała nam po buziaku. Uśmiechnęłam się do nich. Po jakiejś godzinie wyszłam na spotkanie z Hope.
- Renesmee ? - spojrzała na mój brzuch.
- Dawno się nie widziałyśmy.
- Trochę.
- Idziemy?
- Taak. - Chwilę spacerowałyśmy po parku.
- I jak ci się układa z twoim chłopakiem?
- Dobrze, a Tobie widzę.. nienajgorzej.
- Będę mieć dziecko - uśmiechnęłam się.
- Zauważyłam.. gratuluję.
- Dzięki - uśmiecham się.
- Który miesiąc ?
- Czwarty już.
- Whow..
- Nom..
- I jak sie z tym czujesz ?

~~~~~~~~*~~~~~~~~~
Czytacie - komentujecie :)
Zapraszam http://vanillia-fanfiction.blogspot.com/

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 24

- Zatrzymana za narkotyki, wyłudzenie. Udowodniono jej też kradzież.
- Dojdzie jej szantaż i maltretowanie dziecka.
- No własnie.
- I zastanawiam się też nad uprowadzeniem CoCo. W sumie to wywiozła ja bez mojej wiedzy.
- No, a zaaranżowanie śmierci?
- Dawała łapówki. Nie chcę jej tego robić, ale skrzywdziła CoCo i.. a no i nielegalna aborcja.
- Coś mi się wydaję, że nie wyjdzie z więzienia.
- Szkoda mi jej.. ale to już nie mój problem. Była księżniczką. Teraz jest zerem. Gadaliśmy dość długo. Dobrze było się wyżalić. Zwłaszcza, że Niall często umie pomóc. Poszliśmy z Rene do lekarza. To był prawie pierwszy miesiąc. Ciążą przebiegała prawidłowo. Było dobrze. Miałem nadzieję, że tak zostanie. Siedziałem w firmie, gdy przyszła Renesmee.
 - Hej kochanie.
- Hej - przytuliła się.
- Co tam ?
- Tęskniłam no i... - usiadła mi na kolanach i wierciła się.
- I co ?
- Kobiety w ciąży mają większą ochotę.
- Przykro mi kochanie, ale nie mogę.
- Wieeem, chciałam zapytać o której będziesz.
- Za jakieś 3 / 4 godziny..
- Dobra. - Wstała. - Mogę iść na zakupy?
- Nie.  Pójdziemy razem w weekend.
- Ale twoja mama chciała.
- Co ?!
- Przyszła dzisiaj.
- Jak to ?
- No przyszła. Jest nawet tu w firmie. Chciałam tylko zapytać o której wracasz i miałyśmy iść.
- Weźcie Zayna. - westchnąłem i podałem jej kartę.
- Mam swoje - Pocałowała mnie i wyszła.
- Kiedyś ją normalnie uduszę. - Mruknąłem do siebie i poszedłem na spotkanie. Godziny później wpadł Louis. 
- Dzisiaj ma sprawę. Więc się zbieraj. Jesteś świadkiem przecież.
- Co ? Ja pierdole.. Muszę odebrać CoCo !
- Niall odbierze.
- Nie ! CoCo musi być w sądzie.
- No. Odbierze i przywiezie.
- Dobra. - wyłączyłem  laptopa, wziąłem wszystko co mi potrzebne i wyszedłem z gabinetu. Pojechaliśmy do sądu.
- Tatuś.. - podeszła do mnie CoCo. Wziąłem ją na kolana i przytuliłem.
- Muszę tam być  ?
- Tylko powiesz co Ci mama złego robiła i jak Cie zabrała od tatusia, a potem wyjdziemy dobrze ? Tylko tyle aniołku i już zawsze będziesz z tatusiem.
- Obiecujesz ?
- Tak córciu.
- Dobrze tatusiu. Chodźmy.
- Kocham Cie malutka. - Przytuliła się. Poszliśmy kiedy nas zawołano. CoCo nie chciała puścić mojej ręki. Kiedy sędzia z nią rozmawiał cały czas przytulała się do mojej nogi.
- Ja chcę z tatusiem.
- Chcesz zostać z tatusiem ?
- Tak, chcę z tatusiem.
- A może chciałabyś inną rodzinę ?
- Nie! - Weszła mi na ręce. Jezu jest przerażona.
- A kochasz mamę ? - zapytał adwokat Rosie.
- Tak, ale nie tą. - przytuliła się zapłakana. - Tata chcę do domu. chcę do domu!
- Ciii... Już zaraz pojdziemy córeczko nikt Cie od taty nie zabierze. Spokojnie maleńka.. - przytuliłem ją mocno. Siłą mi jej nie zabiorą. Schowała się w mojej szyi i płakała.
- Dobrze. Jedna sprawa załatwiona. Całkowite prawo do opieki nad CoCo Styles przyznaje się ojcu. Rose Stewart odbiera sie prawa do opieki nad dzieckiem. Tyle w tej sprawie. Jutro odbędzie się sprawa założona przez Pana Prokuratora. Dziękuje. - Wyszliśmy z sali. Renesmee z moją mamą czekały na korytarzu. Dziewczyna wzięła małą i uspokoiła, a matka mnie przytuliła.
- Poznałaś ją mamo ? Moją CoCo ? - prawie się popłakałem.
- Harry, skarbie masz teraz nową rodzinę i o nią dbaj. A CoCo to cud.
- Jestem taki szcześliwy.. Dostałem moją CoCo.
- Jestem dumna
- CoCo chodź do mnie. - klęknąłem i rozłożyłem ramiona. Podbiegła do mnie i wtuliła się w mój tors. Już nie płakała.
- Tatusiu nie zostawia mnie.

- Nigdy Cie nie zostawię malutka. Zawsze ze mną będziesz. Obiecuję Ci. Nikt nas nie rozdzieli. 
- Tylko mnie kochaj tato.
 - Kocham Cie nad życie.
- Mama - podała Renesmee rękę która kucnęła przy nas i przytuliliśmy się.
- Kocham Was. - szepnąłem i dałem im po buziaku.
- Do domku?
- Tak. Chodź. A może... do McDonalda ? - wiedziałem jak go uwielbia.
- Tak! Chodźmy - uśmiechnęła się szeroko. Wziąłem ją na barana.Wyszliśmy z sądu. Mama gdzieś wyparowała. Zabrałem dziewczyny do McDonalda. Później po prostu chodziliśmy po Londynie. CoCo zadowolona szła za nami wesoło coś śpiewając.
Blake
- Wiesz co? Strasznie lubię twoje tatuaże. Tez będę mogła?
