Muszę
chronić Renemee i CoCo. Zdałem sobie
sprawę, że jest nieobliczalna. Ze smutkiem
w oczach patrzyłem jak wyprowadzają ją w kajdankach. Była księżniczką.. kim
jest teraz ? Powoli
wróciłem do auta, gdzie czekał Niall. Może na jakiś czas będzie spokój.
- Trzymasz
się stary ? - poklepał mnie po plecach.
- Ta...Tylko
to wszystko to dla mnie szok.
- Nie daj
się. Twardy jesteś.
- Bezbronne
dziecko..
- Wiem
stary.. Wracaj do CoCo i Rene. Potrzebujesz ich. Ruszyłem
stamtąd. Wróciliśmy do domu. Moja narzeczona leżała w łózku z Coco. Opowiadała
jej coś.
- Hej Wam..
- kucnąłem obok łóżka.
- Hej tatuś
- uśmiechnęła się leżąc głową na klatce brunetki.
- Chodź tu.
- druga wyciągnęła rękę. Położyłem
się obok nich. CoCo leżała między nami.
- Ale fajnie
- uśmiechnęła się. Położyłem
głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Zaraz mi łeb eksploduje.
Mała chyba
zasnęła, a Rene położyła się obok mnie.
- Harry? -
pogłaskała mój policzek.
- Hmm ?
- I co
zrobiłeś?
- Posłałem
ją za kratki
- I to cię
gnębi?
- Gnębi mnie
to, że ona zabiła moje dziecko.
- Wiem
skarbie. - Westchnęła. - I nie wyobrażam sobie jak cię to musi boleć.
- Zaraz mi
głowa pęknie..- jęknąłem. Podała mi
leki przeciwbólowe i coś dziwnego do picia. Odpłynąłem.
Rano
obudziłem się z CoCo śpiącą na moim torsie. Przetarłem
oczy i poprawiłem ja na sobie. Moja
maleńka. Chwilę
później drzwi się otworzyły i Rene przyniosła mi śniadanie. Uśmiechnąłem
się do niej.
- Cześć
Hazz. W porządku? - spytała niepewnie.
- Ta.. Jak się czujesz ?
- Mną się
nie przejmuj - postawiła śniadanie obok.
- Przejmuje
się, bo Cie kocham i jesteś ze mną w ciąży.
- Tak. Ale
naprawdę jest dobrze. Typowe objawy.
- Chciałam z
tobą.. - Uśmiechnąłem
się.
- Dobrze
słoneczko. - Pocałowała
mnie w usta i poszła do łazienki.
- CoCo wiem,
że już nie śpisz.
- Cześć
tatku. - Zacząłem ją
delikatnie łaskotać. Śmiała się
głośno wierzgając nogami.
- Kocham Cie
córciu.
- Ja ciebie
też kocham - pocałowała mój policzek roześmiana.
- Chodź,
zjemy śniadanko. - usiadłem na łóżku, a ona obok mnie. Zacząłem ją
karmić tostem. Zjadła wszystko. Potem
pomogłem się jej umyć i ubrać. Odwiozłem ją do przedszkola. Pomachała mi
na pożegnanie. Zrobiłem zakupy po drodze do domu. Zabroniłem
Renesmee chodzić na uczelnię. To nie jest już bezpieczne. Ja naprawdę
jestem silny, ale nie aż tak. I jak znów ktoś bliski ucierpi to nie wytrzymam
nerwowo.
- Renesmee
kotku.. - Przytuliła mnie od tyłu.
- Co Hazz?
- Zrobisz mi
kawę ? Prosze..
- Dasz mi
buzi? Proszę.. - Pocałowałem
ją długo wplątując palce w jej włosy. Uśmiechnęła
się przez pocałunek i przygryzła moją wargę.
- Kocham Cie
skarbie.
- Ja ciebie
mocniej - odpowiedziała i poszła zrobić kawę. - Usiadłem na
kanapie i biłem się z myślami. Wypiję kawę i muszę jechać po CoCo, a i do
firmy. Będę pracował w domu. Tak będzie
najlepiej. Ugh...