- Nie. - otworzyłem im drzwi do samochodu.
- Czemu?
- Bo ty jesteś piękna taka jaka jesteś, a ja nie.
- Jesteś piękny. Nawet gdybyś nie miał tatuaży.
- Daj spokój. CoCo wsiadaj. - pomogłem dziewczynce wejść do samochodu. Też miałem już wsiadać, gdy usłyszałem.
- Styles! Pierdolony draniu. - hmm niech zgadnę. Blake?
- Czego ? - odwróciłem się już znudzony. Złapał mnie za marynarkę i pchnął mocno na auto.
- Zayn. - mruknąłem i z uśmiechem patrzyłem jak mulat rzuca nim o ziemię. Bijatykę zostawiłem przyjacielowi. Odjechałem stamtąd. Sam bym mu chętnie wpierdolił, ale mnie zawsze obserwują ludzie.
Poza tym mała by wszystko widziała.Wieczorem usypiała w wannie jak ją myłem.
- Renesmee mała dzisiaj śpi z nami dobra ?
- Jasne - uśmiechnęła się podając mi ręcznik. Wyjąłem mojego aniołka z wanny i ubrałem.
Przytuliła się do mojego ramienia w piżamie w żabę. Zaniosłem ją do naszego łóżka i położyłem na samym środku. Renesmee ubrała moją koszulkę i położyła się obok niej. A ja poszedłem pod prysznic. Odprężyłem się pod ciepłym strumieniem wody. Mam dość stresów na dzisiaj. Chcę przestać myśleć o złych momentach. Teraz będzie tylko lepiej. Mam Renesmee, CoCo i maleństwo. Znaczy maleństwa jeszcze nie mam.
Ale będę. Za osiem miesięcy. Jestem szczęśliwy. Bardzo. Założyłem bokserki i poszedłem do moich dziewczyn. Spały w siebie wtulone. Wyglądały słodko. Przytuliłem do siebie je obie i tak zasnąłem.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 23

Muszę chronić Renemee i CoCo. Zdałem sobie sprawę, że jest nieobliczalna. Ze smutkiem w oczach patrzyłem jak wyprowadzają ją w kajdankach. Była księżniczką.. kim jest teraz ? Powoli wróciłem do auta, gdzie czekał Niall. Może na jakiś czas będzie spokój.
- Trzymasz się stary ? - poklepał mnie po plecach.
- Ta...Tylko to wszystko to dla mnie szok.
- Nie daj się. Twardy jesteś.
- Bezbronne dziecko..
- Wiem stary.. Wracaj do CoCo i Rene. Potrzebujesz ich. Ruszyłem stamtąd. Wróciliśmy do domu. Moja narzeczona leżała w łózku z Coco. Opowiadała jej coś.
- Hej Wam.. - kucnąłem obok łóżka.
- Hej tatuś - uśmiechnęła się leżąc głową na klatce brunetki.
- Chodź tu. - druga wyciągnęła rękę. Położyłem się obok nich. CoCo leżała między nami.
- Ale fajnie - uśmiechnęła się. Położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Zaraz mi łeb eksploduje.
Mała chyba zasnęła, a Rene położyła się obok mnie.
- Harry? - pogłaskała mój policzek.
 - Hmm ?
- I co zrobiłeś?
- Posłałem ją za kratki
- I to cię gnębi?
- Gnębi mnie to, że ona zabiła moje dziecko.
- Wiem skarbie. - Westchnęła. - I nie wyobrażam sobie jak cię to musi boleć.
- Zaraz mi głowa pęknie..- jęknąłem. Podała mi leki przeciwbólowe i coś dziwnego do picia. Odpłynąłem.
Rano obudziłem się z CoCo śpiącą na moim torsie. Przetarłem oczy i poprawiłem ja na sobie. Moja maleńka. Chwilę później drzwi się otworzyły i Rene przyniosła mi śniadanie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Cześć Hazz. W porządku? - spytała niepewnie.
-  Ta.. Jak się czujesz ?
- Mną się nie przejmuj - postawiła śniadanie obok.
- Przejmuje się, bo Cie kocham i jesteś ze mną w ciąży.
- Tak. Ale naprawdę jest dobrze. Typowe objawy.
- Byłaś u lekarza ?
- Chciałam z tobą.. - Uśmiechnąłem się.
- Dobrze słoneczko. - Pocałowała mnie w usta i poszła do łazienki.
- CoCo wiem, że już nie śpisz.
- Cześć tatku. - Zacząłem ją delikatnie łaskotać. Śmiała się głośno wierzgając nogami.
- Kocham Cie córciu.
- Ja ciebie też kocham - pocałowała mój policzek roześmiana.
- Chodź, zjemy śniadanko. - usiadłem na łóżku, a ona obok mnie. Zacząłem ją karmić tostem. Zjadła wszystko. Potem pomogłem się jej umyć i ubrać. Odwiozłem ją do przedszkola. Pomachała mi na pożegnanie. Zrobiłem zakupy po drodze do domu. Zabroniłem Renesmee chodzić na uczelnię. To nie jest już bezpieczne. Ja naprawdę jestem silny, ale nie aż tak. I jak znów ktoś bliski ucierpi to nie wytrzymam nerwowo.
- Renesmee kotku.. - Przytuliła  mnie od tyłu.
- Co Hazz?
- Zrobisz mi kawę ? Prosze..
- Dasz mi buzi? Proszę.. - Pocałowałem ją długo wplątując palce w jej włosy. Uśmiechnęła się przez pocałunek i przygryzła moją wargę.
- Kocham Cie skarbie.
- Ja ciebie mocniej - odpowiedziała i poszła zrobić kawę. - Usiadłem na kanapie i biłem się z myślami. Wypiję kawę i muszę jechać po CoCo, a i do firmy. Będę pracował w domu. Tak będzie najlepiej. Ugh...
- Chcesz jechać ze mną po CoCo ? - stanąłem w drzwiach kuchni i patrzyłem na Renesmee.
- Jasne - umyła ręce z mąki.
- Jesteś piękna. - Podeszła do mnie i pocałowała w usta.
- Gdzie ta kawa skarbie ? - odgarnąłem jej włosy z buzi.
- Się robi - pokazała na automat który zalewał właśnie moją filiżankę. Wykorkuję.
- A tak przy okazji.. to jak długo wiesz o ciąży ?
- Niezbyt długo.
- Dzwoniłaś do lekarza ?
- Tak.
- Na kiedy masz wizytę ?
- Za dwa dni.
- Oczywiście w prywatnym gabinecie  ?
- Eee...
- To ją odwołaj i umów się prywatnie.
- Po co?
- Bo prywatnie się Tobą lepiej zajmą.
- Czy ja wiem.. - mruknęła i podała mi kawę.
- Proszę nie kłóć się ze mną.
- Dobrze.
- Dziękuję. - wypiłem kawę i wziąłem kluczyki od auta.
Pojechaliśmy po Coco. Rozmawiała z młodym Horanem.
 - CoCo, Kieran chodźcie. - wysiadłem z samochodu. - Pewnie Niall zapomniał go odebrać. - mruknąłem do Renesmee.
- Tata! - przybiegła do mnie.
- Córcia ! - wziąłem ją na ręce. - Przytuliła się do mnie mocno i cmoknęła w policzek. Wyciągnąłem rękę do Kierana. Zaprowadziłem ich oboje do samochodu. Wróciliśmy do domu i dzieciaki się bawiły.
- HARRY ! - Niall wbiegł do salonu.
- Siedzi na dywanie.
- Jezu.. myślałem, że mi syna ukradli. - tak to jest jak dzieciak wychowuje dziecko .
- Głupi jesteś - pokręciłem głową i wziąłem komputer.
- Bo ? Jezu mama miała go odebrać, ale źle się poczuła i zapomniała zadzwonić do mnie
- No ale jest już bezpieczny.
- Niall mam dla Ciebie propozycję.
- Jaką?
- Otwieram restaurację w centrum miasta. Chciałbyś może zostać szefem kuchni ?
- Jasne! Boże.
- Ciesze się.
- Dzięki Hazz.
- Spoko, ale masz się wreszcie Kieranem zająć Niall.
- Dobra. Wiem zawalam.
- Troszkę. - CoCo weszła mu na kolana. Pocałował ją w czoło.
- W ogóle to gratuluję.
- Dzięki stary. - Uśmiechnął się.
- Chyba wreszcie będzie dobrze.
- Ta.. Miejmy nadzieję.
- Na pewno.
- Zrobisz obiad ?
- Rene mnie wyprzedziła.
- Co ?! Renesmee !
- No co?
- Miałaś się oszczędzać, a nie gotować.
- Gotowanie to nie wysiłek.
- Idź pomóc mamie. - wygoniłem CoCo, a Kieran pobiegł za nią. - Niall wiesz co z Rose ? - szepnąłem.


sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 22

Trzymałem CoCo na kolanach i jedliśmy.
- Nie ce. Ce czekoladę.
- CoCo przestań. Bądź grzeczna.
- Ce czekoladę - marudna była.                                                 
 - Wujek ci da - Louis podał jej to co chciała.
- Tommo przestań. Zęby jej wypadną. - mruknąłem.
- Raz można
- Mhm. Rozpuść mi dziecko.
- Najlepsze dziecko na świecie. Ja mogę. Ty nie.
- Oj idź stąd Tomlinson. - mruknąłem całując Coco w policzek. Zadzwonił jego telefon. Był zdziwiony. Wstał od stołu i odebrał.
- Renesmee jak się czujesz kochanie ?
- W porządku - poprawiła małej kołnierzyk i pocałowała w nosek.
- Chcesz wrócić do domu czy zostajemy tu do jutra ?
- Możemy zostać. To chyba zależy od ciebie. Telefon ci wibruje od ośmiu minut.
- Przepraszam na chwilę. - wstałem i odebrałem. - Słucham ?
- Mogę wiedzieć czemu twoja była narzeczona do mnie wydzwania - Louis.
- Chodź pogadać..
- No ja czekam na wyjaśnienia .-pojawił się przede mną.
- Nie tutaj. Co ona Ci powiedziała ? - wzięliśmy kawę i poszliśmy na taras.
- Że mam cię przekonać do powrotu do Londynu teraz, zaraz.
- Jezu.. po co ?
- Ponieważ tęskni.
- Ja pierdole.. - schowałem twarz w dłoniach - Louis czemu ja nie mogę być tak beznadziejny jak Ty ?
- No Dziękuję! Spierdalaj.
- Przespałem się z Rose. - mruknąłem.
- Osiągając tym samym dno.
- Co ty powiesz.
- Wiesz ja jestem szczery i powiem tak - zapalił papierosa. - Nie pierdol życia dalej, bo życie masz jedno.
- Wiesz Louis, ale ja ją nadal kocham.
- To idź do niej - pokazał na Renesmee. - i jej to powiedz. A potem jedź do naćpanej kochanki.
- Rose już nie ćpa do tego jest matką CoCo. Tak Ci tylko przypominam.
- Moje kondolencje. Biedne dziecko. Nigdy suki nie lubiłem. No nigdy. Dzwoniła do mnie. Rozmawiałem z nią. Dawała w żyle. Poleć i sprawdź - podjudzał mnie.
- Renesmee jest w ciąży.
- Nie no to jest jakaś moda na sukces. Może sobie trzecia znajdź co?
- Kurwa a ty lepszy jesteś ? Sam zostawiłeś Eleanor dla Mercedes.
- Ale ja nie miałem z nią dziecka?! A później jej nie zdradziłem z... Jak ona ma na nazwisko ?
- Louis czy to możesz raz mi pomóc bez komentarzy proszę.
- Nie. - odpowiedział krótko. - Albo weź sobie trzecią ale zdecyduj się czy osoba która cię oszukała wzięła pieniądze, córkę i uciekła jest czegoś warta.
- Nie wzięła moich pieniędzy.
- A czy ja powiedziałem ze twoje? Nie wnikaj! - dodał szybko.
- Louis.. ty jej pomogłeś. - wstałem z miejsca i wróciłem do Renesmee. - Idziemy się spakować.
- Przecież mówiłeś, że chcesz zostać.
- Proszę Cie.. Po prostu wróćmy. Nie wytrzymam tu. Louis stał nad Mercy i na mnie patrzył. Pokręcił głową. 
- To bardziej skomplikowane niż myślisz - mruknął.
- Spierdalaj. - wziąłem CoCo i poszliśmy na górę. Spakowałem szybko nasze rzeczy i zadzwoniłem do pilota. Trzy godziny później byliśmy w naszym domu. Coco spala a Renesmee zaniosła ją do łóżka.
Trząsłem się z nerwów. Na co były jej pieniądze od Tomlinsona ? Na wyjazd i przekupienie lekarzy.
Osiem godzin później dostałem fax z dokumentem o przebiegu zabiegu usunięcia ciąży.
Siedziałem w salonie czując jak mnie trzepie. Kurwa mać.
- Renesmee. - powiedziałem słabo.