- Chcesz
jechać ze mną po CoCo ? - stanąłem w drzwiach kuchni i patrzyłem na Renesmee.
- Jasne -
umyła ręce z mąki.
- Jesteś
piękna. - Podeszła do
mnie i pocałowała w usta.
- Gdzie ta
kawa skarbie ? - odgarnąłem jej włosy z buzi.
- Się robi -
pokazała na automat który zalewał właśnie moją filiżankę. Wykorkuję.
- A tak przy
okazji.. to jak długo wiesz o ciąży ?
- Niezbyt
długo.
- Dzwoniłaś
do lekarza ?
- Tak.
- Na kiedy
masz wizytę ?
- Za dwa
dni.
- Oczywiście
w prywatnym gabinecie ?
- Eee...
- To ją
odwołaj i umów się prywatnie.
- Po co?
- Bo
prywatnie się Tobą lepiej zajmą.
- Czy ja
wiem.. - mruknęła i podała mi kawę.
- Proszę nie
kłóć się ze mną.
- Dobrze.
- Dziękuję.
- wypiłem kawę i wziąłem kluczyki od auta.
Pojechaliśmy
po Coco. Rozmawiała z młodym Horanem.
- CoCo, Kieran chodźcie. - wysiadłem z
samochodu. - Pewnie Niall zapomniał go odebrać. - mruknąłem do Renesmee.
- Tata! -
przybiegła do mnie.
- Córcia ! -
wziąłem ją na ręce. - Przytuliła
się do mnie mocno i cmoknęła w policzek. Wyciągnąłem
rękę do Kierana. Zaprowadziłem ich oboje do samochodu. Wróciliśmy
do domu i dzieciaki się bawiły.
- HARRY ! -
Niall wbiegł do salonu.
- Siedzi na
dywanie.
- Jezu..
myślałem, że mi syna ukradli. - tak to jest jak dzieciak wychowuje dziecko .
- Głupi
jesteś - pokręciłem głową i wziąłem komputer.
- Bo ? Jezu
mama miała go odebrać, ale źle się poczuła i zapomniała zadzwonić do mnie
- No ale
jest już bezpieczny.
- Niall mam
dla Ciebie propozycję.
- Jaką?
- Otwieram
restaurację w centrum miasta. Chciałbyś może zostać szefem kuchni ?
- Jasne!
Boże.
- Ciesze
się.
- Dzięki
Hazz.
- Spoko, ale
masz się wreszcie Kieranem zająć Niall.
- Dobra.
Wiem zawalam.
- Troszkę. -
CoCo weszła mu na kolana. Pocałował ją
w czoło.
- Dzięki
stary. - Uśmiechnął
się.
- Chyba
wreszcie będzie dobrze.
- Ta..
Miejmy nadzieję.
- Na pewno.
- Zrobisz
obiad ?
- Rene mnie
wyprzedziła.
- Co ?!
Renesmee !
- No co?
- Miałaś się
oszczędzać, a nie gotować.
- Gotowanie
to nie wysiłek.
- Idź pomóc
mamie. - wygoniłem CoCo, a Kieran pobiegł za nią. - Niall wiesz co z Rose ? -
szepnąłem.
Boski ;3
OdpowiedzUsuńsuper;)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że Harry pyta o Rose tylko z obawy o Renesmee i dzieci..
OdpowiedzUsuńProszę,niech on już nic z nią nie odwali! <3
Zgadzam sie z Dagmarą. Niech on sie lepiej o nią pyta z troski o Rene i dzieci bo jak nie to zabije :P/ola
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCudne!! Czekam na nexta!!
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział <3 /gabi
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńheeey:) cudowny i czekam na nn
OdpowiedzUsuńBoski brak mi słów
OdpowiedzUsuńsuper :))
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem wpadłam na ten blog. Muszę stwierdzić że jest Mega <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next =)
Kurde..niech ta Rose zawału dostanie czy coś,albo niech jej coś na łeb zleci..
OdpowiedzUsuń