- Tak - odwróciła się do mnie.
- Mogłabyś zrobić mi kawy ? - trząsł mi się głos. Jezu.
- Tak. Harry coś się stało?.- zaniepokoiła się. Pokiwałem tylko głową. Nie byłem w stanie już mówić.
Przyniosła mi kawę i usiadła obok. Wyrwała mi dokument.
- Renesmee nie.. - jęknąłem. Przeczytała to wszystko bardzo uważnie. Popatrzyła mi w oczy. Dalej widziałem ból, ale też współczucie. 
- Nie wiem...nie wiem co mam powiedzieć Harry.
- Nic. Nie przejmuj się tym.
- Naprawdę mi przykro. - wzięła moją rękę.
- Nie chcę żyć Renesmee.
- Nie mów tak. Masz dla kogo. Dla Coco, dla mnie, dla dzidziusia...Poradzimy sobie ze wszystkim.
- Przecież ja ją kurwa zabiję.. - wtuliłem się w jej włosy. Teraz to ona mnie przytuliła. 
- Kocham cię Harry. Nie pozwolę aby między nami cos się zburzyło i nie pozwolę abyś cierpiał.
- Ja Ciebie też kocham.. tak bardzo przepraszam.. - zaraz będę płakał.
- Już nieważne. Trudno. Tylko nie zaufaj jej znowu.
- Muszę do niej pojechać. - mruknąłem całując jej szyję.
- Ale nie sam. Proszę Cię nie sam...
- Niall. - zawołałem chłopaka.
- Zaczekaj - rozmawiał przez telefon. Chwilę później przy mnie był.
- Jedziesz ze mną. Kochanie proszę zrób obiad.
- Poczekaj - chwyciła mój podbródek i mnie pocałowała. Oddałem pocałunek z przyjemnością.
Wyszliśmy z Niallem z domu. Jak mogła zabić moje dziecko.
- Żeby było jasne Horan. Zostajesz w samochodzie.
- Jak za długo tam będziesz siedział to i tak wparuję. Louis dzwonił. Powiedział mi.
 - Pierdole Louisa na ryj. Przypominam Ci, że pracujesz dla mnie, a nie dla niego.
- Jesteśmy gangiem i to on rządzi. - mruknął. - Nie wierzę, że Rose mogła kłamać.
- No popatrz. - rzuciłem w  niego tym papierem.
- O cholera... - Zatrzymałem się pod mieszkaniem dziewczyny. Pobawie się.
- Zaczekaj na mnie.  - wysiadłem i wszedłem na górę. Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi po paru minutach. Chyba już świadoma. 
- Kotek wrócił!
- Hej skarbie.. - przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
- Tęskniłam. - wtuliła się.
- Ja też skarbie. Daj buziaka. - uśmiechnąłem się do niej ciepło. Pocałowała mnie bardzo długo w usta.
- Kochanie.. - oparłem się czołem o jej czoło.
- Powiedz, że już ze mną zostaniesz.

- Zostanę z Tobą jak powiesz mi czemu zabiłaś nasze dziecko ?! - odepchnąłem ją od siebie tracąc panowanie. 
 - Co? - Rzuciłem w nią tą fakturą.
- Harry....
- Co ?! Co masz mi kurwa do powiedzenia ?!
- To był problem, którego się pozbyłam.
- To Ty jesteś problemem. Nienawidzę Cie.
- Harry przestań. I tak bym tej ciąży nie donosiła.
- Nie chce Cie więcej widzieć Rose. - Złapała moją rękę. 
- Zniszczę cię. Zaczęłam od twojej psychiki.
- Na szczęście Renesmee ją odbudowała i nie próbuj mi grozić suko. - Uderzyła mnie w twarz bo aż rozległ się głośny plask.
- CoCo więcej nie zobaczysz. - zerwałem jej z szyi wisiorek który dałem jej wiele lat temu i wyszedłem.
- Tylko pamiętaj, że nie ona jedna jest dla ciebie ważna - usłyszałem na klatce. - Przypadki chodzą po ludziach. Gdybyś stracił kolejne dziecko nie wiem czy miałaby co odbudowywać - krzyknęła i zamknęła drzwi. Wróciłem na górę i kopnąłem w drzwi skutecznie je otwierając. 
- Czego Ty ode mnie chcesz ?!
- Niczego. Chcę żebyś był zerem.
- Takim jak ty już jesteś ? - Prychnęła tylko. 
- Przekaż Louisowi, że kiedyś mu oddam. Wszyscy jesteście naiwni.
- Zaraz Cie zabiję.
- Grozisz czy obiecujesz? - poszła do salonu i wygrzebała kolejną strzykawkę. A ja ? Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po policję. 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 21

Dziewczyna leży na mojej klatce piersiowej.
- Mówiłam ci. Tak będzie lepiej
- Rosie.. to nie powinno się stać..
- Ale się stało i tego chciałeś. A skoro już tu jesteś, to ja miałam rację.
- Nie.. Muszę iść.. - usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach.
- Zostań - jeździła ręką po moich plecach.
- Rose ?
- Zostań.
- Rose. Kochasz mnie ?
- Kocham. - Czuje się cholernie źle.  Spojrzałem na zegarek. 10 godzin do ślubu przyjaciela.
- Rose muszę iść. - pocałowałem dziewczynę w czoło i zacząłem się ubierać.
- Ale wrócisz?
- Wrócę pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nie powiesz nic Renesmee.
- Ja? Nie. Ty powiesz.
- Rose.
- Powiesz jej.
- Rose nie.
- Tak, to my jesteśmy rodziną Hazz - złapała mnie za rękę.
- Ale ja.. kocham ją..
- Gdybyś kochał to by cię tu nie było. Mnie kochasz.
- Nie wykorzystuj tego bo tym razem nie wejdziesz mi na głowę. Nie dostaniesz dostępu do konta, a prawa do CoCo i tak ci ograniczę Rosie. Do tego nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji czy wrócę do Ciebie czy nie.
- Ostatnio mówiłeś co innego. Widzisz? Zmieniasz zdanie, bo ci na mnie zależy.
- Niby co mówiłem ?
- Że mam zniknąć z twojego życia bo cię nie obchodzą. A teraz się zastanawiasz nad powrotem.
- Rose nie zachowuj się tak. Bądź taka jak byłaś, a wtedy mnie odzyskasz. Jak wrócę z Hiszpanii to wyjdziemy kilka razy na kolację lub obiad. Zobaczę czy.. wiesz.
- Dobrze kochanie. - Założyłem buty i ruszyłem w stronę drzwi.
- Będę czekać - usłyszałem jej melodyjny głos. Jestem kretynem. Wsiadłem do auta i odjechałem. Wróciłem do domu.  Dziewczyny siedziały w ogrodzie na huśtawce. Mała między nogami Renesmee, która czytała jej bajkę.
- CoCo. - zawołałem córkę.
- Tata! - zeskoczyła z huśtawki i do mnie przybiegła. Pocałowałem ją w czółko.
- Przepraszam, że wyszedłem księżniczko.  - Wtuliła się we mnie.
- Co robimy tatuś?
- Lecimy.
- A gdzie?
- A do Hiszpanii.
- Ale fajnie.
- Idź z wujkiem Niallem spakować ubranka. - pobiegła do domu, a ja podszedłem do Renesmee.
Wstała z huśtawki zamykając książkę. Patrzyła na mnie niepewnie.
- Przeszło ci?
- No.
- To fajnie.
- Idź się spakować.
- Już to zrobiłam. Gdzie byłeś?
- Z Liamem.
- Mogłeś nie odpowiadać. Liam przyjechał i przywiózł naprawione auto przed wylotem.
- A potem był ze mną.
- Jedziemy?
- Gdzie ?
- Na lotnisko człowieku.
- Renesmee.. Kocham Cie.
- Tak, ja ciebie też kocham.- przytuliła się. Objąłem ją i wtuliłem się w jej włosy. Nie wiem co mam robić.
Czy ja zawsze muszę sobie skomplikować życie? I być skurwysynem ? Wiem, że bardzo kocham Rose. Wiem, że tak samo mocno kocham Renesmee.  I co muszę zrobić? Wybrać czy chcę prawdziwą matkę dla Coco czy dziewczynę która ją zastępuje. Wiem.. Pogadam z CoCo.  Wyszliśmy z ogrodu, a godzinę później lecieliśmy do Barcelony. Rene opierała głowę o moje ramię i patrzyła przez okno, a mała siedziała na podłodze i bawiła się lalkami. Czekałem, aż dziewczyna zaśnie.  Stało się tak po upływie 15 minut.
Podszedłem do CoCo i usiadłem obok niej.
- Córcia.
- Co tato? - uśmiechnęła się.
- Powiedz mi córeczko.. lubisz Renesmee ?
- Kocham mamę.
- Chcesz, żebym był z Rosie czy Renesmee ?
- Ta mama nie bije...
- Dobrze córeczko. - przytuliłem ją.
- A mama mi coś powiedziała, ale to sekret.
- Powiedz mi. Ja nikomu nie powiem.
- Mama ma fasolkę. - Poczułem jak coś osuwa mi się w żołądku.
- Ale nie mów, że wiesz.
- Dobrze. - Przytuliła się. Dolecieliśmy na miejsce i pojechaliśmy do kościoła. Louis i Mercedes wyglądali super. Idiota tylko pogubił się w przysiędze. Jednak ja cały czas myślałem o Rose, Renesmee.. o tym wszystkim. Żeby Rose nie powiedziała nic Rene musiałbym oddać jej CoCo, a żeby ją zatrzymać, musiałbym być z nią i zranić Renesmee. Albo powiedzieć Renesmee prawdę... Na przyjęciu też mało co byłem przytomny.
- Co się dzieje? - spytała.
- Co kochanie ? Nie nic, zjedz sałatki.
- Nie. Jesteś nieobecny.
- Nie kochanie. Nie nie.
- Harry - ścisnęła moją rękę. - Kłamiesz.
- Nie kłamie Renesmee.
- Kłamiesz. Bo coś się dzieje.
- Renesmee odpuść okej ? - wyszedłem z budynku i wziąłem od Zayna szlugę.
- Ty nie palisz.
- Zayn jestem takim idiotą.. - jęknąłem odpalając papierosa.
- Co jest?
- Przespałem się z Rosie.
- Co kurwa?! Pojebało cię?!
- Najwidoczniej.
- To gratuluję.
- Co ja mam zrobić ?
- A skąd ja mam wiedzieć?
- Pomyśl.. Zaraz mi głowa eksploduje.
- Skoro się z nią przespałeś to miałeś powód. Jak ją kochasz to wiesz - wzruszył ramionami. - Ja ci życia układać nie będę i się nie wtrącam
- Kocham je obie..
- Gdybyś kochał pierwszą, nie zakochałbyś się w drugiej - powiedział i wszedł do środka. Wypaliłem papierosa i wróciłem do środka. Coco była na rękach Rene i kręciły się po parkiecie. Podszedłem do nich. Zgrywaj pozory Hazz..
- Tata - wziąłem ją na ręce. Późno w nocy pojechaliśmy do hotelu. Renesmee cały czas była podejrzliwa.
- Jesteś taki struty że aż mi nie dobrze - i poszła do łazienki.
- Kochanie.. - poszedłem za nią.
- Idź spać. Może ci przejdzie. - zamknęła drzwi.
- Renesmee.. Przepraszam.. - wziąłem marynarkę i wyszedłem z pokoju. Chodziłem po Barcelonie. Było pusto. Pięknie, ale nie zwracałem na to uwagi. Dostałem sms'a. Od Rose. 
" Tęsknie kotku."
Zajebiście. Usiadłem na fontannie. Jakbym mógł się rozdwoić, to bym tam poleciał. Nie mogę się rozdwoić, ale mogę ściągnąć tu Rosie..Harry masz narzeczoną która jest w ciąży..ale Harry masz też byłą narzeczoną, z którą masz dziecko..
- Kurwa - wróciłem do hotelu. Nie będę żył podwójnie. Renesmee leżała na łóżku i bawiła się telefonem.
- No więc co się stało? - Dobra Harry.. Ponieś konsekwencje.
- Spałem z Rose.
- Z Rose? Z tą Rose? - stanęła przede mną. Kiwnąłem głową.
- No to wiesz wszystko wyjaśnia. Szczęścia - wzięła telefon oraz portfel. Potem wyszła.
Złapałem ją i wróciłem do pokoju.
- Renesmee wysłuchaj mnie do końca. Pokłóciliśmy się. Byłem na Ciebie wściekły. Spotkałem się z nią przypadkiem. Zaprosiła mnie na kawę, chciała porozmawiać o CoCo. Uwiodła mnie.. Zrozumiałem, że nic do niej nie czuję i chce być z Tobą rozumiesz ? Zrozumiałem, że to Ciebie kocham.. Przepraszam.
- Bla, bla, bla.- wywróciła oczami. - Kłamiesz. Kochasz ją i była dla ciebie ważna i będzie. Zostaw mnie. Nie chcę na ciebie patrzeć.
- Zostawisz mnie ? Popełniłem jeden błąd..
- I chętnie popełniłbyś następny.
- Gdybym chciał go popełnić to ona byłaby teraz tutaj ze mną. Zrozum Renesmee, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- Nie wierzę ci za bardzo. Wybacz.
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła ?
- Nic! Zdradziłeś mnie i to z byłą.
- Odchodzisz Renesmee ?
- Wydaję mi się, że muszę to przemyśleć i zobaczyć czy zaraz do niej nie polecisz oddychając z ulgą, że masz mnie z głowy.
- Nie odchodź.. - poczułem łzy w kącikach oczu.
- Nie wierzę, że sam nie mogłeś tego powstrzymać.
- Byłem idiotą. Żałuję tego.. - Pobiegła do łazienki. Słyszałem jak wymiotuje. Poszedłem za nią i odgarnąłem jej włosy z okolic twarzy. Wyrzuciłam chyba z siebie wszystko i osunęła się na podłogę. Złapałem ją tak, że oparła się na moim torsie.
- Jesteś w ciąży. - bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Ta. Możesz być pewny, że twoje. Mnie nikt nie uwodzi. - Przytuliłem ją i nie pozwoliłem jej odejść. Nawet na centymetr. Płakała, wyzywała mnie i mówiła jak bardzo mnie nienawidzi. W końcu mi uwierzyła. Leżeliśmy na łóżku przytulając się. Nie rozmawialiśmy. Oddychała już spokojnie. Nie płakała.
- Kocham Cie misiu.. - pocałowałem ją w czoło. - Kocham Was. Ciebie i dzidziusia..
- Proszę. Ja ciebie naprawdę potrzebuje.
- Zawsze będe przy Tobie skarbie.. Jeszcze raz Cie przepraszam. - I znów się rozpłakała wtulając w mój tors.
- Nie płacz prosze Cie..
- Boję się.
- Czego misiu ?
- Ze tylko tak mówisz.
- Zobaczysz, że nie.
- Nie chciałam teraz ciąży...musisz zająć się Coco.
- Wiem kochanie.. musisz zrezygnować z uczelni. CoCo będzie chodziła do przedszkola, będę ją odbierał po pracy.
- Nie..Proszę, ja chcę..
- Nie możesz się denerwować.. Przecież teraz kończysz rok. Zrobisz sobie rok przerwy..
- Dobrze..
- Daj buziaka.
- Harry..
- Tak ? - Przytuliła się mocniej. Nie odpowiedziała mi. Uniosłem jej podbródek i ją pocałowałem. Namiętnie. Krótko oddała pocałunek. Dam jej spokój. Położyliśmy się spać. Obudziła nas Coco. Leżała między nami. Pocałowałem ją w czoło.
- Głodna jestem..
- Ubieramy się i idziemy na śniadanie. - Zsunęła się z łóżka i pomogłem jej się ubrać.
- Kochanie.. - pocałowałem Renesmee w czoło.
- Hmm...
- Chodź na śniadanko. - Usiadła przecierając twarz. 
- Cześć Coco.
- Cześć mamusiu  
- Jak się spało ?
- Dobrze, a Tobie ? 
- Też..
- Chodź na śniadanie mamo !
- Już. - Pomogłem mojej ukochanej wstać i ubrałem się. Zeszliśmy na śniadanie. Państwo młodzi nie odrywali się od siebie. Renesmee traktowała mnie z dystansem.

Rozdział 20

Poczułem smak jej ust. Ich dotyk za którym tak bardzo tęskniłem .  Oplotła moją szyję i całowała bardzo delikatnie.
- Przestań ! - odepchnąłem ją w końcu.
- Harry..
- Nie ! Kochałem Cie nad życie Rose. Dbałem o Ciebie, szanowałem Cie. Nie chciałaś tego. Teraz ja nie chcę Ciebie rozumiesz ?
- To zrozum. Nie chcę Cie. Nie potrzebuję. Nie kocham. Brzydzę się Tobą za to co zrobiłaś.
- Wmawiasz to sobie.
- Nie !
- Tak.
- Rose przestań. Chcesz do mnie wrócić bo wiesz że odbiorę Ci CoCo i chcesz pieniędzy. Nie ufam Ci. I nigdy nie zaufam.
- Ona nie jest lepsza.
- A jednak. Ona by mnie nie okłamała tak jak Ty.
- A może to robi?
- O czym mówisz Rose ?
- Byłeś pewny, że ja jestem święta ale skąd wiesz czy ona nie jest.
- Byłem Ciebie pewny Rose bo byłaś dla mnie całym światem. - cofałem się w stronę domu.
- Wciąż nim jesteś.
- Nie jesteś Rose. CoCo i Renesmee są. - Zauważyłem w oknie Rene. Stała na górze. Ciekawe ile widziała.
Odwróciłem się i po prostu wróciłem do domu. Kamień spadł mi z serca kiedy moja narzeczona przytuliła się do mnie.
- Kocham cie Harry. Nie zostawiaj mnie.
- Renesmee skarbie nie zostawię Cie. Dlaczego miałbym ?
- Bo ona wróciła..
- Ona nie jest już moja. Nigdy już moja nie będzie. - Wtuliła się w moją szyję i spokojnie oddychała.
- Renesmee muszę Ci powiedzieć o czymś bo nie chcę Cie okłamywać.
- Więc powiedz.
- Ona mnie pocałowała, ale nie oddałem pocałunku. Odepchnąłem ją. - Odsunęła się na chwilę.
- Bo z tobą gra.
- A ty dajesz mi siłę, żeby z tym walczyć.
- Po to jestem - teraz to ona mnie pocałowała.
- Tatku ! - CoCo wskoczyła mi na ręce. Pocałowałem ją w czoło. Ja nie byłem szczęśliwy. Miałem mętlik w głowie. Cholera. Po co ona mnie całowała. Nie mogę o tym myśleć.. Zdecydowanie.
- Tatku ?
- Tak?
- Nie bądź smutny tatku.
- Nie jestem - usiadłem z nią na fotelu i tuliłem. Będzie dobrze. Musi być.

~*~

Chodziłam z Coco po sklepach. Dziewczynka trzymała białego misia i dzielnie za mną szła. Wyszłam dzisiaj z zajęć bardzo wcześnie, po tym jak pokłóciłam się i poszarpałam z Blakiem. Traktuję malutką jak własną córkę. Jest urocza i potrzebuje miłości. Poczułam jej rączkę chowającą się w mojej.
- Chodź skarbie - podniosłam ją. - Idziemy na ciacho? - Powinna być w przedszkolu, ale ją odebrałam.
- Chodź do taty.
- Dobra - szłyśmy do firmy Harry'ego.
- Renesmee ? - Zayn.
- Tak?
- Hej CoCo - poczochrał dziewczynkę - Co  tu robicie ?
- Przyszłyśmy do Hazzy. - poprawiłam ją na rękach.
- To chodźcie. Ma spotkanie, ale wpuszczę Was do jego gabinetu. - Czekałyśmy w jego pokoju. Trzymałam na kolanach Coco.
- Nudno tu prawda mamusiu ?
- Zdecydowanie. Tata musi się nudzić.
- To może jak mu powiemy to będzie z nami w domu, a nie tutaj się nudził ?
- Ale wiesz on musi chyba pracować.
- A po co ma pracować ?
- Musisz się jego zapytać.
- Ale on nie chce tu przyjść mamusiu.
- Musimy poczekać.
- A. Dobra. - Pocałowałam ją w czoło. Harry zaraz się pojawił
- Tato, nie nudzi ci się tu?
- Bez Was mi się bardzo nudzi. A co CoCo znalazłaś mi zajęcie ? - kucnął obok fotela, na którym siedziałyśmy.
- Tak - kiwnęła głową z uśmiechem. - Będziesz z nami.
- Chciałbym kochanie.
- A ciemu nie możesz?
- Bo muszę pieniążki zarabiać.
- Przecież masz.
- Ale chcę, żebyś ty miała jak będziesz już taka duża jak ja.
- Aaa to dużo będziesz pracował - machnęła rączką.
- W sumie to możemy już iść. - spojrzał na zegarek.
- Jest 11. Na pewno?
- Tak.
- To idziemy - opuściliśmy jego firmę. Hazz zabrał nas na pizzę. Jest taki normalny. Czasami. Mała opowiadała mu co dzisiaj robiłyśmy
- Dobra a teraz tak. Czemu ty - wskazał na CoCo - nie jesteś w przedszkolu, a Ty - wskazał na mnie - na uczelni ?
- Dzień wolny? - zasugerowałam.
- Kłamiesz.
- Nudno było.
- Renesmee.
- No więc jak już wyszłam z tej uczelni, to odebrałam Coco i tyle.
- A czemu już wyszłaś z tej uczelni ?
- No mówiłam...
- Renesmee jaki ty dajesz CoCo przykład ?
- Ale to tylko jeden dzień,.
- Chodzi mi o kłamstwa.
- Nie kłamię.
- Wracamy. - wziął CoCo na ręce. Poszliśmy do auta i wróciliśmy do domu.
- Niall zajmij się CoCo. - zaciągnął mnie za rękę na górę.
- Ał, ał, ał - jęknęłam bo zaciskał rękę na siniakach. Rzucił mnie na łóżko.
- Masz ostatnią szansę. Co stało się na uczelni ?
- Oj no... Nie miałam humoru i się posprzeczałam.
- Z kim ?
- Z kolegą...
- Jakim ?!
- Blake.
- Rozbieraj się.
- Co?
- Rozbierz się. - Zdziwiona zdjęłam swoją bluzkę. - Klękaj.
- Mogę wiedzieć o co ci chodzi?
- Renesmee nie wkurwiaj mnie bardziej.
- Przecież to nie moja wina! Broniłam cię.
- Zabroniłem Ci spotykać się z nim.
- Nie spotkałam się z nim. Zaciągnął mnie na uczelni no to się z nim poszarpałam i wybiegłam.
- Tak ? A na kawę też Cie zaciągnął ?!
- O TYM WIEDZIAŁEŚ. Sam powiedziałeś że z Malikiem mogę iść!
- Ale nie podczas mojej nieobecności, a do tego gdyby Zayn za Tobą nie poszedł to polazłabyś sama !
- Ale wiedziałam, że pójdzie. Poza tym nie spotkałam się z nim ani razu więcej i broniłam twojej pieprzonej dumy.
- Pierdol się. - wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami. Siedziałam w kompletnym szoku. 
Opadłam na poduszki wypuszczając powietrze z ust. I za co znowu go mam przepraszać skoro nic nie zrobiłam. Denerwuję mnie to że ma tak słabe nerwy.
- Tatku ! - usłyszałam jeszcze, a potem trzask drzwi. Ubrałam bluzkę i zeszłam na dół. CoCo stała i patrzyła na drzwi wejściowe, gdzie pewnie zniknął jej Harry.
- Chodź skarbie - wzięłam ją na ręce. - Tata musiał coś załatwić - a inaczej ochłonąć.


~*~

*** Oczami Harry'ego. *** 

Jezu.. co ja zrobiłem.. Jestem z Rosie. Leżymy wtuleni w siebie, a chwilę wcześniej uprawialiśmy seks. Jezu.. Jestem idiotą. 


wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 19

Tylko chwila co on tu robił?! Renesmee złapała mnie za rękę dość mocno.
- Daj dziecko. Zabiorę ja do moich rodziców. - podałem jej kluczyki i za chwile zniknęła z CoCo.
Ten mężczyzna podszedł do mnie.
- Przyjechałem po Coco..
- No to wzruszające, ale CoCo zostaje ze mną.
- Na pewno nie. Wróci do matki gówniarzu.
- To się jeszcze okaże. Moi prawnicy wysłali już do sądu wniosek o odebranie CoCo.
- Pojebało cię?!
- Nie. Biliście moją corke, a jak Rose chce rozmawiać o naszym dziecku, to niech przyjdzie osobiście. Ty nie masz do mojej córki najmniejszych praw i nigdy miał nie będziesz.
- Ona nie jest twoja.
- A niby czyja ?
- Nasza.
- Wiesz, robiłem testy sprawdzające ojcostwo i CoCo jest moją córką. Masz do niej takie same prawa jak moja narzeczona, czyli nie masz. Każdy sąd przyzna mi dziecko. Każdy.
- Zobaczymy - ostrzegł i wyszedł. Nie boje się gnoja. Zadzwoniłem po Zayna i pojechałem do moich dziewczyn .
- Taaak! - słyszałem Coco. - Ale dobre ciastka.  Wszedłem do mieszkania i spojrzałem z troską na moje maleństwo. Wiem, że wcześniej płakała. Teraz wszyscy robili wszystko, aby jej poprawić humor.
- Tatku ! - podbiegła do mnie. Wziąłem ją na ręce i przytuliłem.
- Babcia dała mi ciastka.
- To super księżniczko. Podziękowałaś ?
- Tak tatuś. Wracamy do domku? Mama się źle czuje.
- Renesmee skarbie. ? - kucnąłem przed dziewczyną - Co się dzieje ? Pokręciła tylko głową, którą zaraz spuściła w dół.
- Wracajmy - mruknęła cicho.
- Skarbie.. - przytuliłem ją.
- Proszę, wracajmy. - powiedziała w mój tors. Wziąłem je do samochodu i jechałem szybko do domu. Kiedy Niall zabrał CoCo od razu zająłem się ukochaną. 
- Powiedz co się dzieje.
- Źle się czuję. I nie to nie są mdłości.
- A co skarbie ?
- Taki ból głowy, że nie jestem w stanie myśleć.
- Połóż się do łóżka. Przyniosę Ci jakieś tabletki.
- Co z tym facetem? Mała się bała potem - nie martwi się o siebie, tylko o Coco.
- Nic. Chciał zabrać CoCo. - pocałowałem ją w czoło.
- Ale nie zabierze?
- Nie ma prawa.
- To dobrze.
- Wniosłem sprawę o przydzielenie nam prawa do opieki nad CoCo. Chce odebrać ją Rosie.
- Dobrze. Przy tobie mała jest bezpieczna.
- Przy nas. - Pocałowała mój policzek i poszła się położyć. Ja poszedłem do CoCo. Musiałem nam zorganizować ten biwak, a potem od razu lot do Barcelony. Nie wiem co fajnego jest w siedzeniu w lesie, ale ok. Skoro one chcą jezioro to będzie jezioro. Westchnąłem i dokonałem przelewów.
- Szukaj mnie tato!
- CoCo chodź do mnie. Musimy porozmawiać.
- Jak znajdziesz!
- CoCo. - Taaaaaaatuś. - Wyjąłem ją spod stołu i podrzuciłem. Zaśmiała się i złapała moją szyję.
- Skarbie musimy poważnie pogadać.
- Ooo czym tato?
- Chcesz wrócić do mamy i tego pana, czy zostać ze mną i Renesmee ?
- Z wami - tuliła się mocno.
- Przyjdzie do Ciebie taka Pani i będziesz musiała jej powiedzieć, że chcesz być z tatusiem i co Ci robiła mama i ten pan.
- Kochaś mnie?
- Bardzo Cie kocham CoCo. Najbardziej. - Pocałowała mój policzek, opierając główkę o moje ramię. Po chwili zasnęła. Nie chciałem jej odnosić do łóżka. Siedziałem z nią na kolanach przez godzinę. Potem się obudziła bo zgłodniała. Miałem córkę na kolanach i karmiłem ją obiadem.
Jak zjadła poszliśmy do Renesmee.

- Jak się czujesz mamo ?
- Jak cię widzę to od razu lepiej - uśmiechnęła się do niej. Położyłem dziewczynkę obok niej i Rene ją przytuliła. Leżały oglądając jakąś komedię na telewizorze. Za to ja ciągle słyszałem wibrację telefonu narzeczonej.Wziąłem go do ręki ignorując jej bulwers. 
- Halo ?
- O Styles. Daj Renesmee.
- O Ty. Ssij mi jaja.
- Harry - dziewczyna mnie upomniała.
- Po prostu ją daj debilu do telefonu.
- A kim ty kurwa jesteś ?
- Przyjacielem, który jej dobrze radzi.
- A mnie to gówno obchodzi. - rozłączyłem się i zablokowałem jego numer. Dziewczyny dalej oglądały film.
- Harry. - przyszedł Zayn.
- Tak?
- Chodź.
- Gdzie?
- Po prostu.. chodź. -  spojrzał na CoCo i wyszedł. Dziewczyny mi pomachały, a ja wyszedłem.
Zszedłem na dół i zobaczyłem Rosie. Moje serce przyspieszyło na jej widok. 
- Rose ?
- Cześć Harry - jej głos brzmiał łagodnie.
- Po co przyszłaś ?
- Po córkę.
- CoCo tutaj zostaje.
- Kochanie - podeszła bliżej.
- Przestań Rose.
- Chciałabym odzyskać was oboje.
- Już nie jesteś moją Rose.
- Chciałabym nią być. Popełniłam błąd.
- Moja Rose nie kłamała, nie ćpała, a przede wszystkim nie biła mojego dziecka.
- Można to zmienić.
- Kochałem Cie. Zrobiłbym za Ciebie wszystko, a Ty po prostu udawałaś, ze nie żyjesz.
- Przepraszam. To była głupota. Możemy to odbudować - dotknęła mojego torsu.
- Rosie przestań. Mam narzeczoną. Nigdy nie wybaczę Ci tego co mi zrobiłaś.
- Spróbuj. Przecież mnie kochasz.
- Nie. Kocham Renesmee.
- To zastępstwo.
- Ty byś nim była.
- Nie mów tak.
- Dlaczego odeszłaś ?
- Nie wiem...
- Miałaś wszystko.
- Proszę...
- Nie.
- Kocham cię i tym mnie też.
- Gdybyś mnie kochała to nigdy byś nie odeszła.
- Czasami przerwa się przyda. Jesteśmy rodziną.
- Przerwa ?! Do cholery myślałem, ze moja ukochana i moje dziecko nie żyją ! Po dwóch latach dowiedziałem się, że jednak żyjesz.
- Przeżywałeś to czyli kochasz.
- CoCo ? Kocham nad życie. Wszystko co czułem do Ciebie prysnęło.
- Proszę cię. Ta dziwka na górze cię tylko wykorzystuje.
- To Ty się kurwisz Rose. Wyjdź
Rose 
- Harry.
- Wyjdź
- Oddaj mi córkę.
- Nie. - Weszła na górę idąc do sypialni. Złapałem ją w talii i wyniosłem z domu.
- Oddaj mi dziecko!
- Ty mi ją zabrałaś to ja Tobie też moge. Żegnaj Rose.
- Pójdę na policję i mi ją oddasz, bo na razie nie masz żadnych praw.
- Rose byłem już na policji. Złożyłem na Ciebie doniesienie. Sąd dał mi teraz tymczasowe prawo do opieki nad CoCo, a za miesiąc da mi ją na zawsze.
- Jesteś skurwysynem.
- Owszem kochanie.
- Oddaj mi ją.
- Spotkamy się w sądzie Rose. - ruszyłem w stronę domu.
- Kocham cię!
- Zamknij się ! - Podbiegła do mnie i mnie pocałowała.


Hosie vs. Henesmee :) 
Głosujcie w komentarzach.